Koniec radarów w krzakach. Na razie we W³oszech
W świecie motoryzacyjnym właśnie zatrzęsła się ziemia i choć epicentrum znajduje się we Włoszech, echa tego wstrząsu z pewnością mogą dotrzeć i do Polski.
Chodzi o nowe przepisy dotyczące fotoradarów, które mają potencjał, by zmienić sposób myślenia o kontroli prędkości - i to nie tylko u naszych zachodnich sąsiadów, ale i u nas, gdzie temat "tajnych radarów" wywołuje nie mniejsze emocje.
Kierowcy w całej Europie, w tym motocykliści, nie raz narzekali na to, że fotoradar potrafi zaskoczyć zza krzaka, kosza na śmieci czy z bagażnika niepozornego samochodu. Zwykle nie chodzi tylko o bezpieczeństwo, ale i o podreperowanie budżetu gminy. Przypomina to trochę grę w kotka i myszkę - z tą różnicą, że stawką są mandaty, punkty karne i nerwy.
Ale oto Włosi mówią temu basta. Nowe zasady, które weszły tam w życie, nakazują, by każdy nowy fotoradar - zarówno stacjonarny, jak i mobilny - był ustawiony wyłącznie w miejscach, gdzie faktycznie poprawia bezpieczeństwo ruchu drogowego. Żadnych ukrytych maszynek do łapania kierowców i żadnych niespodziewanych błysków w lusterkach. Każda kontrola prędkości musi być zapowiedziana odpowiednim znakiem przynajmniej kilometr wcześniej. To oznacza koniec z nagłymi pułapkami - kierowca będzie miał czas, by zdjąć gaz, zanim dostanie pocztówkę z mandatem.
Ale to nie wszystko. Nowe regulacje wprowadzają minimalne odległości między punktami pomiarowymi. W terenie zabudowanym nie wolno ustawiać radarów bliżej niż kilometr od siebie, a poza miastem dystans ten musi wynosić co najmniej cztery kilometry. A wisienką na torcie jest przepis, który zakazuje umieszczania radarów tam, gdzie ograniczenie prędkości zostało obniżone o więcej niż 20 km/h w stosunku do standardowej prędkości na danym odcinku. Czyli żadnych radarów w miejscach, gdzie ograniczenie do 50 pojawiło się nagle na drodze z dopuszczalną 80 tylko dlatego, że pojawiła się tabliczka "roboty drogowe".
Choć zmiany obowiązują na razie wyłącznie we Włoszech, temat zrobił się głośny również w Niemczech, gdzie ukryte radary są nadal legalne, a niektóre miasta - jak Hamburg - wręcz słyną z kreatywności w ich ustawianiu. To właśnie Hamburg "zasłużył" w 2024 roku na satyryczną nagrodę Złotego Fotoradaru za wyjątkowo dochodowe podejście do pomiarów prędkości. Przychody z mandatów w tym mieście sięgnęły ponad 33 milionów euro rocznie, co pokazuje skalę zjawiska.
I tu pojawia się pytanie: skoro Włochy potrafiły, to może i my - w Polsce - powinniśmy się nad tym pochylić? Motocykliści, dla których widoczność i przewidywalność na drodze to klucz do przetrwania, z pewnością przyjęliby takie przepisy z entuzjazmem. Przewidywalne kontrole? Jasne komunikaty? Legalne tylko tam, gdzie to faktycznie potrzebne? Brzmi jak marzenie każdego kierowcy.
Może, zamiast łatać drogi z mandatów, lepiej byłoby zadbać o to, by fotoradary znów stały się narzędziem służącym bezpieczeństwu?
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze