tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Syria i Jordania oczyma kobiety na motocyklu
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 950
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Syria i Jordania oczyma kobiety na motocyklu

Autor: Ania Jackowska 2009.10.09, 15:47 4 Drukuj

Nie nastawiałam się na to, że spotka mnie coś wyjątkowego. Może to i lepiej - wróciłam z pięknymi wspomnieniami

Wyjazd

Poranny pośpiech. Pożegnanie pod gdyńskim salonem BMW. Łzy też były. Obowiązkowo. W drodze do Warszawy towarzyszy mi Jerzy - „człowiek BMW" - chyba bał się zostawić mnie sam na sam z GSem 650. W Warszawie rodzinny obiad i święty Krzysztof na drogę. Wstaje się jakoś trudno. Budzę się dopiero pod Częstochową, po drugiej kawie. Chociaż i to za mało. Do granicy dojeżdżam z zamkniętymi oczami - usypia mnie ruch wahadłowy. Na Słowacji jeszcze gorzej. Ruch wahadłowy i bardzo senny. Nie mam winietki więc widok policji budzi we mnie spore emocje. Dopiero na granicy węgierskiej oddycham z ulgą. Tym razem obyło się bez spotkania ze stróżami prawa.

Węgry

Nocuję w górującej nad miastem cytadeli. Widok na oświetlone miasto jest obłędny. Zaczyna się ładnie, ciekawe jaka będzie ta podróż?

Następnego dnia w południe, jestem już na granicy węgiersko-serbskiej. Setki samochodów i wściekłych turystów omijam bokiem, czyli trawnikiem. Ochrona silnika przydaje się w forsowaniu krawężnika. Kilkugodzinne stanie w upale nie należy do najprzyjemniejszych i chciałabym go sobie i GSowi oszczędzić. Odprawa przebyła szybko i bardzo miło. Przez Serbię typowy tranzyt. Żałuję, bo widoki nawet z autostrady ciekawe, a im bliżej granicy bułgarskiej tym ładniej. Kręta droga przez zielone góry - pięknie. Jedynie duży ruch burzy przyjemne wrażenia z jazdy. Do Sofii dojeżdżam o zmierzchu, ale zanim znajduję hostel, robi się noc. W pewnej chwili jedziemy na czołówkę z samochodem. Uliczka była niby jednokierunkowa, ale jak widać w praktyce, wygląda to różnie. W hostelu backpackersi jak zwykle balują, ale ja, po dzisiejszym dniu, mam ochotę tylko na sen. Zresztą tak będzie już do końca. Poranna pobudka tym razem również wychodzi kiepsko. Zapominam o zmianie czasu. A chciałam wyjechać wcześnie. W końcu każda godzina jazdy to kolejne kilometry zbliżające mnie do Syrii...

Turcja

Na granicy tureckiej odprawa celna przebiega bardzo sprawnie. Kontrola zielonej karty, zakup wizy na miesiąc (15 Euro), jakaś pieczątka i w drogę. Niestety uprzejmość celników nie idzie w parze z uprzejmością kierowców. Na porządku dziennym jest tu zajeżdżanie drogi przy wyprzedzaniu, oczywiście bez użycia kierunkowskazów. Jeżeli nie trzymasz środka pasa musisz liczyć się z tym, że zostaniesz z niego zsunięty... Trzeba uważać i nie odpuszczać. No i cena benzyny też niezbyt przyjazna - 6,5 pln za litr. Dobrze, że GS pali 4 l. Jakoś damy radę. Poza drogowymi zwyczajami, Turcy zaskakują mnie gościnnością. Zagadują, donoszą herbatkę i ciastka. Lepiej niż w domu. Domowa atmosfera kończy się przy wjeździe do Stambułu. W fali pędzących ze wszystkich stron samochodów, przez most bosforski wyjeżdżamy z Europy. Pierwszy nocleg 100 km za Stambułem. Jest jeszcze jasno i teoretycznie mogłabym jechać dalej, ale walka w stambulskim korku, wyciągnęła ze mnie sporo energii. Następny dzień jest zdecydowanie kryzysowy. Czuję, że nie chce mi się jechać. Mam dosyć nabijania kilometrów. Aparaty fotograficzne też już się buntują, bo leżą i nic nie robią. Nie mogę się zmobilizować. Co chwila robię przerwy, przebieram się, bo raz mi zimno, raz gorąco. W końcu decyduję się na drzemkę pod drzewem na parkingowym krzesełku. Trochę pomaga.

Kolejny dzień w Turcji i pośpiech, aby nadrobić czas, owocują mandatem i to solidnym. Droga z Aksaray do Adany jest pełna fotoradarów. W pośpiechu niestety nie zauważyłam. Na granicę dojeżdżam po kilkakrotnym błądzeniu. Droga ciekawa - to znaczy praktycznie jej nie ma bo jest w remoncie, kamienie i piach.

Syria

Jestem na granicy, jedyny motocykl, jedyna samotnie podróżująca baba...Wszyscy bardzo uprzejmi. Po 1,5 godzinie, (albo i więcej, gdyż z wrażenia straciłam rachubę czasu) i chodzeniu od biurka do biurka, jestem wolna. Do Latakii mam 55 km. Podróżowanie o zmierzchu po Syrii to duże wyzwanie. Z założenia jeździ się tu bez świateł. Jeżeli chcę miło spędzić tu czas, muszę o tym pamiętać. Ciekawe, czym mnie jeszcze ten kraj zaskoczy...

Syryjskie zwyczaje drogowe można opanować. Trzeba tylko zacząć jeździć jak wszyscy, dodając... uśmiech na twarzy. Ten uśmiech towarzyszył mi w czasie całego pobytu w Syrii. Miał magiczną siłę rozładowywania drogowego stresu. Poza tym trudno się nie uśmiechać, gdy na każdym kroku słyszałam pytania czy nie potrzebuję pomocy, czy wszystko w porządku? Życzliwość i uprzejmość Syryjczyków były dla mnie dużym zaskoczeniem. Zastanawiałam się, jak dalekie są one od stereotypu na ich temat. W Syrii poczułam, że istotą tej podróży nie są wcale monumentalne ślady przeszłości. Zdałam sobie sprawę, że uroku i wyjątkowości tej przygody nadają właśnie ludzie. Syryjczycy są niezwykle gościnni. Zwykłe zapytanie o drogę kończyło się zaproszeniem na herbatę. A zrobienie zdjęcia jednej osobie było początkiem sesji wszystkich wokół.

Jordania

Powoli zbliżamy się do granicy z Jordanią. Na granicę wjeżdżamy za dnia, wyjeżdżamy w nocy. Z jednego okienka kierują mnie do innego, w tym innym okazuje się, że brakuje mi czegoś z tego poprzedniego. Staram się nie denerwować, ale ta sytuacja powoli mnie przerasta. Chaos. Mój spokój gdzieś się w tym bałaganie gubi. Graniczne perypetie kosztują mnie więcej energii niż trasa z Warszawy do Budapesztu. Dobrze, że mam to za sobą. Do Ammanu dojeżdżam w nocy. Następny dzień przeznaczam na odpoczynek, zwiedzanie, pisanie dziennika i wizytę w Ammamie. Z Ammanu ruszam w drogę wypoczęta i chyba wreszcie czysta. Przede mną tajemnicza Petra, księżycowe krajobrazy Wadi Rum, Aquaba - to już prawie Arabia Saudyjska. Zawracamy. Po drodze zamek w Karaku, obowiązkowa kąpiel w Morzu Martwym, Madaba i góra Nebo. Tydzień spędzony w Jordanii pokazał mi, że moje początkowe uprzedzenie było niesłuszne. Poznałam tu wielu fantastycznych i gościnnych ludzi, o których teraz często myślę. Tak, jak trudno było mi tu wjechać, jeszcze trudniej mi się z Jordanii wyjeżdżało.

Powrót

Syryjskie drogowe zwyczaje już znam. Praktycznie mogę jechać bez świateł z zamkniętymi oczami. Zero stresu i pełna akceptacja dla tego, co na drodze. Na dwie noce zatrzymuję się w Damaszku. Aleppo to pożegnanie z Syrią. Stary bazar tętni życiem, niesamowitymi kolorami a w powietrzu aromat przypraw miesza się z zapachem mydła z oliwek. Z jednej strony czuję zmęczenie, ale nadal odczuwam niedosyt. Jakoś nie chce mi się stąd wyjeżdżać. Zastanawiam się, jak chociaż o jeden dzień móc przedłużyć swój pobyt. Liczę, ile czasu potrzebuję na powrót. Niestety dystansu nie da się skrócić, a z prędkością w drodze powrotnej wolałabym nie przesadzać.

Na wszelki wypadek, aby nie zapeszyć, nie obiecywałam sobie po tym wyjeździe zbyt wiele. Nie nastawiałam się na to, że spotka mnie tam coś wyjątkowego. Może to i lepiej. Wróciłam z pięknymi wspomnieniami miejsc, a przede wszystkim ludzi oraz z nadzieją powrotu na Bliski Wschód.

Więcej o Ani i jej podróżach można znaleźć na www.aniajackowska.pl.

NAS Analytics TAG


NAS Analytics TAG
Zdjęcia
NAS Analytics TAG
Komentarze 4
Pokaż wszystkie komentarze
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Ścigacz.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z komentarzy łamie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usunięty. Uwagi przesyłane przez ten formularz są moderowane. Komentarze po dodaniu są widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadającym tematowi komentowanego artykułu. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu Ścigacz.pl lub Regulaminu Forum Ścigacz.pl komentarz zostanie usunięty.

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualności

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep Ścigacz

    motul belka podroze 950
    NAS Analytics TAG
    na górę