Deklarowany przebieg - polski fetysz, wyznacznik prestiżu
Kto choć raz sprzedawał używany motocykl lub auto, ten wie, co jest najważniejsze dla polskiego klienta. Jest to oczywiście umiejętnie nawinięta bajka o niskim przebiegu pojazdu, poparta przekręconym licznikiem.
Do napisania tego tekstu skłonił mnie screen rozmowy z potencjalnym klientem, który pojawił się na jednej z facebookowych grup motocyklowych. W skrócie - 20 letnie Suzuki Bandit, deklarowany przebieg 78 tysięcy km, cena 3 tysiące zł i srogie utyskiwania kupca na zbyt duży przebieg. Moim zdaniem jak na wiek motocykla jest on wręcz podejrzanie niski. W sumie nic nowego - polski rynek pojazdów używanych w pigułce. Ilość przejechanych przez pojazd kilometrów jest u nas jakimś Świętym Graalem, tak jakby miał on mówić wszystko o kondycji motocykla lub auta.
Przeglądając ogłoszenia sam nie mogę do końca uwierzyć w szczęście potencjalnych kupujących. Okazuje się, że mamy zatrzęsienie niezbyt młodych motocykli, których głównym zadaniem było ozdabianie salonu. Dziwne, mój pierwszy duży jednoślad sprzedawałem po jednym sezonie z przebiegiem powiększonym o prawie 30 tysięcy km, jeżdżąc przy tym regularnie, ale nie jakoś przesadnie dużo. Po prostu samo się jakoś nawinęło. A może miejskie legendy o potężnych maszynach służących tylko do przejazdów pod modną kawiarnię lub przysłowiową warszawską Kolumnę Zygmunta nie są wyssane z palca?
Umówmy się - przebieg wyrażony w kilometrach może mieć większe znaczenie w maszynach góra 10-letnich i to również zależy od kilku kolejnych czynników. Jednym z nich jest przeznaczenie i sposób użytkowania motocykla. Czym innym będzie przykładowy przebieg 50 tysięcy km dla wysokoobrotowego pojazdu sportowego, a czym innym dla turystycznego osiołka o osiągach samochodu rodzinnego. W przypadku starszych motocykli płacimy już wyłącznie za to, co widać gołym okiem, a widać niemal od razu. Za stan podzespołów i za regularne wizyty poprzedniego właściciela w dobrych serwisach. Dlatego w przypadku maszyn z odległych roczników najlepiej jest decydować się na te z opinią pancernych i bezproblemowych. Do nich należy z pewnością przytaczany wcześniej Bandit, dla którego 78 tysięcy km przy dobrym traktowaniu silnika oznacza zaledwie wejście w wiek męski.
Do statystycznego Kowalskiego to jednak nie trafia - pole przebiegu jest jednym z pierwszych wypełnianych przy filtrowaniu ogłoszeń. Polski klient lubi być oszukiwany, uwierzy więc we wszystko, co zobaczy na liczniku. Może chodzi o to, że taki przekręcony wskaźnik daje mu jakiś wewnętrzny spokój w czasie jazdy? Podnosi poziom prestiżu, że oto nie prowadzi trupa, który pięciokrotnie okrążył Ziemię na równiku, tylko całkiem młody motocykl? Nie oznacza to oczywiście, że nie trafiają się prawdziwe perełki, które większość swego życia stały pod kocem, ale ich procentowy udział w rynku daje do zrozumienia, że mamy do czynienia z masowym szwindlem. Za porozumieniem stron oczywiście - przecież klienci tego oczekują.
Komentarze 4
Pokaż wszystkie komentarzeNiestety w Polsce nadal ludzie patrzą tylko na przebieg i jego kupują a nie sprzęt. Mam BMW 1200GS 2005r. z przebiegiem 160tys km, serwisowany w ASO ( ostatni serwis 152tys km). Gdy go wystawiłem...
OdpowiedzMentalność i obiegowe opinie. Gdyby potencjalnego kierowcę motocykla nauczyć od małego dbać o sprzęt to i 50 tyś nie było by problemem. Zawsze główne argumenty to : 1. Jestem studentem.2.To jest...
OdpowiedzPośrednio psychozę nakręcają dziennikarze robiący testy różnej maści pojazdów uzywanych. Zazwyczaj w podsumowaniu jest, że np. silnik wytrzymywał 50tys. km do remontu, albo sprzęgło do wymiany ...
Odpowiedza przy dobrym serwisowaniu i utrzymaniu to 50 tyś i motok prawie jak nowy.
OdpowiedzTys.
OdpowiedzPolak chce kupic najtaniej jak sie da, ale ma to byc super sprzet. Potem kupuja te wszystkie okazje przygotowane specjalnie pod takich ludzi.
Odpowiedz