tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Nach Berlin - podróż po muzeach motocyklowych
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 950
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Nach Berlin - podróż po muzeach motocyklowych

Autor: Olga Grzywacz 2011.10.12, 07:44 11 Drukuj

Wyprawa szlakiem historii motocyklizmu - czyli podróż na jednośladach do muzeów motocyklowych

Motocykle stanęły w garażach, a ich właściciele już myślą o następnych wojażach. W poniedziałek, 26. września grupa elbląskich motocyklistów bezpiecznie powróciła z wyprawy szlakiem historii motocyklizmu.

Advertisement
NAS Analytics TAG

Wyjazd zorganizowany w błyskawicznym tempie, we współpracy z mediami i sponsorami okazał się wspaniałą przygodą dla całej ekipy. Niepowtarzalny klimat, wzajemna pomoc i walka ze swoimi słabościami pozostawią na długo piękne wspomnienia. Zapraszamy na relację elbląskiego teamu.

Piątkowy poranek na Elbląskiej Żegludze

Zbiórka! Godzina 6, minut 30 i od razu niespodzianka, przodownicy punktualności tego poranka jakoś nie mogli się pozbierać, natomiast największe śpiochy o dziwo zjawiły się na czas. Motocykle przygotowane, wypucowane, aż rwą się do jazdy. I tylko to denerwujące wrażenie, że czegoś się zapomniało! Po krótkim pożegnaniu z przybyłymi znajomymi i rodziną ruszyliśmy wraz ze wschodzącym słońcem na północ. Zostaliśmy odprowadzeni przez Kolegę Homzika do Nowego Dworu Gdańskiego i stamtąd polecieliśmy już dalej na Gdańsk.

Spotkanie w Gdańsku

Do trójmiasta dotarliśmy całkiem sprawnie. Choć śpieszący się do pracy kierowcy kilka razy podnieśli nam ciśnienie (nie masz mocy… nie wyprzedzaj na siłę!). Na gdańskiej Zaspie dołącza brać z Trójmiasta i już jesteśmy w komplecie. Ostatnie przygotowania, oklejanie motocykli i jazda oczywiście w koszulkach odblaskowych, które dostaliśmy od firmy Evolution … bezpieczeństwo przede wszystkim!

Trasa Gdańsk-Szczecin

W końcu jedziemy. Tacy byliśmy z siebie zadowoleni i podekscytowani wyprawą, że na pierwszych światłach rozdzieliliśmy się. Co jest!? W gęstniejącym porannym korku się nie znajdziemy, trzeba cisnąć na obwodnicę. Całe szczęście ta wpadka przytrafiła się na samym początku i po krótkiej zbiorowej reprymendzie na pierwszej stacji benzynowej przy obwodnicy, kolejne etapy pokonywaliśmy już bardziej zdyscyplinowanie. Uff... w końcu można odkręcić manetki i nadrobić stracone minuty (oczywiście przepisowo). Na Szczecin! Ino chyżo! ;)

Na trasie mocno wieje i niebawem nasze kamizelki zamieniają się w strzępy żarówiastych frędzli. Co sprytniejsi opracowali patenty na wiązanie kamizelek… niestety taki krój pasował jedynie naszym pięknym motocyklistkom. Płeć mniej urodziwa wybrała styl „na supermena” z powiewającą peleryną. Tomkowi (Kawasaki Z750) podczas jazdy radośnie powiewać zaczęła również tablica rejestracyjna, co wyglądało jak wymyślny system na złowrogie fotoradary. Niestety to tylko zbyt ciężka podstawka pod tablice przy silnym wietrze wyrobiła otwory na śruby i efekt zawiasów gotowy. Najbardziej walczyć z wiatrem musiały jednak dziewczyny, które ze wszystkich sił starały się nie sfrunąć z motocykli.

Pogoda nas tego dnia nie rozpieszczała. Słońce chowało się za chmury i w okolicach Koszalina w końcu dopadł nas krótki jednak bardzo intensywny deszcz. Łukasz prowadzący kolumnę, daje znak i zjeżdżamy na pobocze. Na chwilę przystanek autobusowy staje się naszą garderobą i wszyscy wskakujemy w kombinezony i ochraniacze przeciwdeszczowe ufundowane przez firmę Larsson Polska. Od razu robi się cieplej. W tych ciuchach deszcz i zimny wiatr już nam nie były straszne.

Jesienna aura okazała się jednak być bardziej nieprzewidywalna, niż by się mogło wydawać. Dojeżdżając do Szczecina pokazało się piękne słońce, które zaczęło nas bezlitośnie prażyć. Konieczny był kolejny postój na tankowanie i powrót do poprzedniego ubioru. Szczecin przywitał nas piękną panoramą oraz awarią układu chłodzenia w motocyklu Norberta (Honda Magna 500). Szybka diagnoza właściciela – bezpiecznik! I jeszcze szybsza wymiana nie zatrzymały naszej grupy na długo. Trasę Gdańsk-Szczecin pokonaliśmy w rekordowo długim czasie. Przejechanie ok. 400 km zajęło nam prawie 7 godzin. Tempo iście turystyczne ze względu na częste postoje na stacjach benzynowych połączone z degustacją kawy i hot-dogów. Dzięki nawigacji w motocyklu Łukasza, szybko i sprawnie znaleźliśmy Schronisko Młodzieżowe „Cuma”, w którym nocleg sponsorowała nam firma Andrus z Elbląga. Parking przed schroniskiem stał się na tą noc stajnią dla naszych rumaków, a my trochę zmęczeni, ale zadowoleni przystąpiliśmy do zdejmowania sakw i kufrów. Później już tylko ostatnia prosta pod prysznic i byliśmy gotowi, aby zobaczyć Szczecin by night.

Do części rozrywkowej miasta dojechaliśmy taksówkami i nasze zdziwienie nie miało końca, gdy okazało się, że szczecińskie taxi są, co najmniej o połowę tańsze od trójmiejskich. Nie wiemy, co w Szczecinie leje się do baku, ale należy podrzucić ten sposób „reszcie świata”. Szczecin nocą wyglądał bardzo ładnie i zachęcał do zwiedzania. Nasze kroki skierowaliśmy ku „starówce”, która po rozmowie z tubylcami (pozdrawiamy!) okazała się tylko nowym tworem w starym stylu. W czasie naszych podbojów nie odmówiliśmy sobie dodatkowo odwiedzenia kebaba, po którym ekipa podzieliła się na dwie grupy. Część wróciła najtańszą taksówką w całej Galaktyce do pokoju, a reszta ruszyła tanecznym krokiem w dalsze pląsy. W pubie spotkaliśmy się z przyjaciółmi Tomka, z którymi poszliśmy do stylowego klubu z muzyką na żywo i występami artystycznymi. Przetańczyliśmy tam w rytmach lat '70 do późnych godzin nocnych. Poranek rozpoczęliśmy od szybkiej regeneracji i rutynowej kontroli alkomatem. Wszystko ok, więc zapakowaliśmy się na moto i pojechaliśmy do Muzeum Techniki i Komunikacji. Na skrzyżowaniu podjeżdża do nas samochód, kierowca (jak się później okazało również motocyklista) pyta się czy jedliśmy już śniadanie i poleca pobliski Bar Kopytko zaledwie parę kroków od muzeum. Hmm kuszące! Jednak najpierw udajemy się na długo oczekiwane zwiedzanie.

Muzeum Techniki i Komunikacji

Dojazd do ul. Niemierzyńskiej 18 A, gdzie znajduje się Muzeum, przysporzył nam trochę trudności ze względu na trwające tam roboty drogowo-torowe. Wjechaliśmy na dziedziniec, gdzie ustawiliśmy nasze obklejone maszyny w szeregu do zdjęcia. Kilka pamiątkowych fotek i byliśmy gotowi „cofnąć się w czasie”. Na wstępie warto przybliżyć bogatą historię samego budynku, który w latach 1912-2004 służył za zajezdnię tramwajową. Po dwóch latach od zamknięcia zajezdni powstało Muzeum Techniki i Komunikacji, które w swoich zbiorach oprócz niewątpliwych motocyklowych „perełek” posiada również okazy będące chlubą polskiej inżynierii: samochody, autobusy, tramwaje czy nawet rowery. Dzięki uprzejmości Dyrekcji Muzeum mieliśmy możliwość nieodpłatnego odwiedzenia obiektu, za co serdecznie dziękujemy!

Największą atrakcją Muzeum okazały się leciwe maszyny, których wieku nie powstydziłby się człowiek. Mowa o zabytkowej Albie z 1919 roku czy pierwszym motocyklu drugiej Rzeczypospolitej, a dokładnie o Sokole 600. Osiągał on prędkość maksymalną 110 km/h przy wadze 165 kg. Do września 1939 roku wyprodukowano przeszło 4000 egzemplarzy. W 1939 trafił do sprzedaży młodszy brat 600-tki, Sokół 200. Niestety wyprodukowano ich zaledwie 78, a ostatnia sztuka zjechała z taśmy produkcyjnej trzeciego dnia wojny. W latach 1933-1939 produkowano również wersje litrowe wyłącznie z wózkiem bocznym. Kosztował majątek, więc niewielu cywilów dosiadało tych maszyn. Do grona seniorów zaliczyliśmy również Podkowę 98, która przy pojemności 98cm3 osiągała zawrotną prędkość 65km/h.

W okresie powojennym Konstruktorzy Szczecińskiej Fabryki Motocykli mający w pamięci znakomite Sokoły rozpoczęli prace nad prototypem Junaka. W 1954 roku zaprezentowano prototyp M07, który szybko trafił do seryjnej produkcji. Pojawiła się przypowieść, że Junak miał taką moc, która pozwalała rolnikom orać nim pola. Można wierzyć lub nie, ale w 1956 roku Franciszek Stachiewicz pobił na modelu M07 rekord prędkości uzyskując ponad 100km/h! W roku 1965 zaniechano produkcji, z prostego powodu - Junak był ciężki i drogi. Można powiedzieć, że tzw. Janek przeżywa właśnie swój renesans, gdyż jego produkcja została niedawno wznowiona. Tym bardziej cieszyliśmy się, że udało nam się poznać o nim nagą prawdę. Zobaczcie sami!

Muzeum posiada w swych zbiorach motocykle i motorowery panujące na polskich drogach w czasach PRL-u. Eksponaty te podwieszono na stalowych linach, co wyglądała fantastycznie i daje dodatkowo możliwość obejrzenia ich od spodu. Mieliśmy okazję podziwiać SHL-ki, których nazwa jest skrótem od Suchendowskiej Huty Ludwików. Produkowano je w Kielcach i Warszawie w latach 1948-1954. Kolejnym historycznym hitem był niewątpliwie Komar, który stał się motoryzacyjnym symbolem polskiej wsi. Za to popularna WMF-ka ze względu na swoją zawodność okrzyknięta została mianem wf-męki. Naszą uwagę przyciągnęła piękna żółto-czarna wueska Dudek, wyposażona w dzieloną kanapę, chromowane kierunkowskazy i błotniki. W późnych latach 70 taki egzemplarz musiał wywoływać powszechny podziw i powodzenie u płci przeciwnej.

Każdy z nas obrał własny i niepowtarzalny azymut zwiedzania. Bończyk chętnie pozowała przy Maluchach, które są jej drugą motoryzacyjną pasją. Natomiast L.G z Bodziem poczuli miętę do zielonej WMF Osy, natomiast Oldzi dała się zapakować do milicyjnej Warszawy 201. Ciężko było zapanować nad tą ferajną, ale w końcu udało się zwołać wszystkich do wspólnego zdjęcia na tle Junaka - motocyklowego symbolu Szczecina.

Muzeum zrobiło furorę, ale przecież nie samym zwiedzaniem człowiek żyje. Śniadanie zjedliśmy smacznie i tanio w poleconym barze. Najwyższy czas jechać dalej. Na koń szlachta!

