Rajd Dakar 2010 - Polacy coraz wyej
„Pod sam koniec była wydma, która ma 800 metrów wysokości. Z niej zjechaliśmy na poziom oceanu. To był przyjemny zjazd z prędkością 100 km/h. Widziałem ocean i wiedziałem, że to jest koniec odcinka. Duża frajda!"
Minął kolejny dzień Rajdu Dakar 2010. Wczoraj zawodnicy ścigali się na trasie z Antofagasty do położonego w północnej części Chile, nad samym brzegiem Oceanu Spokojnego miasta Iquique. Odcinek specjalny, o długości 418 km już od samego początku okazał się niezwykle trudny nawigacyjnie. Bardzo wielu kierowców chaotycznie krążyło we wszelkich możliwych kierunkach, szukając właściwej drogi. Problem znalezienia właściwej trasy nie ominął też polskich załóg.
Błąd nawigacyjny najwięcej kosztował Krzyśka Jarmuża z zespołu Radio Zet Dakar Team. Kończący w tym roku 30 lat zawodnik ze Strykowa, w poszukiwaniu właściwego szlaku stracił ponad 20 minut, przez co do Iquique dojechał dopiero na 52. pozycji. To małe niepowodzenie kosztowało go również stratę trzech oczek w klasyfikacji generalnej. Na szczęście polski kierowca Hondy nie traci czasu na rozmyślanie nad tym, co było, lecz skupia się na tym, co go jeszcze czeka.
„Dzisiaj był bardzo szybki etap, ale też bywały miejsca wymagające wolniejszej jazdy, co okazało się niezwykle ciężkie kondycyjnie. Na początku OSu zgubiłem się gdzieś, straciłem około 20-30 minut. Nie mogłem znaleźć właściwej drogi, ale ogólnie cały etap był dobry. Wiadomo, że każdy ma lepsze i gorsze dni więc trzeba jechać do przodu. Jutro 600 km, będziemy na trasie przez 10 godzin - aż się normalnie boję." - powiedział Krzysztof Jarmuż.
Znacznie lepiej poszło wczoraj Jakubowi Przygońskiemu, który plasując się na 7. miejscu już po raz trzeci w tym rajdzie udowodnił, że należy mu się miejsce w czołowej dziesiątce. Jednak duża starta czasowa, której „nabawił się" podczas III etapu skutecznie utrudnia mu przebicie się do czołówki klasyfikacji generalnej. 24-latek z Warszawy zajmuje obecnie15. lokatę i traci do pierwszego Cyrila Despres 02:26:53. Pustynne warunki odpowiadają również pozostałym członkom zespołu Orlen Team. Jacek Czachor i Marek Dąbrowski, którzy z Dakarem są związani od 10 lat, wczoraj zdobyli swoje najlepsze wyniki spośród wszystkich dni tegorocznego rajdu. Jacek do Iquique przyjechał z 18. czasem, co dało mu 17. pozycję w generalce, natomiast Marek wywalczył 34. lokatę, dzięki której przebił się w tabeli aż o 10 miejsc.
Jakub Przygoński:
„Bardzo ciężki odcinek z dużą liczbą dziur i kamieni, po których przy dużej prędkości trudno się jedzie. Ostatnie 20 km jechaliśmy po wydmach. To było bardzo przyjemne, gdyż lubię jeździć po piasku. Niestety, organizator nie chce puszczać po piasku zawodów, chyba boi się, że samochody nie przejadą. Trochę żałuję. Pod sam koniec była wydma, która ma 800 metrów wysokości. Z niej zjechaliśmy na poziom oceanu. To był przyjemny zjazd z prędkością 100 km/h. Widziałem ocean i wiedziałem, że to jest koniec odcinka. Duża frajda!"
Jacek Czachor:
„Mogło być lepiej. Popełniłem błąd na początku. Chciałem wyprzedzić zawodników i pojechałem trochę obok trasy. Chyba była źle oznaczona, bo wielu zawodników tam błądziło. Były problemy ze znalezieniem pierwszego way pointa. Tam zrobiłem dziesięć kilometrów więcej, czyli straciłem około 15 minut. Później jechałem już dobrze. Trasa bardzo niebezpieczna, wykańczająca fizycznie, brzydka. Cały czas wiedzie po niebezpiecznych dziurach, których nie da się opisać i stąd dziś dwa bardzo niebezpieczne wypadki."
Marek Dąbrowski:
„Udało się awansować z ósmej dziesiątki do czwartej. Dzisiaj zdenerwował mnie sędzia, bo mnie puścił później z tankowania. Zacząłem szybciej jechać. Motocykl nabrał obrotów. Mam nadzieję, że wytrzymam do końca. Tylko muszę dozować wysiłek. Ciężko mi szybko jechać cały etap. Dziś szybciej pojechałem w drugiej części, a w pierwszej nie popełniłem błędów nawigacyjnych i się udało."
Świetny start zaliczył wczoraj ubiegłoroczny zwycięzca Rajdu Dakar, Marc Coma. Hiszpan na mecie odcinka specjalnego pojawił się 10 minut przed drugim Cyrilem Despresem i trzecim Helderem Rodriguesem. Jednak pechowy, środowy etap, w którym Coma zajął dopiero 19. lokatę znacznie zmniejszył jego szanse na ponowne zwycięstwo w rajdzie. Traci on do francuskiego lidera klasyfikacji generalnej ponad 1 godzinę i 6 minut, co daje mu obecnie miejsce tuż za podium.
Niestety nie ma nowych informacji na temat stanu zdrowia włoskiego zawodnika Luca Manci, który, jak już informowaliśmy, uległ poważnemu wypadkowi na trasie wczorajszego OSu. Trasa do Iquique bardzo pechowa okazała się również dla załogi samochodu Volkswagen, kierowanego przez Mauricio Nevesa z Brazylii. W wyniku wypadku samochód został niemal doszczętnie zniszczony, natomiast Neves i pilot Clecio Maestrelli zostali przetransportowani do szpitala. Na szczęście ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
W rywalizacji quadowców nadal bardzo dobrze jedzie Rafał Sonik. Biznesmen z Krakowa VI etap rajdu pokonał czasie 06:28:06, który dał mu 4. miejsce w zestawieniu dnia. Tym samym Polak obronił 7. lokatę w klasyfikacji generalnej. Przed nim na mecie w Iquique była trójka zawodników z Argentyny, którzy jak twierdzi Rafał nie są do końca uczciwi. Oto, co więcej na ten temat powiedział polski kierowca quada.
„Był to etap bardzo stały, równy i bez żadnych awarii. Na trasie było bardzo dużo pyłu i kurzu. Jeden odcinek szczególnie zapamiętam. Był to najpiękniejszy odcinek trasy, jakim kiedykolwiek jechałem quadem - po wzgórzach, szeroką szutrową drogą z hopkami. Niesamowita przyjemność! Myślę, że straciłem tylko 10-15 minut w końcówce, bo na wydmach, przed wjazdem do Iquique, się zgubiłem. Jestem czwarty, ale nie mam powodów do niezadowolenia. Wygrało dziś trzech Argentyńczyków. Jechałem za jednym z nich, kierującym quadem Can-am, który jest zdecydowanie wolniejszy od mojego quada. W pewnym momencie ten facet po prostu zjechał z trasy odcinka specjalnego prosto przez górę na drugą stronę i wjechał z powrotem na trasę z drugiej strony. Bladego pojęcia nie mam skąd wiedział, że trasa tak biegnie. Nie wiem również skąd wiedział, że ta góra nie kończy się po drugiej stronie np. klifem. Kilka osób protestuje już przeciwko takiej sytuacji, bo jak widać Argentyńczycy są kompletnie poza zasięgiem. Różnice czasowe są abstrakcyjne. Nie wiadomo, czemu to można podporządkować. Chyba, że są perfekcyjni - nie popełniają błędów ani w nawigacji, ani w jeździe, ani w doborze sprzętu. Jednak to i tak nie tłumaczy, dlaczego te różnice są aż tak duże. Nie widzę żadnej szansy na to bym wygrał z nimi, chyba, że im się coś popsuje. Może czas i życie to wyjaśni."
Za sterami innego, znacznie większego czterokołowca marki Nissan, Krzysztof Hołowczyc i pilotujący mu Belg Jean-Marc Fortin dowieźli do mety czwartkowego etapu po raz kolejny miejsce w pierwszej dziesiątce. Dzięki temu zawodnicy Orlen Teamu powrócili na 5. miejsce w generalce.
Krzysztof Hołowczyc:
„Na pierwszej sekcji, podobnie jak inni, popełniliśmy spory błąd nawigacyjny, który kosztował nas co najmniej 5-6 min. Potem już jechaliśmy bardzo szybko i przez większa część odcinka ścigaliśmy się z Terranovą jadącym Mitsubishi kilkakrotnie wyprzedzając się nawzajem. My wyprzedzaliśmy go na trudniejszych technicznie partiach, a on był szybszy na bardziej wyboistych, szutrowych odcinkach. Pod koniec etapu blokował nas Spinelli. Nie chciałem ryzykować wyprzedzania go na wydmach, żeby się nie zakopać więc trochę czasu nam uciekło, aż wreszcie znalazł się dogodny moment i zaatakowałem. Ogólnie etap mogę zaliczyć do udanych. Pomimo pomyłki na początku jechaliśmy naprawdę szybkim tempem."
W Rajdzie Dakar nadal uczestniczy zespół, nad którym patronuje Polski Związek Motorowy. Drużyna R-sixteam, w którym jadą Robert Szustkowski i Jarek Kazberuk (Mitsubishi Pajero) oraz Grzegorz Baran, Rafał Marton, Paweł Zborowski (MAN TGA) po wczorajszym etapie zajmują w swoich klasach odpowiednio miejsca 43 i 23.
Pisaliśmy wczoraj, iż Aleksander Sachanbiński i Arkadiusz Rabiega jadący Toyotą Land Cruiser wycofali się z rajdu najprawdopodobniej za sprawą awarii. Teraz już wiemy, że zostali wykluczeni decyzją sędziów, a jej powodem był zbyt duży czas przejazdu trzeciego etapu Rajdu Dakar.
Na odcinku prowadzącym od miejscowości La Rioja do Fiambali, Polacy wraz z wieloma innymi załogami zakopali się w piaszczystych wydmach. Ze względu na wysoką temperaturę, silniki zaczęły się przegrzewać. Trzeba było poczekać na ciężarówkę serwisową, uzupełnić płyn chłodzący i dopiero Polacy mogli kontynuować jazdę. Na mecie zjawili się jednak z dużym opóźnieniem. Aleksander Sachanbiński i Arkadiusz Rabiega przejechali również 4. etap, nie zostali uwzględnieni w klasyfikacjach, a dopiero przed startem w piątej części rajdu, sędziowie zakomunikowali im decyzję o wykluczeniu z imprezy.
Dziś na zawodników czeka ostatni przed dniem odpoczynku i zarazem najdłuższy odcinek specjalny, który zawiera aż 600 km długości! Trasa prowadzić będzie wzdłuż wybrzeża Pacyfiku do Antofagasty, skąd w niedzielę załogi ruszą w kierunku Copiapo.
|
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
|





































































Komentarze
Poka wszystkie komentarze