Ponieważ historia o niezwykłym przypadku pewnego holenderskiego motocyklisty właśnie krąży po sieci w formie mema, postanowiłem ją dla Was sprawdzić. Czy to wydarzyło się naprawdę?

Okazuje się, że tak! W 2008 roku na holenderskiej autostradzie A28 w okolicach Staphorst doszło do zdarzenia, które już wówczas stało się sensacją wśród motocyklistów i fanów niecodziennych historii drogowych. 50-letni mężczyzna podróżujący swoim Kawasaki ZRX1200 miał zdecydowanie zbyt ciężką rękę na manetce gazu, co zauważył i zarejestrował stacjonarny fotoradar. Prędkość motocykla wynosiła dokładnie 137 km/h, co oczywiście kwalifikowało się na sowity mandat. Problem - a raczej ratunek - pojawił się w momencie zrobienia zdjęcia. Fotografia uchwyciła motocykl w ruchu... ale bez kierowcy.

Reklama

DOBIERZ ODPOWIEDNIE OPONY DELI TIRE »

Bezpieczna jazda przez cały rok? Opony DELI Tire dla motocykli 125 cm3 i nie tylko

Wybór odpowiednich opon do motocykla, niezależnie od jego pojemności, jest kluczowy dla bezpieczeństwa i komfortu jazdy. Nawet jeśli poruszamy się jednośladem o niewielkiej mocy, klasy 125 cm3, nie powinniśmy bagatelizować roli, jaką odgrywa ogumienie.

DOBIERZ ODPOWIEDNIE OPONY DELI TIRE DO SWOJEGO MOTOCYKLA »

Jak się później okazało, tuż przed aktywacją radaru, motocyklista stracił panowanie nad maszyną i wypadł z siodła, sunąc po asfalcie niczym kaskaderski kłopot. Motocykl również się przewrócił, przekraczając dozwoloną prędkość bez pasażera. Finalnie holenderski motocyklista - którego nazwiska nie podano do wiadomości publicznej, zatrzymał się kawałek dalej, szczęśliwie zaledwie ze złamanym nadgarstkiem. Gdy funkcjonariusze zanalizowali zdjęcie z fotoradaru, okazało się, że choć numer rejestracyjny się zgadzał, to nie dało się ukarać nikogo za wykroczenie - bo nie było fizycznie żadnej osoby na pojeździe. Formalnie nie prowadzisz, formalnie nie płacisz. Sprawa zakończyła się więc bez mandatu, a zdjęcie z radaru stało się jednym z najbardziej niecodziennych, jakie kiedykolwiek trafiły do policyjnych archiwów.

Choć brzmi to jak absurdalna opowieść z barów motocyklowych, historia została potwierdzona przez kilka źródeł, w tym portal Motorcycle News. Swoją drogą, nie była to jednak jedyna sytuacja, w której fotoradar złapał motocyklistę w wyjątkowo niecodziennych okolicznościach.

W Szwajcarii inny motocyklista, niejaki Boris Maier, również "załapał się" na zdjęcie podczas ślizgu po asfalcie. Jechał z prędkością 107 km/h w strefie ograniczonej do 80 km/h, gdy stracił panowanie nad motocyklem i został wyrzucony z siodła. Choć zarejestrowano tylko kierowcę turlającego się po jezdni, mandat trafił do jego skrzynki pocztowej. Tym razem trik z fizycznym brakiem osoby na pojeździe nie zadziałał. To pewnie kwestia szwajcarskiej precyzji i żelaznej logiki.

Na koniec warto jeszcze poznać kuriozalną historię, która miała miejsce w Kanadzie. 23-letni motocyklista został uchwycony przez kamery drogowe w Winnipeg  aż 48 razy w okresie od 3 maja do 11 września 2021 roku, przekraczając prędkość średnio o 39 km/h ponad dozwolony limit. W jednym z przypadków zarejestrowano prędkość 180 km/h w strefie z ograniczeniem do 60 km/h. Pirat jeździł dłuższy czas, nie zdając sobie sprawy, że system jest może powolny, ale rejestruje wszystkie uchybienia wobec prawa. Łączna kwota mandatów za te wykroczenia wyniosła 27 116 dolarów kanadyjskich.

Okazuje się, że czasem wystarczy ułamek sekundy, by z kierowcy stać się... latającym obiektem na radarze. Jednak niekiedy, w zasadzie bardzo rzadko — jak pokazał przypadek z Holandii — upadek może uchronić od mandatu. Choć oczywiście trudno to polecać jako strategię na unikanie punktów karnych.