tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Czy w Le Mans ogl±dali¶my MotoGP czy EWC?
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG

Czy w Le Mans ogl±dali¶my MotoGP czy EWC?

Autor: Mick Fia³kowski 2025.05.13, 11:50 Drukuj

Niedzielny wyścig o Grand Prix Francji bardziej przypominał długodystansowe zmagania FIM EWC niż sprinterską rywalizację w MotoGP. Wygrał lokalny bohater, ale nie ten, którego spodziewał się rekordowy tłum kibiców.

Gdyby przed weekendem, ktoś powiedział Wam, że Grand Prix Francji w Le Mans padnie łupem zawodnika z tego państwa, z pewnością przytaknęlibyście, że jest to bardzo możliwe, mając jednak w głowie kogoś zupełnie innego, niż ostateczny triumfator.

NAS Analytics TAG

Dramat Fabio

Pierwsze emocje przyniosły już sobotnie kwalifikacje, które padły łupem uskrzydlonego faworyta lokalnej publiczności, Fabio Quartararo. Podobnie jak dwa tygodnie wcześniej w Jerez de la Frontera, zawodnik Yamahy wywalczył pole position i liczył na walkę przynajmniej o podium, co ponownie potwierdza tegoroczne postępy Yamahy.

"Z zewnątrz może tego nie widać, ale pod owiewkami wiele się w tym roku zmieniło" - podkreślał na początku weekendu nowy szef wyścigowego działu Yamahy, Paolo Pavesio.

Radość Quartararo i jego zespołu nie trwała jednak długo. Na suchym torze, podczas sprintu mistrz świata nie miał tempa, aby walczyć o podium z zawodnikami dosiadającymi Ducati, finiszując na czwartym miejscu.

W niedzielę było jeszcze gorzej. Mimo świetnego startu, Quartararo wkrótce spadł za plecy Marca Marqueza, a po kilku okrążeniach zaliczył wywrotkę w ostatnim, zakręcie, po której wirażowi nie pozwolili mu już wrócić na tor.

Za żywiołową dyskusję z nimi Francuz otrzymał zresztą nawet zasłużoną karę dwóch tysięcy euro i wykluczenia z pierwszych dziesięciu minut pierwszego treningu wolnego podczas kolejnej rundy, która odbędzie się na brytyjskim torze Silverstone.

Dramat Fabio nie oznaczał jednak końca nadziei dla francuskich kibiców, ale na tym etapie nikt jeszcze nie spodziewał się tego, co miało wydarzyć się w Le Mans. Zacznijmy jednak od początku.

Deszcz rozdaje karty, ale procedura działa

Po nocnych opadach deszczu zawodnicy MotoGP zaliczyli rano mokrą rozgrzewkę, ale na wyścigi Moto3 i Moto2 było już sucho. Pod koniec tego ostatniego znów zaczęło jednak kropić.

Po ostatnim zamieszaniu na polach startowych w Austin organizatorzy wprowadzili zmiany w przepisach, dlatego tym razem nikt nie pokusił się o ucieczkę z gridu. Zamiast tego wszyscy solidarnie zjechali do alei serwisowej po motocykle na wetach pod koniec okrążenia rozgrzewkowego. Co ciekawe, przed zjazdem do pit lane na czoło kolejki przytomnie wystrzelił właśnie Johann Zarco.

To oznaczało, że nikt nie wrócił na pola startowe, dlatego organizatorzy nie mieli innego wyjścia, jak tylko przerwać procedurę startową i wznowić ją kilka minut później w ramach "szybkiego restartu".

Tym razem wszyscy (poza Lorenzo Savadorim) wyjechali z garaży na deszczówkach, ale po okrążeniu wyjazdowym spora grupa zjechała do alei serwisowej po opony typu slick.

To oznaczało, że zawodnicy ci mogli wyjechać na okrążenie rozgrzewkowe i ustawić się na swoich polach startowych, ale w ramach kary za złamanie procedury startowej musieli przejechać dwukrotnie przez tak zwane "długie okrążenie" w ósmym zakręcie.

Biorąc pod uwagę fakt, że tor był niemal całkowicie suchy, zyskali oni jednak ogromną przewagę. Dlaczego? Dlatego, że przejazd przez long lap to raptem kilka sekundy straty. Ci, którzy zostali na polach startowych, musieli z kolei już po rozpoczęciu wyścigu zjechać do alei serwisowej na zmianę motocykla, a to oznacza przecież niemal minutę "w plecy".

Na gridzie pozostało tylko dziewięciu zawodników. Wśród nich dwukrotny mistrz MotoGP i największy pechowiec początku sezonu, Pecco Bagnaia, a także ostateczny zwycięzca Johann Zarco. Aż trudno uwierzyć, że wyścig obu niemal zakończył się w pierwszej szykanie, ale następnie potoczył się aż tak drastycznie inaczej.

Pecco dosięga dna

Gdy stawka dojeżdżała do trzeciego zakrętu, Bagnaia został ścięty z toru przez Eneę Bastianiniego, który za bardzo opóźnił hamowanie ("Bestia" dostał za to zresztą karę long lap na GP Wielkiej Brytanii). Włoch wylądował na deskach, ale podniósł swój motocykl i wrócił do alei serwisowej, przesiadając się na maszynę na slickach.

Gdyby tylko został na torze, kto wie, czy nie stanąłby na podium (on sam uważa, że pierwsza piątka była w takiej sytuacji na wyciągnięcie ręki). Nie mógł jednak tego zrobić z powodu uszkodzenia dźwigni zmiany biegów.

