Rząd szykuje nowy bat na piratów drogowych, ale... czy nie zapomniał, że sprawiedliwość powinna być równa dla wszystkich?

Projekt ustawy, który właśnie wylądował na sejmowym biurku, zakłada ostre sankcje dla tych, którzy traktują drogi jak tor wyścigowy. Nawet pięć lat odsiadki ma grozić kierowcom, którzy przekroczą dozwoloną prędkość w sposób nie tylko bezmyślny, ale i skrajnie niebezpieczny. Ale tu robi się ciekawie, bo jeśli wybierzesz się na rundkę po Autostradowej Obwodnicy Wrocławia, to więzienie ci nie grozi… chyba że zdecydujesz się jechać ponad 240 km/h.

Zgodnie z nowymi przepisami, kierowca może trafić za kratki na okres od 3 miesięcy do 5 lat, jeśli na autostradzie osiągnie co najmniej 210 km/h, a na ekspresówce 180 km/h, pod warunkiem że jego zachowanie realnie zagraża innym uczestnikom ruchu. Ale rządowa zapowiedź nie mówi całej prawdy. W rzeczywistości projekt ustawy mówi o czymś innym. Chodzi o przekroczenie prędkości o co najmniej połowę dopuszczalnej na danym odcinku trasy, przy jednoczesnym rażącym naruszeniu zasad bezpieczeństwa. Jeśli prędkość została ograniczona znakiem, to więzienie grozi dopiero wtedy, gdy kierowca ją przekroczy co najmniej dwukrotnie.

I tu pojawia się problem. Na AOW limit to 120 km/h - ustalony nie ustawą, a znakami. Więc dopiero jazda 240 km/h i więcej sprawi, że kierowca wpadnie w widełki nowego paragrafu. W tym samym czasie na innych autostradach, gdzie limit wynosi 140 km/h, granicą będzie już 210 km/h. Czyli co? Na AOW możesz jechać szybciej bez strachu o kajdanki?

Na pozostałych drogach granicą będzie dwukrotność dopuszczalnej prędkości. A to oznacza, że w mieście 100 km/h może cię zaprowadzić za kratki, a w strefie zamieszkania wystarczy już 40 km/h. Oczywiście, nie samo przekroczenie prędkości będzie przesądzać o winie. Musi jeszcze dojść do rażącego naruszenia zasad bezpieczeństwa. Rządowy dokument tłumaczy to jako lekceważenie oznakowania, nagminne i bezpodstawne zmienianie pasów, czy jazdę wrakiem, który sam w sobie stanowi zagrożenie.

Choć projekt jest już w Sejmie, nie wiadomo jeszcze, kiedy ruszą nad nim prace.