Trasa Szczecin-Berlin

Trasę Szczecin-Berlin można opisać krótko, była bajeczna. Droga idealnie równa, dwujezdniowa, a wokoło masa turbin wiatrowych zwiastowały nam przekroczenie granicy Polski. Mimo, że usilnie próbowaliśmy, nie udało się nam znaleźć ani jednej dziury w nawierzchni. Nasza jazda w szyku bardzo się poprawiła. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że poruszaliśmy się jadąc wzorową kolumną.

Jedynym niemiłym incydentem na drodze było oblewanie Bończa ze spryskiwaczy i wyrzucanie śmieci pod koło z okna samochodu. Ot taki fan! Na szczęście w większości przypadków przejeżdżająca kolumna motocykli wywoływała pozytywne reakcje przechodniów i innych uczestników ruchu. Wiele osób nam machało, na co odpowiadaliśmy radosnym rykiem silnika.

Na wjeździe do Berlina przywitała nas wizytówka miasta - wieża telewizyjna. Prowadzeni przez L.G dotarliśmy sprawnie do centrum, w którym znajdowało się Muzeum Motocykli (Motorrad Museum NRD). Pozwolono zaparkować nam motocykle przed samym wejściem, co znacznie ułatwiło pamiątkowe zdjęcie. Bez obaw zostawiliśmy cały sprzęt na motocyklach, Oldżi niechcący tak bardzo zaufała niemieckiej uczciwości, że zostawiła swojego małego tankbaga na motocyklu wraz z kluczykami w stacyjce. Całe szczęście zaufanie nie zostało nadszarpnięte i nie pozbyła się wszystkich „zabawek”.

Motorrad Museum NRD

Wchodząc do muzeum, od razu naszą uwagę zwrócił model silnika motocyklowego, którego pracę długo analizowali Eldżik, Tomek i Macio. Oprócz samych motocykli można było zobaczyć wiele akcesoriów i plakatów motoryzacyjnych z poprzedniej epoki. Na pierwszym poziomie wystawy dumnie prezentował się piękny BMW R35. Jego historia sięga roku 1937, kiedy to został po raz pierwszy zaprezentowany w Berlinie. W Polsce znany był jako „osiołek” ze względu na sztywne zawieszenie tylne, które niezbyt sprawdzało się na nierównych drogach.  Pojemność 342 ccm, moc 14KM, kołyskowa rama i zawieszenie przednie z widelcem teleskopowym pozwalały mu konkurować z osiągami „czterysetek”. Wykorzystywany był jako motocykl kurierski, a także szkoleniowy dla celów wojskowych. W głębi sali odnaleźć można było rzadki MZ 125 RT Classic, MZ MuZ Silver Star 500 z przyczepą Classik z 1994 czy też Muz Mz Rotax 500 RS Silver Star. Równie imponujący był też zbiór Simsonów, m. in. GS Simson 75 z 1966r, Simson GWIAZDA i SPATZ z 1999r oraz Shikra 125 z 1998r.

Wśród nich największym zainteresowaniem cieszył się jednak powojenny Simson AWO 425 – czterosuw o pojemności skokowej 250cm3. Ocalałe zakłady braci Simson w Suhl przejęte przez radzieckiego okupanta wyprodukowały wiele wariantów tego motocykla wzorując się na dotychczasowym dorobku BMW: R35, R23 i R25. Jednak produkowane przez spółkę AWO (Awtowelo) motocykle miały już lepszą skrzynię biegów, zapłon iskrownikowy i głowicę z agrafkowymi sprężynami zaworowymi. Większa moc i mała masa pozwalała rozpędzać się nim do 105 km/h. Prezentowany na wystawie model to unowocześniona wersja sport o zwiększonej mocy silnika, która ukazała się w 1956 r. Duża wygodna kanapa i hydrauliczne amortyzatory znacznie podniosły komfort jazdy. Motocykl ten zyskał uznanie w Polsce i stanowił środek transportu m.in. dla strażników granicznych.

W sali na dolnym poziomie znajdowały się głównie motocykle crossowe. Perełką tej części wystawy był MZ 125 E i unikatowy Escort. Ponadto wśród eksponatów znalazły się również jednoślady rządowe, policyjne i strażackie. Tutaj też, w zaciszu mini salki kinowej można było obejrzeć filmy dotyczące zebranych w muzeum eksponatów.

Zwiedzanie Berlina

Zwiedzanie muzeum przeciągnęło się nam znacznie, gdyż każdy znalazł tu coś dla siebie. Jednak najwyższy czas ruszać dalej. W międzyczasie słońce zaczęło zachodzić, więc postanowiliśmy „zdobyć” berlińską wieżę telewizyjną. Okazało się, że do wjazdu mamy 1,5 h wolnego czasu, który w całości spędziliśmy na biesiadę w Burger Kingu. O godzinie 19:30 nadeszła nasza kolej zwiedzania. Wjechaliśmy windą na wysokość 203 m, z której podziwialiśmy piękną nocną panoramę.

Zrobiło się późno, więc nadszedł czas, aby zejść na ziemię. Postanowiliśmy odnaleźć  hostel  Industriepalast, w którym mieliśmy spędzić noc. Miejsce okazało się bardzo sympatyczne, mieliśmy możliwość zaparkowania naszych maszyn na terenie Hostelu. Standardowy rozładunek motocykli i zamiast odpocząć, Łukasz z Maćkiem postanowili wsiąść na motocykle i ruszyć na nocną przejażdżkę po mieście. Reszta grupy otworzyła chłodzące napoje i relaksowała się w zaciszu pokoju. Relacja po powrocie o 2 w nocy była niesamowita – zjeździli praktycznie całą stolicę nie szczędząc sobie pobytu w bardziej niebezpiecznych częściach miasta. Będąc w komplecie mogliśmy wszyscy wybrać się na nocny spacer po Berlinie.

Piękna letnia pogoda od samego rana rozgrzewała nasze motocykle. Szybkie pakowanie gratów na maszyny i byliśmy gotowi do zwiedzania Berlina za dnia. Niby prosta sprawa, wklepać w nawigację i jechać! Pech chciał, że akurat w niedzielę w Berlinie odbywał się BMW Marathon. Główne arterie miasta przerodziły się w jedną wielką bieżnię, co skomplikowało nam życie. Postanowiliśmy porzucić nasze maszyny i udać się o własnych siłach pod Bramę Brandenburską. Krótki spacerek w skórzanych spodniach w temperaturze 25 stopni i pamiątkowe zdjęcie. Zmęczeni upałem wybraliśmy się na bezalkoholowe piwko i niemiecki specjał Curry Wurst.

Wsiedliśmy z powrotem na maszyny i ruszyliśmy w miasto szukać kolejnych atrakcji. Niestety objechaliśmy centrum dwa razy i wiadomo było, że lekko się pogubiliśmy. Naszym zbawieniem okazał się motocyklista Olaf, który widząc Polskie rejestracje zagaił rozmowę z Norbertem. Dzięki jego pomocy znaleźliśmy stację benzynową, a po krótkiej rozmowie okazało się, że poprowadzi naszą grupę w kilka ciekawych miejsc! Wyruszyliśmy 9-osobowym peletonem w stronę Check Point Charlie, miejsca gdzie w latach 1961-1989 istniało przejście graniczne między wschodnią i zachodnią częścią Niemiec. Pozostając w temacie żelaznej kurtyny, pojechaliśmy zobaczyć najdłuższy zachowany odcinek muru berlińskiego.

Niestety jak to w życiu bywa, wszystko, co dobre, szybko się kończy. Nasz czas w Berlinie dobiegał końca. Na obrzeżach miasta zatrzymaliśmy się na „małe co nieco” w Burger Kingu, wypiliśmy kawę, pożegnaliśmy się z nowo poznanym kolegą i ruszyliśmy w stronę Polski. Olaf odprowadził nas jeszcze na trasę wylotową.

Trasa Berlin-Gdańsk

Wjazd do naszego kraju dało się nie tyle zauważyć, co poczuć. Szybka zmiana nawierzchni i już wiadomo gdzie jesteśmy. Pod osłoną nocy dotarliśmy do Łagowa, gdzie zatrzymaliśmy się na nocleg. Następnego dnia Bończyk obudziła się przeziębiona, więc wyjazd został przesunięty. Kiedy medykamenty zaczęły działać, a Bończ mogła już swobodnie oddychać zajęliśmy się pakowaniem. Drogę powrotną zaplanowaliśmy tak, aby odwiedzić słynny świebodziński monument. Z daleka zrobił na nas niezłe wrażenie, jednak to, co zobaczyliśmy z bliska zaskoczyło nas i rozbawiło. Figura i jej otoczenie okazała się wielką budowlaną tandetą. Cóż, daleko Świebodzinowi do Rio de Janerio.

Po południu oficjalnie rozpoczęliśmy powrót do domu. Staraliśmy się jechać w zwartym szyku jednak duże natężenie ruchu, zmusiło nas do podzielenia się na grupy dwuosobowe. Za Gorzowem Wielkopolskim zatrzymaliśmy się na tankowanie. W czasie tego postoju Macio zauważył odkręconą nakrętkę od kolektora. Przywdział robocze rękawice i wziął się do usuwania usterki, a cała reszta kibicowała mu popijając kawę. Powoli zaczęło zachodzić słońce, więc ubraliśmy się ciepło i ruszyliśmy w dalszą drogę. W nocy temp. spadła poniżej 10 stopni i kobieca część ekipy przemarzła na kość. W Starogardzie Gdańskim podzieliliśmy się na podgrupy elbląską i gdańską. Wszyscy trochę obolali, przeziębieni i zmęczeni, ale przede wszystkim szczęśliwi powróciliśmy do domów. Dzięki wsparciu naszych sponsorów mogliśmy przeżyć wspaniałą przygodę, za co serdecznie dziękujemy. W czasie organizowania wyprawy i podczas samego wyjazdu spotkaliśmy wiele życzliwych osób, które trzymały za nas kciuki. Ponadto dziękujemy Panu Sławomirowi Żmudzie ze sklepu internetowego Defender za udzielenie nam rabatów na zakup sprzętu, Dyrekcji Muzeum w Szczecinie za miłe przyjęcie oraz wspierającym nas przyjaciołom i rodzinie.

W wyprawie wzięli udział: Artur (Honda CBF 1000), Olga (Honda Hornet 600), Maciej (Yamaha Thundercat YZF600R ), Tomasz (Kawasaki Z 750), Norbert (Honda Magna 500), Marcin (Suzuki SV 650), Olga (Honda CB 500), Łukasz (Honda CBR 600).

Zapraszmy równeż do obejrzenia galerii zdjęć unikalnych motocykli i samochodów BMW. Powstała ona po wizycie w magazynie BMW w Monachium, skąd pojazdy te wysyłane są na wszelkiego rodzaju wystawy i imprezy.

Advertisement
NAS Analytics TAG

NAS Analytics TAG
Zdjęcia
grupa jadaca nach berlin
NAS Analytics TAG
koszulki
Muzeum Techniki i Komunikacji
ekipa w szczecinie
mur berlinski
BMW R35
junak m07
kamizelki bezpieczenstwa
klasyk z wozkiem
kombinezony przeciwdeszczowe
konstrukcja silnika
nocleg
offroadowy maluch
simson
sokol 600
swiebodzin motocyklowo
tankowanie
us army checkpoint
widoczek
WSK Dudek
w muzeum w berlinie
zbiorka elblag zegluga
artur cbf1000
brama brandenburska berlin
Honda Motorrad-Museum
lukasz cbr600
Komentarze 6
Pokaż wszystkie komentarze
Autor:Żunio 12/10/2011 21:30

Gratki udanej wyprawy

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Ścigacz.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z komentarzy łamie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usunięty. Uwagi przesyłane przez ten formularz są moderowane. Komentarze po dodaniu są widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadającym tematowi komentowanego artykułu. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu Ścigacz.pl lub Regulaminu Forum Ścigacz.pl komentarz zostanie usunięty.

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualności

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep Ścigacz

    motul belka podroze 950
    NAS Analytics TAG
    na górę