Tym sposobem na czwartym kółku dostał od liderów dubla, a trzy kółka później wrócił po maszynę na wetach. Dramat, ale większym problemem dla Pecco jest to, że cały czas nie może się dogadać i "nie czuje" motocykla w wersji 2025. "Dotknęliśmy dna" - powiedział po wyścigu, który ukończył na 16. miejscu, jedno oczko za punktowaną piętnastką.

Zarco Zaryzykował

Tymczasem Zarco także oberwał rykoszetem w zamieszaniu w pierwszej szykanie i wyjechał poza tor, spadając na koniec stawki. Francuz zrobił jednak coś zupełnie innego niż reszta zawodników. Nie zamierzał zjeżdżać do alei serwisowej po slicki, a został na torze, spodziewając się deszczu i skupiając na zarządzaniu wetami. Gdy po kilku kółkach znów zaczęło padać, jadący na czele bracia Marquez zjechali po wety.

Na tor wrócili mniej więcej dziesięć sekund za Zarco i tej straty nie byli już w stanie odrobić. Tym bardziej, że Alex zaliczył jeszcze po drodze wywrotkę, oddając prowadzenie w tabeli starszemu bratu, a trzeci stopień podium zespołowemu koledze, Ferminowi Aldeguerowi, który trzeci był także w sobotnim sprincie. Ten młody Hiszpan jeszcze dwa lata temu typowany był na wielką gwiazdę, ale poprzedni sezon w Moto2 w jego wykonaniu nie był aż tak przekonywujący, jak rok 2023. Czyżby wreszcie Fermin zaczął się budzić?

Marc przyznał po wyścigu, że gdyby nie wywrotka podczas poprzedniej rundy w Jerez, z pewnością cisnąłby i próbował dogonić Zarco, co jego zdaniem na pewno zakończyłoby się upadkiem. Po tym, jak w Hiszpanii stracił punkty w Andaluzji, tym razem postanowił jednak zachować zimną krew i dowieźć do mety cenne, drugie miejsce.

Czy to jeszcze ściganie czy tylko loteria?

Oglądając niedzielne zmagania można było odnieść wrażenie, że śledzimy nie sprint królewskiej kategorii, w której liczy się wyłącznie to, kto ma najlepsze tempo (i ew. oszczędzi sobie trochę opon na ostatnie kółka), a skompresowany do godziny, 24-godzinny wyścig FIM EWC.

Dlaczego? Dlatego, że tym razem tempo nie miało aż takiego znaczenia. Liczyła się taktyka, ale i tutaj trudno ocenić, na ile sukces a porażka były kwestią przemyślanej strategii, a na ile zwykłego szczęścia. Kto wie, gdyby Zarco nie spadł na koniec stawki w pierwszej szykanie, być może zjechałby po slicki razem z niemal całą stawką, a gdyby tak się stało, pewnie nie miałby szans na walkę o zwycięstwo.

Walka o Grand Prix Francji przypominała więc trochę rosyjską ruletkę albo grę w rzut kośćmi, ale czy to coś złego? Moim zdaniem absolutnie nie. Nie oszukujmy się, w tym roku podium wyścigów zazwyczaj można było typować niemal w ciemno, gdy zawodnicy wyjeżdżali na pola startowe. Takiego obrotu sprawy, jaki miał miejsce w niedzielę, przed zgaśnięciem czerwonych świateł nie wytypowałby chyba z kolei absolutnie nikt… i za to kocham MotoGP!

Wszystko to ani trochę nie ujmuje jednak ani Johannowi Zarco, który zachował zimną krew i dowiózł zwycięstwo do mety, mimo dość ekstremalnych przecież zmian warunków. Nie ujmuje też ani trochę wyścigom długodystansowym, które przecież rządzą się swoimi, nieco innymi prawami i także prezentują ekstremalnie wysoki poziom.

O ile tam, w EWC, mamy swoją reprezentację i aż dwa polskie zespoły, o tyle w Le Mans jedynym polskim akcentem była ogromna biało-czerwona flaga, którą ktoś dumnie machał na trybunie głównej. Miejmy nadzieję, że prędzej niż później my także będziemy mieli w serii Grand Prix takie same powody do radości, jak francuscy kibice w niedzielę.

Skoro o fanach mowa. W miniony weekend padł rekord, a organizatorzy donosili aż o 311 tysiącach kibiców, którzy pojawili się na trybunach podczas Grand Prix. Trzeba jednak pamiętać, że według ich metodologii, każdy kto odwiedził tor każdego z czterech dni weekendu, liczony był aż cztery razy! Realnie mówimy więc o 120 tysiącach fanów w niedzielę, ale to nadal imponująca liczba. Nawet bardzo.

Tymczasem na czoło tabeli MotoGP wrócił Marc Marquez, który tym razem utrzymał nerwy na wodzy. Choć Zarco przerwał serię zwycięstw Ducati, to jednak zawodnicy włoskiej marki byli w ten weekend najszybsi na torze niezależnie od warunków. Czy tak samo będzie na Silverstone? Czy zagubiony Bagnaia wróci do gry? Czy uskrzydleni japońscy producenci znów powalczą w czołówce? Sezon MotoGP robi się coraz ciekawszy!  

NAS Analytics TAG

NAS Analytics TAG
Zdjêcia
NAS Analytics TAG
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze s± prywatnymi opiniami u¿ytkowników portalu. ¦cigacz.pl nie ponosi odpowiedzialno¶ci za tre¶æ opinii. Je¿eli którykolwiek z komentarzy ³amie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usuniêty. Uwagi przesy³ane przez ten formularz s± moderowane. Komentarze po dodaniu s± widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadaj±cym tematowi komentowanego artyku³u. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu ¦cigacz.pl lub Regulaminu Forum ¦cigacz.pl komentarz zostanie usuniêty.

NAS Analytics TAG

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualno¶ci

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep ¦cigacz

    NAS Analytics TAG
    na górê