Daniel Ricciardo zamienił F1 na motocross i zaliczył glebę
Daniel Ricciardo wciąż nie potrafi żyć bez adrenaliny. Były zawodnik F1 słynie z zamiłowania do motocykli, a wolny czas spędza często na crossowych maszynach, najchętniej w rodzinnych stronach. Tym razem jazda zakończyła się w szpitalu.
Pasja do dwóch kółek potrafi być równie ryzykowna, co jazda bolidem. Daniel Ricciardo przekonał się o tym podczas ostatniej wyprawy w Queensland.
W czwartkowy poranek 14 sierpnia wybrał się na przejażdżkę przez las deszczowy Daintree, w północno-wschodniej Australii. Ten tropikalny las uchodzi za najstarszy na świecie i to właśnie tam Australijczyk zaliczył poważnie wyglądającą glebę, po której konieczna była wizyta w szpitalu Mossman, oddalonym o około 50 kilometrów od miejsca zdarzenia.
Na szczęście obrażenia zawodnika okazały się stosunkowo niewielkie. Doszło do uszkodzenia obojczyka, ale bez większych komplikacji. Daniel szybko opuścił placówkę, a świadkowie relacjonują, że wychodził w dobrym nastroju.
Warto przypomnieć, że Ricciardo nie jest anonimową postacią w świecie motorsportu. Zadebiutował w 2011 roku i szybko dał się poznać jako kierowca z wyjątkowym charakterem, dla którego liczy się show i pasja. W Formule 1 święcił triumfy w barwach Red Bull Racing, odnosząc osiem zwycięstw Grand Prix i zdobywając serca kibiców nie tylko walecznym stylem jazdy, ale też charakterystycznym "shoey", czyli celebracją z picia szampana prosto z buta. Poczucie humoru nigdy go nie opuszcza, zresztą w Internecie można do tej pory znaleźć filmy to udowadniające.
Ostatni raz za kierownicą bolidu Ricciardo pojawił się w Grand Prix Singapuru 2024 w barwach zespołu RB. Wkrótce później miejsce Australijczyka przejął Liam Lawson, co definitywnie zamknęło pewien rozdział w jego karierze. Po rozstaniu z królową motorsportu postanowił na chwilę zejść z radarów i odpocząć od szalonego tempa, jakie towarzyszyło mu przez lata. Sam przyznawał niedawno, że ostatnie miesiące były dla niego czasem refleksji oraz… samopoznania. Zawodnik pojawił się również na konferencji "Ray White's Connect" na Gold Coast, gdzie mówił otwarcie o tym, że wreszcie ma czas, by skupić się na innych sprawach, w tym rodzinnych.
Nie oznacza to jednak, że były zawodnik F1 całkowicie odciął się od świata wyścigów i maszyn. Wciąż pozostaje aktywny w środowisku motorsportu. Z kolei w wywiadach często podkreśla, że motocykle są dla niego niemal równie ważne, co samochody. To zamiłowanie łączy także z motocyklowymi markami, na przykład współpracą z KTM. Z kolei motocyklowy incydent chyba dowodzi, że adrenalina w życiu Australijczyka nigdy się nie skończy. Kto wie, może zobaczymy go jeszcze w sportowej rywalizacji, ale tym razem na dwóch kołach?


Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze