Żelazny i Inka, "Żołnierze Niezłomni". Oto ich historia i rajd motocyklowy, dedykowany ich pamięci
W zeszłym roku w maju miałem zaszczyt uczestniczyć w Rajdzie Motocyklowym z okazji bohaterskiej śmierci ppor. Zdzisława Badochy "Żelaznego". "Żelazny" zginął w czerwcu 1946 r czyli 75 lat temu. Opisane to zostało na łamach scigacza.pl zaraz po tym zdarzeniu.
"PanMarek" Pasjonat opery, gór i motocykli + dobra czysta wódeczka (na zgłuszenie). |
Tym razem niestrudzeni organizatorzy, Zbyszek Wasilewski i Robert Kwiatek, wynaleźli wspaniałe miejsce nad jeziorem Długim w ośrodku "Samba", kilka kilometrów na południe od kaszubskiego Czerska. Wokół szumiały Bory Tucholskie, a nad jeziorem, otoczonym mieniącą się barwami zielenią lasów i szuwarów, wieczorami (piątek i sobota) płonęło potężnym płomieniem ognisko. W tym roku program zwiedzania był "subtelniejszy" w kilometry. Najpierw kolumna prawie 20 motocykli z całej Polski (byli m.in. koledzy z Lublina i Bielska Białej) pojechała zobaczyć postępy przy odbudowie kościółka w Kasparusie. Miejscowość ta była jednym z mateczników, w których po akcjach przeciw siepaczom z UB i KBW chronili się "Niezłomni". Kościółek spłonął w Sylwestra, dwa lata temu. Przyczyny są różnie podawane, od zaprószenia ognia od sylwestrowych rac, do zwarcia starej instalacji elektrycznej. Jedno jest tylko pewne, że zaczęło się palić w wieży kościelnej, a spłonął prawie cały kościół, mimo rozpaczliwego gaszenia przez straż pożarną. Budujące jest to że ogromnym wysiłkiem ludzi udaje się ten kościółek odbudowywać i postępy są widoczne. Jako ciekawostkę dowiedziałem się, że poważny udział finansowy w dziele budowy (1926 r) i odbudowy ma mieszkającą od wielu już lat w Stanach rodzina Hirschfeld, wywodząca się z Kasparusa Żydów Polskich. Piękny przykład miłości do swojej dawnej, małej ojczyzny i do współbraci wspólnie mieszkających. A przecież jako Starozakonnych cóż mogła ich obchodzić wspólnota katolicka?! Rejon Borów Tucholskich to ostoja działań V Wileńskiej Brygady AK, która podzielona na szwadrony dobrze zachodziła za skórę miejscowym komunistycznym władzom. Dowódcą jednego ze szwadronów był właśnie Zdzisław Badocha "Żelazny", pochodzący z Zagłębia Dąbrowskiego, a sanitariuszką w jego oddziale była właśnie "Inka", czyli Danuta Siedzikówna, która wywodziła się z Narewki na Podlasiu, leżącej w otulinie Puszczy Białowieskiej. W piątek po przyjeździe i zakwaterowaniu w sympatycznym ośrodku, atrakcje zamykało oczywiście wieczorne ognisko, przy którym przypomnieliśmy sobie siebie i wspomnieliśmy zeszłoroczne spotkanie. Było ono niestety w zdecydowanie gorszej pogodzie, niż wspaniała tegoroczna.
Sobotnia jazda to wspomniany już Kasparus, a po drodze "kapliczki - pomniczki" poświęcone tragedii miejscowej ludności, zarówno ze strony niemieckiego okupanta, jak i rozmaitych komunistycznych terrorystów. Niestety te boczne drogi, wijące się wśród przepięknych ostępów Borów Tucholskich, są na ogół pokryte fatalnym asfaltem, często powybijanym i nierównym. To że są nierzadko wąskie oczywiście w niczym motocyklistom nie przeszkadza. Po powrocie do ośrodka, posileni obiadkiem pod przewodnictwem p. Danusi Sikory, miejscowej bojowniczki i dobrego ducha pamięci o Żołnierzach Niezłomnych, pojechaliśmy do osady Zwierzyniec. Było to podwójne deja vu, gdyż jechaliśmy "wilczymi tropami" leśnych, a prowadząca kolumnę p. Danusia pomykała (do 60 km/godz) na swojej stareńkiej WSK 125, ciągnąc za sobą docierający do naszych nozdrzy zapach dwusuwowych spalin. Dawno już czegoś takiego nie doświadczałem. W Zwierzyńcu mieszka do dziś rodzina Łytkowskich, w których domu miał jedną ze swoich kwater sam Major, jak do tej pory mówi aktualnie ponad 80cio letni, a wówczas 10cio letni chłopach, syn rodziny, która nie bała się udzielać schronienia majorowi Zygmuntowi Szendzielarzowi "Łupaszcze" i jego żołnierzom. Co ci ludzie przeżyli w czasie rozmaitych ubeckich śledztw... Niestety w czasie naszej wizyty schorowany p. Łytkowski był w szpitalu. Koło domu jest jednak piękny kamień z umocowaną tablicą poświęcony V Wileńskiej Brygadzie AK, a obok stoi wspaniale wyrzeźbiony w dębowym pniu, świecący żółcią drewna i ochronnych warstw, pomnik-kapliczka poświęcony "Ince" ze słynnymi już jej słowami, przemyconymi z ubeckiej katowni w Gdańsku: "zachowałam się jak trzeba". Ta 18to letnia dziewczynka-sanitariuszka, ubrana w sukienkę gospodyni i jej przydużą marynarkę, która jeszcze bardziej podkreślała jej młodość, właśnie stąd odjechała do Gdańska, aby uzupełnić oddziałową apteczkę i wsiadła na dworcu w nieodległej Lipowej Tucholskiej. Tuż przy torach dworcowych jest mała mogiłka, obramowana jakby drewnianą skrzynką. Spoczywa w niej nieznana dziewczyna, Niemka, zgwałcona i zamordowana przez tabun sowieckich sołdatów i wyrzucona na dworcu w Lipowej na perony. Na frontonie dworca zaś wspaniale podkreśla wspomnienie o Ince tablica tam umieszczona. Stało się to po wieloletnim uporczywym staraniu p. Danusi, która często natykała się na argumenty o "kontrowersyjności" działań V Wileńskiej Brygady AK. I pomyśleć, że działo się to wiele lat po tzw. ustrojowym przewrocie! Wieczór to znowu powoli zmierzchający, czerwcowy dzień, przy niebosiężnym ognisku. Wspomnienia dnia! Takich niezapomnianych chwil, kiedy przy pomniku w Zwierzyńcu m.in. odśpiewaliśmy nasz hymn i to w wersji pięciozwrotkowej. Wysłuchaliśmy też prelekcji kolegów z oddziału IPN w Bydgoszczy, a najstarszy z nich, pater familiae Ludwik, uraczał nas dodatkowo swoimi wierszami, od których cierpła (ze wzruszenia) skóra. Na dodatek moja ogniskowa interlokutorka, na której "wymusiłem" towarzystwo, śliczna Agnieszka, raczyła mnie domową cytrynówką. Niebo w gębie! Ba, nawet jej mąż Piotrek, chłop jak tur, były zawodnik rugby (tak jak i organizator Zbyszek), jakoś nie miał do mnie awersji, a nawet częstował tabaką. Taaak, od ponad dwóch tysięcy lat wiemy, że "nie samym chlebem człowiek żyje!" To wspaniałe uczucie, kiedy będąc najstarszym uczestnikiem zlotu widzi się wokół duuużo młodsze osoby płci obojga i wtedy na usta cisną się znane od ponad 200 lat słowa: "Jeszcze Polska nie umarła..." (pierwotny tekst Wybickiego).
Komentarze 3
Pokaż wszystkie komentarzeWarto było przyjechać i poznać takich wspaniałych ludzi. Inicjatywa godna poparcia i kontynuacji. Zbyszek dziękuję Tobie i wszystkim którzy przyczynili się do zorganizowania tego Rajdu. Panu ...
OdpowiedzMałe sprostowanie: Ci Panowie z Bydgoszczy nie są z IPN-u, to Patriotyczna Rodzina Żiółkowskich, Ojciec Ludwik i Jego dwaj synowie Waldemar i Tomasz.
OdpowiedzDzięki Zbyszku za sprostowanie. Przesłyszałem się i..."nie wiedział a powiedział". Ale jak widać nie trzeba być nawet w IPN aby być Polakiem i rzetelnym znawcą dziejów Żołnierzy Niezłomnych!. Kontakt ze "starym" Ludwikiem (młodszy ode mnie) i jego dwoma synami (chłopy jak tury - Kosma i Damian Kiemlicze) to ogromny zastrzyk wiedzy i humoru. Do następnego razu!
OdpowiedzSpotkanie z Panem Markiem jest zawsze inspirujące. Dużo zdrówka Panie Mareczku i dziękuję za spotkanie. Zbyszek
Odpowiedz