OPP pod Wrocławiem to maszynka do zarabiania. Kto tu zawinił?
Autostrada A4 między Kostomłotami a Kątami Wrocławskimi to dziś symbol skuteczności odcinkowego pomiaru prędkości, ale jednocześnie miejsce, które wielu kierowców wspomina ze złością i niesmakiem. Dlaczego?
Gdy system na odcinku około 8 kilometrów wystartował w lipcu 2023 roku, nikt nie spodziewał się, że w tak krótkim czasie stanie się maszynką do robienia pieniędzy na skalę krajową. Statystyki są bezlitosne - w ciągu pierwszego półrocza złapano ponad 152 tysiące kierowców, czyli niemal 900 zmotoryzowanych każdego dnia! Rok później licznik zatrzymał się na ponad 80 tysiącach mandatów i kwocie przekraczającej 31,4 miliona złotych. Przypominam, że mówimy o jednym systemie i jednym odcinku autostrady pod Wrocławiem!
Z powyższej sumy aż 23,9 miliona pochodziło z przekroczeń prędkości, a dodatkowe 7,5 miliona dorzuciły mandaty za niewskazanie kierującego. Ten odcinek A4 stał się więc absolutnym rekordzistą, a skala "urobku" wyróżnia go na tle całej Polski. Czy to znaczy, że akurat w tym miejscu setki i tysiące kierowców traktują ograniczenie prędkości jak delikatną sugestię?
Bezpieczeństwo czy pułapka?
W rzeczywistości to miejsce działa jak pułapka. Na autostradach w Polsce przyzwyczailiśmy się do limitu 140 km/h i kierowcy w naturalny sposób jadą 120, 130 albo nawet blisko górnej granicy. Tymczasem na podwrocławskim fragmencie obowiązuje ograniczenie do 110 km/h, wprowadzone z powodu braku pobocza. Problem w tym, że nie każdy zwraca uwagę na znaki, szczególnie że droga wygląda jak każda inna autostrada.
Czy to problem kierowców? Być może. Ale z drugiej strony wystarczy chwila nieuwagi, żeby wpaść w sidła i nawet nie wiedzieć, kiedy pojawi się mandat. Wielu kierowców zwraca uwagę, że oznakowanie tego odcinka jest niewystarczające, a dowodem na to są setki mandatów każdego dnia.
Dzień w dzień niemal 1000 ukaranych
Patrząc na drogę z perspektywy kierowcy, naprawdę łatwo odnieść wrażenie, że nadal jedziemy autostradą z klasycznym limitem 140 km/h. Nie dziwi więc, że tysiące kierowców popełniają tam ten sam błąd, zwłaszcza jeśli nie znają trasy i jadą nią po raz pierwszy.
Odcinkowy pomiar pod Wrocławiem działa tak skutecznie, że władze nie zamierzają na tym poprzestać. Na kolejnym fragmencie tej samej autostrady już stanął następny system, który lada moment zacznie rejestrować kolejne wykroczenia. Oficjalna narracja mówi o poprawie bezpieczeństwa, ale kiedy patrzymy na milionowe wpływy do budżetu, trudno nie odnieść wrażenia, że chodzi także o zupełnie inny cel. Jeśli w rok można zgarnąć ponad trzydzieści milionów złotych, to nie ma się co dziwić, że kolejny pomiar został postawiony tak szybko.
Miało być lepiej, a jest?
Obecnie, w dwa lata po uruchomieniu systemu, sytuacja wcale nie wygląda dużo lepiej. Choć liczby nieco spadły, to wciąż mówimy o dziesiątkach tysięcy kierowców ukaranych tylko na jednym fragmencie autostrady. Statystyki pokazują, że z jednej strony system zmusza kierowców do zdjęcia nogi z gazu, ale z drugiej - budzi sporo emocji i poczucia niesprawiedliwości. Kierowcy czują, że wpadli w zastawioną sieć, bo dostali nieintuicyjne ograniczenie, które na tak długim fragmencie wygląda na sztuczny haczyk.
Dodatkowo przed bramkami oznaczającymi koniec strefy OPP wielu kierowców nagle zdaje sobie sprawę, że byli pod kontrolą systemu i jechali za szybko. To powoduje, że niektórzy nagle zwalniają, a w miejscu, gdzie w zasadzie nic się nie dzieje, tworzy się korek. Ten zator pojawia się w przypadkowych momentach i zawsze stanowi dodatkowe zagrożenie na drodze.
Kolejny OPP na A4
Skoro zainstalowano już kolejne urządzenia, czyli OPP między węzłami Kąty Wrocławskie i Wrocław Południe, to można się spodziewać, że A4 pod Wrocławiem stanie się wkrótce autostradą, na której kierowcy zamiast patrzeć przed siebie, będą gorączkowo spoglądać na licznik prędkości, żeby nie dać się złapać. Być może przestaniemy nazywać ten fragment A4 autostradą, bo z powodu braku pobocza i ograniczenia prędkości do 110 km/h nie ma on już głównych cech autostrady. Za to rzeczywiście umożliwia ekspresowe zarabianie na kierowcach. Coś tu chyba poszło nie tak.


Komentarze 4
Pokaż wszystkie komentarzeMiało być lepiej dzięki takim kontrolom, a stało się to lukratywną inwestycją.
OdpowiedzTo co kierowcy wyrabiają na A4 woła o pomstę do nieba! Prawie nikt nie przestrzega ŻADNYCH znaków, większość pomyka 120-130, co chwila pojawia się we wstecznym lusterku ktoś pędzący 150-160 i ...
OdpowiedzProblemem jest BRAK TRZECIEGO pasa no i awaryjnego a na dobrą sprawę - powinien być CZWARTY - odnoszę do Ringu Berlina - tam takich "CUDÓW" nie ma bo są pasy ruchu. Tam dba się o jeżdżących a nie ...
OdpowiedzPonieważ często jeżdżę autostradą A4, min. na tym odcinku, mogę tylko napisać, że odcinek, gdzie występuje odcinkowy pomiar prędkości, jest jednym z bezpieczniejszych odcinków tej autostrady. ...
Odpowiedz