Sandomierz i okolice, co warto zobaczyć? Trasa przez Ostrowiec Św. Zawichost, Nisko, Staszów, Opatów (TPM #36)
Przebieg trasy: Bałtów-Krzemionki-Ćmielów-Zawichost-Ulanów-Tuszów Narodowy-Połaniec-Staszów-Opatów-Ostrowiec Świętokrzyski-Bałtów (łącznie około 280 km)
Granicę tych województw tworzy Wisła, a właściwie jej środkowa część, między (z grubsza) Połańcem, a Zawichostem. Podkarpacie, jak sama nazwa wskazuje, to województwo gdzie najwyższe góry, czyli Bieszczady (część Karpat), mają ponad 1300 m npm. Natomiast Góry Świętokrzyskie, w takimże samym województwie, też sięgają nieco ponad 600 m npm. A tymczasem Wisła w tym rejonie nie jest przecież górską rzeką. Będziemy zatem jeździć wcale nie w terenie górzystym, ale zupełnie nizinnym. No, lekko pofałdowanym. Mimo to gorąco zachęcam do zwiedzenia tych ziem, gdyż jest tutaj sporo historycznych ciekawostek, a i same krajobrazy też człowieka nie zanudzą swoją monotonią. Jak zwykle trasa ma kształt zamkniętej pętli, więc można ją rozpoczynać w dowolnym miejscu.
Wybierzmy zatem dość bogaty w bazę noclegową oraz rozmaite inne atrakcje Bałtów, który jest sławny swoim Parkiem Jurajskim. Osobiście mam dość sceptyczny pogląd na te wszystkie dinozaury, których wyobrażenia zostały często-gęsto wysnute z kształtu pazura, czy pióra, odciśniętego w skamieniałej części dawnego podłoża, po którym się przemieszczały. Trochę to tak, jakby nie znając typów i uzbrojenia współczesnych czołgów wyrabiano sobie o nich opinie i produkowano ich repliki na podstawie odcisku kawałka urwanej gąsienicy czołgowej. Ale pomińmy te dywagacje sceptyka-ignoranta i jedźmy zwiedzać.
W okolicach Ostrowca Świętokrzyskiego
Przy wjeździe do Bałtowa wita nas taki krwiożerczy dinozaur
W pobliskich Krzemionkach jest skansen, gdzie możemy zobaczyć starożytną kopalnię krzemienia pasiastego i zrekonstruowane osiedle też sprzed kilku tysięcy lat. Zwłaszcza kopalnia i jej korytarze są niezwykle ciekawe. A jakie cuda potrafili ludzie, dzięki cierpliwości i umiejętnościom, wykrzesać z tego krzemienia!
Po dotarciu do Ćmielowa postarajmy się dotrzeć do rozlewisk, otaczających dawną fortecę. Była to klasyczna fortyfikacja palazzo in fortezza. którą po popadnięciu w ruinę starano się zagospodarować na rozmaite sposoby. Między innymi w części jednego z bastionów i kurtyn zbudowano browar. Jego ruiny (widocznie marne piwo robiono) tkwią nadal w obrębie dawnych umocnień, aktualnie porośniętych najrozmaitszym zielskiem i krzakami. Warto zwrócić uwagę na nietypowość tego zabytku, bowiem rozlewiska wodne otaczają najstarszą część tych umocnień, czyli zamek, a tymczasem powinny, te wodne przeszkody, być na zewnątrz ziemnych wałów, a nie w ich środku. Jak i kiedy te wody tam się dostały? W Ćmielowie jest też fabryka porcelany. Można tu (jeśli mamy czas) obejrzeć od A do Z proces powstawania gotowych wyrobów z tej szlachetnej glinki.
