Wielka luka w polskim prawie? A może inaczej po prostu się nie da? Nikt nie ma pomysłu, co należałoby robić w sytuacjach jak ta, o której opowiada jeden z naszych czytelników.

Motocyklista jedzie z prędkością ponad 120 km/h w miejscu, gdzie obowiązuje ograniczenie do 70 km/h. Do tego wyprzedza na podwójnej ciągłej i przejściu dla pieszych… Policjanci podejmują próbę zatrzymania, ale bezskutecznie - motocyklista zaczyna uciekać. Stróże prawa zdążyli zapamiętać markę i model motocykla, a nawet spisali numery rejestracyjne, jednak motocyklisty nie udało im się dogonić. Jaki jest finał całej sprawy? Skończyło się na mandacie karnym w wysokości 500 zł dla właściciela motocykla za… niewskazanie sprawcy.

Żeby karać, trzeba ustalić winnego

Nawet, gdyby kierowca motocykla w chwili zdarzenia był pod wpływem alkoholu i narkotyków, przejechałby przez kilka skrzyżowań na czerwonym świetle, jechał na jednym kole i wielokrotnie spowodował zagrożenie, ale udałoby mu się uciec, sytuacja mogłaby skończyć się identycznie. Dopóki policja nie ustali danych kierowcy, nie może go przecież ukarać. A właściciela pojazdu może ukarać jedynie mandatem w wysokości 500 zł za niewskazanie kierowcy w chwili popełnienie wykroczenia…

Czy warto uciekać przez policją?

Oczywiście wysnucie w tej chwili wniosku, że uciekanie przed policją to dobre rozwiązanie problemu, jest poważnym błędem. Po pierwsze w myśl nowych przepisów, ucieczka przed policją jest sklasyfikowana jako przestępstwo, za które grozi kara do nawet 5 lat pozbawienia wolności. Po drugie zdecydowana większość takich prób kończy się tragicznie, często nie tylko dla motocyklisty, ale również dla osób postronnych. Jest to zatem działanie skrajnie nieodpowiedzialne. Mimo wszystko, sytuacje jak ta opisana przez jednego z naszych czytelników, skłaniają do pewnych przemyśleń na temat obowiązujących przepisów i ich skuteczności.