Chiñczycy wystrzelili bateriê z auta! Czy to ma sens?
Chińczycy zrobili coś, co wydaje się wyjęte z filmu science fiction, ale takiego klasy B. Otóż wystrzelili baterię z samochodu, niczym z katapulty.
Wideo z eksperymentalnego testu w mgnieniu oka obiegło internet, przyciągając miliony ciekawskich i równie wielu sceptyków. Pomysł ma być przełomem w bezpieczeństwie pojazdów elektrycznych, ale wielu ekspertów nazwało go po prostu niebezpiecznym absurdem.
Na filmie zarejestrowanym podczas wydarzenia "Power Battery Launch Technology Demonstration and Exchange Meeting" widać SUV-a, który nagle wyrzuca z siebie ogromny moduł baterii na kilka metrów w bok. Całość wygląda efektownie, jak strzał z armaty, i raczej równie zabójczo, bo przecież chodzi o kilkaset kilogramów wybuchowego ładunku. Dwóch operatorów natychmiast przykrywa go ognioodporną matą. Chińskie media wyjaśniły, że system opiera się na działaniu podobnym do poduszki powietrznej. To czujniki termiczne w ułamku sekundy wykrywają przegrzanie i aktywują mechanizm wyrzutu. W teorii ma to zapobiec eksplozji i uratować pasażerów.
Problem w tym, że teoria i rzeczywistość to dwa zupełnie różne światy. Wystarczy wyobrazić sobie ulicę pełną samochodów i pieszych, a wśród nich nagle lecącą w powietrzu baterię ważącą pół tony. Komentujący w sieci nie zostawiają suchej nitki na tym pomyśle i pytają, czy kolejna wersja systemu będzie wyposażona w spadochron, a może rakiety sterujące. W praktyce taki system mógłby stworzyć więcej zagrożeń niż uratować istnień, bo nikt nie jest w stanie przewidzieć, gdzie dokładnie wyląduje wystrzelony moduł.
Eksperci od bezpieczeństwa dodają kolejne wątpliwości. W razie poważnego wypadku, kiedy konstrukcja auta zostaje zmieniona, cały system może po prostu przestać działać. A wtedy bateria zostaje w aucie i robi dokładnie to, czego miała uniknąć, czyli zapala się. Dlatego wielu specjalistów uważa, że ta "innowacja" to raczej niezbyt sensowy eksperyment niż krok naprzód w dziedzinie bezpieczeństwa.
Co ciekawe, pojazd wykorzystany w pokazie przypominał model iCar 03T z koncernu Chery, ale producent natychmiast odciął się od projektu, publikując w sieci oświadczenie, że nie ma z tym nic wspólnego. Podobnie zareagowała firma Joyson Group, która również zdementowała wszelkie plotki o swoim udziale. Wygląda więc na to, że nikt nie chce się chwalić autorstwem "katapulty na baterie".
Cały pokaz był bardziej widowiskiem niż demonstracją jakiejś technologicznej innowacji. Baterie w autach elektrycznych i motocyklach zasilanych prądem to faktycznie pięta achillesowa branży, bo są trudne w chłodzeniu, łatwopalne i podatne na uszkodzenia. Jednak wyrzucanie ich z auta nie jest rozwiązaniem, które ktokolwiek chciałby zobaczyć na ulicy. Producenci na całym świecie koncentrują się raczej na zwiększeniu odporności ogniw, opracowywaniu nowych materiałów i systemów chłodzenia, które mają zapobiegać pożarom u źródła.
W motocyklu elektrycznym takie rozwiązanie byłoby jeszcze bardziej kuriozalne, bo na drodze akumulatora znajdują się nogi kierowcy. To już lepiej byłoby wystrzelić motocyklistę. Zgłaszam patent na to rozwiązanie!


Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze