Najdro¿sza droga w Polsce otwiera siê w Beskidach
Przez lata było jedynie planem na papierze, a już za chwilę stanie się faktem.
20 października motocykliści i kierowcy po raz pierwszy wjadą na najbardziej spektakularny odcinek polskiej ekspresówki - nową S1 między Przybędzą a Milówką. Trasa, którą już dziś wielu określa mianem najdroższej i najpiękniejszej w kraju, będzie jak górska serpentyna zawieszona w powietrzu, przebijając się przez góry i wspinając tak wysoko, że kierowcy nasycą się widokiem na całe Beskidy.
Wystarczy spojrzeć na liczby, by poczuć respekt. Dwa tunele, jeden pod Białożyńskim Groniem o długości około kilometra i drugi pod masywem Baraniej, który ciągnię się na 830 metrów. Do tego pięć estakad, z których najdłuższa liczy 940 metrów, a jej filary sięgają wysokości 31 metrów. Nowoczesne mosty i wiadukty, dwa strategiczne węzły, czyli Przybędza i Milówka. Każdy, kto tam pojedzie, poczuje, że ta droga została stworzona nie tylko do szybkiego przemieszczania się, ale i do jazdy, która dostarcza emocji.
Budowa ruszyła w czerwcu 2020 roku, a umowa z wykonawcami została podpisana jeszcze w 2019. Koszty? Absolutny rekord. Prawie 1,4 miliarda złotych, co daje 162 miliony zł za każdy kilometr. Nigdy wcześniej w Polsce nie wydano tak dużo na ekspresówkę. Dla porównania, na Podkarpaciu kilometr S19 kosztował 60-70 milionów. Skąd ta różnica? Trudne warunki geologiczne, zabezpieczanie osuwisk, zaawansowana inżynieria tunelowa i mostowa. To wszystko to sprawiło, że ta inwestycja stała się jedną z najbardziej wymagających w historii polskich dróg.
Sam odcinek mierzy 8,5 kilometra i ma po dwa pasy w każdą stronę. By go ukończyć, trzeba było przerzucić ponad 3,5 miliona metrów sześciennych ziemi i nasypów oraz wylać około 140 tysięcy ton asfaltu. Brzmi jak cyferki z kosmosu, ale efekt końcowy jest realny. To droga, która łączy północ Europy z jej południem w ramach korytarza TEN-T i jednocześnie odmienia życie mieszkańców Beskidów.
Do tej pory Węgierska Górka była wąskim gardłem, gdzie w sezonie turystycznym kierowcy stali w kilometrowych korkach. Teraz ruch tranzytowy zostanie wyprowadzony poza miejscowości, a przejazd w stronę granicy w Zwardoniu skróci się nawet o kilkanaście minut. Dla motocyklistów oznacza to nie tylko szybszą drogę na słowackie serpentyny, ale też jazdę przez jeden z najbardziej widowiskowych odcinków asfaltu w kraju.


Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze