Trójmiasto straciło jeden OPP. CANARD zmienia plany
Na obwodnicy Trójmiasta miały stanąć trzy odcinkowe pomiary prędkości, które miały skutecznie temperować kierowców lubiących szybką jazdę. Plany wyglądały ambitnie, ale uległy zmianie. Co się stało?
Trzy punkty, trzy fragmenty, które w końcu miały wprowadzić trochę dyscypliny na drodze oplatającej aglomerację. Pierwszy z nich, odcinek między Chwarznem a Wielkim Kackiem o długości czterech kilometrów, miał być częścią tego systemu. Miał, bo już wiadomo, że nic z tego nie wyjdzie. CANARD wyciął ten fragment z listy, a oficjalny powód jest lakoniczny - "względy techniczne". Brzmi jak worek, do którego można wrzucić wszystko: brak przyłącza energetycznego, kłopoty z konstrukcją bramownic czy po prostu problem z realizacją w terenie. Faktem jest jedno. Tego punktu nie będzie.
Dwa pozostałe odcinki nadal są w planach i mają obejmować trasę od Owczarni do Matarn i od Karczemek do Szadółek, razem niemal 8 kilometrów monitorowanej jazdy. Na razie nie wiadomo, kiedy system zostanie uruchomiony, bo CANARD nie podaje konkretnych terminów. Cały projekt rozbudowy, wart 85 milionów złotych, ma być skończony do czerwca 2026 roku, a kolejne informacje mają pojawiać się w mediach społecznościowych instytucji. Kierowcy muszą więc uzbroić się w cierpliwość i śledzić komunikaty.
Pomorze dostanie jednak jeszcze jeden punkt kontrolny, choć nie na samej obwodnicy. Na trasie S7, pomiędzy Dworkiem a Nowym Dworem Gdańskim, powstanie kolejny odcinkowy pomiar prędkości. Ta lokalizacja pozostała na liście realizacyjnej i również ma docelowo trzymać w ryzach kierowców zmierzających do Trójmiasta od strony Warszawy.
Cała Polska szykuje się na wielką rozbudowę sieci OPP. W planie są 43 nowe instalacje obejmujące 400 kilometrów dróg. Dane z innych rejonów jasno pokazują, dlaczego takie systemy są potrzebne. Na przykład na A4 między Kątami Wrocławskimi a Kostomłotami w ciągu roku wystawiono aż 80,5 tysiąca mandatów. To daje średnio 220 dziennie i dowodzi, że wielu kierowców traktuje ograniczenia prędkości jako sugestię. Ale mandaty to nie wszystko. W 2024 roku A4 była najniebezpieczniejszą autostradą w kraju, z ponad 30-procentowym wzrostem liczby wypadków w porównaniu z A2. Dolny Śląsk znalazł się też wysoko w statystykach ofiar śmiertelnych i rannych. Możemy się irytować na rosnącą kontrolę, ale nadzór rzeczywiście nie jest tylko kwestią fiskalną, ale sprawą życia i śmierci.
Dziś w Polsce działa 71 odcinkowych pomiarów prędkości. Zasada działania systemu jest prosta. Mierzona jest średnia prędkość pojazdu na wyznaczonym fragmencie drogi. Jeśli ktoś nie mieści się w limicie, jego dane lecą prosto do Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym i kończy się to zazwyczaj mandatem w skrzynce. Kierowcy nie mogą udawać, że nie wiedzą, gdzie ich kontrolują, bo instalacje są oznakowane znakami D-51a i D-51b. Teraz czas na kolejną falę rozbudowy, a Trójmiasto dostaje mniej, niż pierwotnie planowano.


Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarzeSitek, może już czas przestać się męczyć, i zmienić pracodawcę z portalu motocyklowego na Wydz. Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej Policji?
Odpowiedz