Ćmielów. Fabryka porcelany
Romantyczne rozlewiska wokół ćmielowskiej fortyfikacji
Z Ćmielowa, jadąc przez Ożarów i widząc po lewej ręce potężne piece i zbiorniki cementu, tutejszej cementowni, docieramy do nadwiślańskiego Zawichostu. To historyczna miejscowość, znana z rozmaitych bitew. Mnie utkwiła ta nazwa, kiedy radio polskie nadawało komunikaty o stanie rzek w Polsce. Były takie dwie miejscowości, które brzmią mi w uszach do teraz. Jedna to Miedonia na Odrze, a druga to Zawichost na Wiśle. Na nadwiślańskiej skarpie nadal wypiętrzają się dwa kościoły, a brzegi wiślane spina prom rzeczny. To zupełnie inne doznania, których doświadczamy, kiedy przeprawiamy się przez rzekę promem, niż kiedy przejeżdżamy nad nią mostem. Kierujemy się teraz na Stalową Wolę, czyli przemykamy przez pobocza Lasów Janowskich i Wisły oraz Sanu. Trzymając się prawego brzegu Sanu docieramy do ujścia Tanwi. Jesteśmy w stolicy flisaków, czyli w Ulanowie. Do XIX w. główny transport najrozmaitszych bogactw polskiej krainy szedł do Gdańska (okna na świat) rozmaitymi rzekami, które i tak zlewały się do Wisły. Potem ci flisacy, sprzedawszy to co przywieźli i dokonawszy w Gdańsku najrozmaitszych zakupów przeróżnych towarów luksusowych z Europy, wracali "polskimi drogami" do swoich siedzib. W Ulanowie była właśnie taka szkoła flisacka. Ten zrobiony z klepek róg umieszczony przed kościołem to chyba "róg obfitości", na pamiątkę dawnego dobrego fartu. Rzuciwszy jeszcze okiem na drugi kościół, tuż przy cmentarzu, wracamy w stronę Niska.
Średniowieczny kościół w Zawichoście
W Zawichoście nie ma mostu ale jest za to prom na Wiśle
Ulanów. "Stolica flisaków" przy ujściu Tanwi do Sanu
Chwilkę warto popatrzeć na zadbany rynek i zagłębiwszy się w ostępy Puszczy Sandomierskiej jedziemy w stronę Nowej Dęby, która była jednym z większych obiektów przedwojennego COP-u, czyli Centralnego Okręgu Przemysłowego. Pamiętam jak miałem w niej "praktyki robotnicze", na które próbowałem dotrzeć z Warszawy motocyklem o dumnej nazwie BMW. Był to niestety "bękart", na dodatek kiepsko przeze mnie obsługiwany i w drodze (koło Grójca) urwał mu się zawór wydechowy. Na praktyki dotarłem autostopem. Mówiło się wtedy (późne lata 60-te), że w Nowej Dębie, oprócz silników motocyklowych, wytwarza się "żelazka". Mrużąc oko, znaczyło to, że robi się tu czołgi, a może tylko podzespoły? Po drodze minęliśmy poligon wojskowy. Czynny jest on tutaj od przedwojnia. Natomiast w czasie okupacji niemieckiej to właśnie z tego poligonu wystrzeliwano najrozmaitsze pociski, w tym rakietowe. Taką właśnie rakietę V2, wystrzeloną z tego poligonu, przechwycili żołnierze AK w okolicach Sarnak (niedaleko Janowa Podlaskiego), kiedy rakieta, nie wybuchając, wryła się w nadbużańskie błota i zarośla, a Niemcy daremnie jej poszukiwali, gdyż wcześniej udało się ją partyzantom zamaskować. Potem najważniejsze części tej rakiety udało się wysłać samolotem do Wielkiej Brytanii i teraz na rynku w Sarnakach stoi jej dumna atrapa z napisem: "They saved London - Oni ocalili Londyn".
