Odcinkowe pomiary prędkości w Polsce rosną jak grzyby po deszczu. Gdzie je znowu postawili?
Nie można powiedzieć, że polscy kierowcy dopiero oswajają się z obecnością odcinkowych pomiarów prędkości, bo systemy te rozgaszczają się na naszych drogach od paru lat. Szybko okazało się, że są wyjątkowo skuteczne, więc wciąż powstają nowe. Gdzie?
Zamiast robić zdjęcie w jednym punkcie, jak tradycyjny fotoradar, taki pomiar sprawdza, ile czasu zajęło pokonanie konkretnego odcinka drogi. Kamery ustawione na początku i końcu trasy liczą czas przejazdu, a jeśli wynik jest za krótki w stosunku do obowiązującego ograniczenia prędkości, mandat gotowy. To rozwiązanie nie pozwala na klasyczne "zwolnię przed radarem i przyspieszę dalej" - trzeba jechać równo i zgodnie z przepisami przez cały monitorowany odcinek.
Efekty? W samym tylko 2024 roku systemy te zarejestrowały ponad 371 tysięcy przekroczeń prędkości. Rekordzistą jest zestaw zainstalowany w 2023 roku na A4 między Kostomłotami a Kątami Wrocławskimi - 81 529 wykroczeń w ciągu roku to wynik, który robi wrażenie. W obliczu takich statystyk CANARD nie zamierza zwalniać tempa i już zamówił 43 kolejne urządzenia. Część z nich już zaczęła działać - w lutym i marcu do sieci dołączyło pięć nowych lokalizacji.
Jedną z nich jest droga wojewódzka nr 801 w województwie lubelskim, gdzie między Matygami a Gołębiem działa pomiar od 5 lutego. To odcinek długości około 5,6 km, na którym obowiązuje ograniczenie do 70 km/h. Kilka dni później, 7 lutego, odcinkowy pomiar zaczął działać także w Nowej Dębie, w woj. podkarpackim - na DK9 trzeba uważać przez ponad 1,8 km i nie przekraczać 50 km/h.
Koniec lutego przyniósł kolejny zestaw - 27 lutego uruchomiono system na A2 między węzłem Konin Wschód a MOP Kuny w Wielkopolsce. To już solidny kawałek trasy - ponad 11 kilometrów. Samochody osobowe mogą tam poruszać się z prędkością 140 km/h, ale kierowcy ciężarówek muszą pilnować się bardziej - limit wynosi 80 km/h.
W marcu odcinkowe pomiary pojawiły się w jeszcze dwóch lokalizacjach. Na DK20 w woj. pomorskim, między Borczem a Babim Dołem, trzeba trzymać się 90 km/h (osobówki) lub 70 km/h (ciężarówki) na odcinku długości 2,7 km. Z kolei na S14, między Pterykozami a Dobroniem w woj. łódzkim, system nadzoruje 5,4 km drogi. Tutaj ograniczenia zależą od kierunku jazdy: w stronę Łodzi można jechać 120 km/h, w stronę Wrocławia - 110 km/h. Dla ciężarówek standardowo obowiązuje 80 km/h.
Przekroczenie prędkości wiąże się oczywiście z konsekwencjami finansowymi. Mandaty zaczynają się od 50 zł i 1 punktu karnego za drobne przewinienia do 10 km/h, a kończą na 2500 zł, a nawet 5000 zł oraz 15 punktach za jazdę powyżej 70 km/h ponad limit. Warto też pamiętać o zasadzie recydywy - jeśli w ciągu dwóch lat popełnisz to samo wykroczenie drugi raz, wysokość mandatu automatycznie się podwaja.
Takie rozwiązania mogą niekiedy irytować zmotoryzowanych, ale statystyki nie kłamią - odcinkowe pomiary naprawdę działają. Kierowcy nie mają już miejsca na "sprinty między radarami", a jazda z przepisową prędkością przestaje być tylko teorią. Z mojej osobistej praktyki zauważyłem jednak pewien problem z OPP. Jeśli chodzi o wspomniany system na A4 koło Wrocławia, w miejscu końca OPP tworzą się korki, a niekiedy pojazdy niebezpiecznie zwalniają. Dlaczego? Część kierowców poniewczasie orientuje się, że byli pod okiem kamer OPP i chcą wydłużyć czas przejazdu. Jest już oczywiście za późno, ale próbują i generują niebezpieczne sytuacje na autostradzie.
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze