Ruszył proces karny diagnosty, który wykonał badanie techniczne samochodu na tydzień przed tym, gdy ten brał udział w tragicznym wypadku drogowym. Zginęło dwoje ludzi, a zdaniem prokuratury diagnosta sfałszował wynik badań i dopuścił niesprawny pojazd do ruchu.

Tragiczne zdarzenie miało miejsce pod koniec wakacji w 2020 roku w Pomarzanach w województwie łódzkim. 19. letnia kobieta prowadziła samochód, którym podróżowali 21-letni pasażer oraz 10-letnie dziecko. Ustalono, że kobieta poruszała się ze zbyt dużą prędkością i na łuku drogi zjechała na przeciwległy pas drogi. Tam uderzyła w prawidłowo jadącą ciężarówkę. W wyniku zdarzenia zarówno kierowca, jak i pasażer, ponieśli śmierć, a jadące z nimi dziecko doznało bardzo ciężkich obrażeń.

Za sprawcę zdarzenia została uznana kierująca samochodem kobieta, która przekroczyła dopuszczalną prędkość. Ponieważ sama poniosła śmierć w wypadku, więc prokuratura umorzyła wobec niej postępowanie. Jednak świadkowie zeznali, że samochód, którym podróżowały ofiary, od dłuższego czasu wykazywał usterki. Na tę chwilę prokuratura nie ujawniła, jakie to były usterki, niemniej zdaniem świadków i wedle aktu oskarżenia prokuratury usterki te były obecne w samochodzie, gdy ten, tydzień przez zdarzeniem, został poddany okresowym badaniom technicznym. Chociaż prokuratura nie ustaliła, iż usterka samochodu w jakikolwiek sposób była przyczyną wypadku, to mimo to zdecydowała się postawić diagnoście zarzut poświadczenia nieprawdy w celu uzyskania korzyści majątkowych. Grozi mu za to do 8 lat pozbawienia wolności. Dodatkowo stracił on już uprawnienia do wykonywania badań technicznych pojazdów.

Chociaż nierzetelnego diagnostę już spotkały dość dotkliwe konsekwencje dopuszczenia do ruchu niesprawnego pojazdu, to i tam może on mówić o dużym szczęściu. Prokuratura oskarża go w związku z wypadkiem, a nie w sprawie o wypadek drogowy. Innymi słowy, zarówno prokuratura, jak i biegli sądowi, nie przypisują oskarżonemu winy za spowodowanie wypadku, w którym zginęły 2 osoby. Usterka, którą miał przeoczyć pracownik stacji kontroli pojazdów, nie miała związku z wypadkiem. Do wypadku doprowadziła wyłącznie kierująca pojazdem kobieta, która przekroczyła dopuszczalną prędkości i nie dostosowała tej prędkości do panujących na drodze warunków. Jednak mogłoby się zdarzyć, że usterka samochodu, na przykład łyse opony, niesprawne hamulce, czy też wycieki oleju, byłyby przyczyną wypadku. Zwłaszcza dotyczy to wycieków oleju, gdyż śliskie plamy tej substancji na drodze są niebezpieczne dla motocyklistów. Gdyby samochód "gubił" olej, osoby z otoczenia kierowcy wiedziałyby o tej usterce, a diagnosta mimo to przedłużyłby ważność badań technicznych pojazdu, to w razie upadku motocyklisty na plamie oleju, wyciekłego z takiego pojazdu, diagnosta mógłby być uznany za współwinnego zdarzenia. Akt oskarżenia przeciwko diagnoście, który miał zatwierdzić stan techniczny pojazdu pomimo występujących w nim usterek, został dopiero skierowany do sądu. Na wyrok w tej sprawie musimy jeszcze trochę poczekać. Niemniej już w tej chwili sprawa ta powinna być przestrogą dla osób, które za łapówki łaszywie poświadczają sprawność techniczną pojazdów.