Gleba, promil i kajdanki. Nieudana ucieczka przed policją
W niedzielny wieczór w powiecie wschowskim pewien kierowca pomylił drogę gruntową z torem wyścigowym. 40-letni mieszkaniec regionu, który już dawno stracił prawo do kierowania jakimikolwiek pojazdami, postanowił udowodnić, że zakazy są dla innych.
Mężczyzna wsiadł na skuter bez tablic rejestracyjnych, bez ubezpieczenia, bez badań technicznych, mając przy tym prawie promil alkoholu w organizmie i miał pecha, bo lista uchybień była na tyle długa, że patrolujący rejon dzielnicowy z Wschowy wraz z funkcjonariuszem ze Szlichtyngowy zwrócili uwagę na czerwony skuter i jego kierowcę. Nie bez znaczenia był fakt, ze 40-latek jechał bez świateł.
Ale to nie wszystko. Kierowca poruszał się zygzakiem i wyglądał po prostu, jakby walczył z grawitacją. Policjanci oczywiście natychmiast dali sygnał do zatrzymania, żeby wyjaśnić sytuacje, ale klasycznie w historiach z tego cyklu - zostali zignorowani przez kierowcę. Skuterzysta dodał gazu i ruszył w stronę Konradowa, wybierając drogę gruntową i licząc prawdopodobnie, że szybko zgubi radiowóz na nierównej drodze.
To się nie udało. Pościg nie trwał zresztą długo, ale wystarczająco, by 40-latek zdążył popisać się umiejętnościami kaskadera - o czym wspomina notka policyjna. Mężczyzna zajeżdżał drogę próbujących go wyprzedzić funkcjonariuszy, momentami jechał zygzakiem i na stojąco. Ta brawura nie uwolniła go jednak od ogona. Kiedy wjechał na jedno z podwórek, stracił panowanie nad maszyną i wylądował w piachu. Zamiast odpuścić, próbował jeszcze uciekać pieszo, ale policjanci szybko go dopadli.
Podczas legitymowania wszystko stało się jasne. Mężczyzna nie tylko miał w organizmie blisko promil alkoholu, ale też od dawna obowiązywał go dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Motorower, którym się poruszał, nie spełniał wymogów prawa. Zatrzymany 40-latek trafił do policyjnego aresztu, a sprawa znów znajdzie swój finał w sądzie.
Przypomnijmy jeszcze raz, że ucieczka przed policją otwiera prokuratorowi prostą drogę do postawienia zarzutu z artykułu 178b Kodeksu karnego, a tam widełki są jednoznaczne - od trzech miesięcy do nawet pięciu lat więzienia.
Co więcej, jeśli ktoś podczas ucieczki próbuje jeszcze stawiać czynny opór policjantom - co miało miejsce w tym przypadku, naraża się na kolejne paragrafy. Naruszenie nietykalności funkcjonariusza czy próba siłowego wyrwania się z zatrzymania to osobne przestępstwa, które tylko powiększają listę problemów. I choć wielu uciekinierów myśli, że w najgorszym wypadku dostaną mandat i kilka punktów, rzeczywistość jest dużo bardziej nieprzyjazna sprawcy.
Dla zasady należy jednak wspomnieć, że są oczywiście sytuacje, gdy niezatrzymanie się może zostać potraktowane jako wykroczenie, a nie jako przestępstwo. Dzieje się tak wtedy, gdy kontrolę próbuje przeprowadzić funkcjonariusz stojący przy drodze, bez użycia jednoczesnych sygnałów świetlnych i dźwiękowych. W takim wariancie sąd może nałożyć grzywnę sięgającą 30 tysięcy złotych, orzec zakaz prowadzenia pojazdów na okres od sześciu miesięcy do trzech lat, a w skrajnych przypadkach także wymierzyć areszt do 30 dni. Do tego doliczyć trzeba punkty karne i dodatkowe wykroczenia, jeśli w trakcie ucieczki kierowca łamał inne przepisy.


Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze