Ścigacz.pl

Holenderska scena motocyklowa przeżyła ostatnio prawdziwy rollercoaster, gdy rząd najpierw pozbawił motocykle elektryczne wszystkich ulg, a potem - po fali protestów - błyskawicznie się z tego wycofał.

Cała historia zaczęła się z początkiem 2025 roku, gdy władze niespodziewanie zlikwidowały zwolnienie z podatku dla elektryków na dwóch kołach. Kupujący zostali nagle zmuszeni do płacenia prawie dwudziestoprocentowego podatku, tak jakby wybierali klasyczną spalinową maszynę. Przepadły również dotychczasowe ulgi drogowe oraz subsydia na zakup. Dla wielu firm i entuzjastów motocykli bezemisyjnych był to spory cios.

Decyzja ta była skutkiem szerszych zmian w polityce budżetowej, które niechcący wrzuciły elektryczne motocykle do jednego worka ze spalinowymi. Bez względu na to, czy był to przypadek czy brak refleksji, efekt był druzgocący - zamiast promować czyste technologie, państwo przestało wspierać tych, którzy chcieli jeździć ekologicznie.

Sytuacja wywołała potężny sprzeciw. Organizacje branżowe, na czele ze stowarzyszeniem RAI, ruszyły do ofensywy. Ich nacisk przyniósł efekt szybciej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. W połowie roku Ministerstwa Finansów oraz Infrastruktury i Gospodarki Wodnej ogłosiły całkowite odwrócenie wcześniejszych decyzji. Nowy system podatkowy przewiduje jedynie stałą stawkę 200 euro za zakup elektrycznego motocykla, obowiązującą z mocą wsteczną od 1 stycznia. To ogromna różnica w porównaniu z wcześniejszą stawką prawie 20 procent, która skutecznie zniechęcała potencjalnych nabywców.

Tom Crooijmans, przewodniczący sekcji motocyklowej RAI, określił ten ruch jako szybkie i skuteczne naprawienie błędu. Rzeczywiście, dzięki tej korekcie elektryczne motocykle znów stają się atrakcyjne cenowo.

Ta zmiana to ważny sygnał, i to nie tylko dla Holandii, ale dla całej Europy. Kraj tulipanów od lat uchodzi za lidera w dziedzinie zrównoważonej mobilności miejskiej, więc jego decyzje mają wpływ na to, co dzieje się w innych państwach Unii. Otóż Holendrzy pokazali, że motocykle elektryczne zasługują na takie samo wsparcie polityczne jak auta na prąd czy rowery elektryczne. W końcu to środki transportu, które nie tylko nie emitują spalin, ale też zajmują mniej miejsca i ograniczają hałas w zatłoczonych miastach.

Oczywiście nie każdy od razu zakocha się w jednośladach na baterie. Dla wielu osób motocykl to zapach benzyny i rasowy dźwięk wydechu, ale zmiany nadejdą niezależnie od tego, czy jesteśmy na nie gotowi. Lepiej więc przyjąć je z otwartą głową, bo przyszłość też ma manetkę gazu, ale wygląda na to, że podpiętą do baterii.