Na rynku w Nisku
Przed Baranowem Sandomierskim skręcamy w lewo, aby dotrzeć do Tuszowa Narodowego. To tutaj urodził się bohater walk nad Wkrą, w sierpniu 1920 r w czasie najazdu dziczy bolszewickiej na Polskę. Potem, kolejny raz, zgnębieni przez niemieckiego okupanta Polacy pocieszali się powiedzeniem: "słoneczko coraz wyżej, Sikorski coraz bliżej". Niestety generał zginął w do dziś niewyjaśnionej katastrofie gibraltarskiej w 1943 r. i Polska straciła Wodza, którego znaczenie polityczne było nieporównanie większe, niż jego następców. W Tuszowie Narodowym uchował się dom rodzinny generała i jest w nim teraz izba jego pamięci.
W Tuszowie Narodowym na rynku jest tablica poświęcona gen. Sikorskiemu
Jest tu również muzeum poświęcone generałowi, w zachowanym jego domu rodzinnym
Kończymy zwiedzać województwo podkarpackie i przekroczywszy mosty na Wisłoce, a potem elegancki nowy most na Wiśle, docieramy do Połańca. To że się tam zbliżamy zwiastują potężne kominy elektrociepłowni Połaniec.
W Połańcu warto spojrzeć na kopiec usypany innemu polskiemu bohaterowi, czyli Naczelnikowi Kościuszce. To tutaj, sprawiwszy rozmaite umocnienia polowe dla swego wojska w czasie Insurekcji, wydał swój Uniwersał Połaniecki, czyli jak urządzić współczesną sobie Rzeczpospolitą, która była już po drugim rozbiorze, tak aby miała siły bronić swojego Białego Orła przed agresją trzech Czarnych Orłów (Prusy, Rosja, Austria). Jak wiemy, niestety, skończyło się to klęską pod Maciejowicami i "rzezią Pragi" (Suworow), a potem utratą niepodległości na ponad 120 lat.
Połaniec. Kopiec poświęcony Naczelnikowi Kościuszce
Z Połańca jedziemy do nieodległego Staszowa, gdzie wart obejrzeć w rynku niewysoki, ale rozległy i kształtny ratusz. W swoim czasie zjadłem w przyratuszowej kawiarni bardzo smaczne lody.
Ratusz na rynku w Staszowie
Kierujemy się teraz na Opatów. Teren robi się bardziej pofałdowany. Mijamy Bogorię i Iwaniska, z których jest blisko do Ujazdu, w którym są niezwykle ciekawe ruiny fortyfikacji z XVII w. My jednak jedziemy prosto do tego miasta, w którym są m.in. słynne podziemia. Ponieważ Opatów to bardzo stare miasto, na dodatek leżące na szlakach wschód- zachód i północ-południe w dawnej Rzeczpospolitej, więc w tych podziemiach przechowywano przede wszystkim słynne "węgrzyny", czyli wina z Węgier, o których nawet królowie francuscy mieli znakomite zdanie, a szlachta polska, pijąc go nałogowo, dorabiała się podagry. Potem, w czasie okupacji (niemieckiej), partyzanci AK mieli tu swoją strzelnicę, gdzie przestrzeliwano i naprawiano rozmaitą broń. Do stojącego nieopodal rynku kościoła św. Marcina, jeśli już nie mamy czasu, aby go zwiedzić w środku (słynny "lament opatowski" i trzy historyczne(?) malowidła), to przynajmniej warto podejść do zewnętrznej ściany bocznej, aby zastanowić się, co znaczą te rozmaite dziury i rysy w piaskowcowej płycie. W rynku naprzeciw wejścia do podziemi jest smakowita knajpa o nazwie "Żmigród".
Kościół w Opatowie to wspaniały zabytek sakralny i kulturowy
Czeka nas teraz, po przetrawersowaniu Ostrowca Świętokrzyskiego, powrót do noclegowiska w Bałtowie. Krajobraz, gdzie po lewej ręce widać Pasmo Jeleniowskie, staje się zdecydowanie podgórski.
Jeśli nie chcemy, aby nam się śniły rozmaite przedpotopowe zjawy, których plastikowy zwiastun oczekuje na nas przy wjeździe do Bałtowa, to chyba trzeba przed snem coś wychylić dla kurażu?! Tylko z tym remedium na (irracjonalny) lęk też nie trzeba przesadzać!
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze