Pekin zatrzymuje lit, a bran¿a motoryzacja dr¿y ze strachu
Decyzja chińskich władz o zatrzymaniu pracy największej kopalni litu w kraju wywołała spore poruszenie w światowej gospodarce, a jej skutki sięgają daleko poza sektor górniczy. To uderzenie w sam rdzeń współczesnej motoryzacji, od samochodów po motocykle elektryczne, które w dużej mierze opierają się na tym samym surowcu.
Zakład w Yichun, położony w prowincji Jiangxi, który do tej pory dostarczał nawet 160 tysięcy ton litu rocznie, został nagle zamknięty. Oficjalnie chodzi o kwestie środowiskowe i problemy z licencjami, ale eksperci od surowców widzą w tym znacznie więcej. To może być przemyślany ruch, mający umocnić pozycję Pekinu jako hegemona na rynku "białego złota".
Z dnia na dzień tysiące pracowników odesłano do domów, jednocześnie na giełdach zapanował chaos. W ciągu kilku godzin od ogłoszenia decyzji ceny litu wzrosły o kilkanaście procent. Dla producentów pojazdów elektrycznych w Europie i Stanach Zjednoczonych to niepokojący sygnał, bo od lat są uzależnieni od chińskiego eksportu. A ten stanowi ponad 60 procent światowej podaży rafinowanego litu. Obawy nie są bezpodstawne. Otóż jeśli Pekin utrzyma blokadę wydobycia, to cała globalna układanka dostaw, od producentów baterii po koncerny motoryzacyjne, może się posypać.
Tymczasem Pekin tłumaczy decyzję względami środowiskowymi. Inspektorzy mieli wykryć nieprawidłowości w dokumentacji ekologicznej i wygaśnięte licencje. Jednak już wcześniej chińskie władze sygnalizowały, że branża litu wymaga "oczyszczenia". Warto przypomnieć, że już 2023 roku przeprowadzono szerokie kontrole, które doprowadziły do czasowego wstrzymania przetwarzania rudy w Yichun. Według analityków Citic Securities i Rystad Energy takie działania mogły ograniczyć globalną podaż litu nawet o 13 procent. Władze zapowiedziały wówczas surowszy nadzór nad wydobyciem lepidolitu, czyli minerału, z którego pozyskuje się lit.
Nie tylko zakład w Yichun trafił pod lupę. W sierpniu portal Invezz.com informował o zamknięciu przez CATL, największego producenta baterii na świecie, kopalni Jianxiawo. Ta decyzja od razu odbiła się na giełdach. Akcje północnoamerykańskich gigantów, takich jak Albemarle i SQM, niemal natychmiast wystrzeliły w górę w oczekiwaniu na wyższe ceny surowca.
Równocześnie inni gracze nie zamierzają bezczynnie czekać, bo hegemonia Chin w tym sektorze oznacza dla innych podmiotów olbrzymie ryzyko. Australijskie i kanadyjskie koncerny zapowiedziały przyspieszenie własnych projektów wydobywczych. W Zimbabwe, które dysponuje największymi zasobami litu w Afryce, ogłoszono, że od 2027 roku kraj zakaże eksportu surowej rudy. Całość ma być przetwarzana lokalnie do formy siarczanu litu, co ma zwiększyć wartość produkcji i przyciągnąć inwestorów z branży baterii.
Ale i na ten ruch Chiny są przygotowane. Według Mining Zimbabwe, Pekin ulokował już ponad 57 miliardów dolarów w 19 krajach rozwijających się, przejmując kluczowe udziały w złożach litu. W Zimbabwe dominują chińskie spółki, takie jak Bikita Minerals, Prospect Lithium, Chengxin i Canmax Technologies. Pekin dba więc, by jego wpływy sięgały daleko poza własne granice.
Dla samych Chin krótkoterminowe skutki zamknięcia kopalni są w rzeczywistości mocno niewygodne. To przede wszystkim strata produkcji i czasowe osłabienie dostaw. Jednak długofalowo władze zyskują pełną kontrolę nad sektorem, który dotychczas rozwijał się chaotycznie. Zamiast boomu, władze stawiają na bardziej uporządkowany i centralnie zarządzany model wydobycia. Niestety w praktyce oznacza to, że Pekin chce nie tylko być największym producentem, ale też decydować, kto i ile surowca dostanie. Pamiętamy również, że tam, gdzie władza wchodzi w biznes, główną rolę zaczynają grać czynniki polityczne, a to niemal zawsze prowadzi do problemów. Świat po raz kolejny zobaczył, jak wielką siłę ma dziś Pekin w sterowaniu globalnym rynkiem energii przyszłości.


Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze