Marquez czy Bagnaia? Ducati zafunduje nam starcie tytanów w MotoGP 2025
Fabryczna ekipa Ducati wystawi w tym roku bez wątpienia swój najmocniejszy skład w historii, a może i najmocniejszy duet, jaki kiedykolwiek widzieliśmy w garażu jednego zespołu MotoGP. Czy Marc Marquez i Pecco Bagnaia to przepis na sukces, czy może katastrofę? Który z nich zostanie mistrzem? Marka z Bolonii ma już jasną strategię, o której mówiono wprost podczas oficjalnej prezentacji w Dolomitach. My mamy z kolei swojego faworyt.
Z jednej strony szefostwo Ducati mówi o harmonii oraz o tym, że lepiej mieć w zespole dwóch mistrzów, niż dwóch młodziaków, ale z drugiej strony wszyscy pamiętamy, co działu się w garażu Yamahy, gdy dzielili go przed laty Valentino Rossi i Jorge Lorenzo.
Wszyscy pamiętamy też przecież iskry, jakie leciały po zderzeniu Marqueza i Bagnaii w Portugalii na początku poprzedniego sezonu, dlatego ja przynajmniej do zapowiadanej harmonii podchodzę z lekkim przymrużeniem oka.
Oczywiście nie ma nowy, aby Ducati stawiało na środku garażu ścianę, jak kiedyś Yamaha, czy musiało rozdzielać swoich zawodników, jak wtedy, gdy Testuya Harada i Loris Capirossi starli się w garażu Aprilii po pamiętnym wyścigu klasy 250 w Buenos Aires.
Nie zmienia to jednak faktu, że będzie gorąco, bo cel Ducati jest jasny; zwycięstwo. Wygrać ma jeden z zawodników, a jak nie jeden - to drugi. Proste, prawda?
Bagnaia i Marquez zostaną także do tego celu wszystkie niezbędne narzędzia. Nowe Ducati Desmosedici testowali już w listopadzie w Barcelonie.
Włoch był pozytywnie zaskoczony silnikiem w wersji GP25, bo w poprzednich latach to właśnie z nim był największy problem podczas pierwszych testów (pamiętajcie jeszcze zmianę silników sprzed bodaj trzech lat tuż przed pierwszą rundą sezonu?).
Z drugiej strony Pecco przyznał także, że nowy motocykl nie hamuje i nie wchodzi w zakręty równie dobrze, co ten z poprzedniego sezonu, ale jest za to stabilniejszy w długich i szybkich zakrętach. To może być dla niego poważnym problemem, bo jest styl jazdy opiera się na późnych hamowaniach i dynamicznych wejściach w łuki.
Oczywiście maszyna, którą zobaczyliśmy podczas oficjalnej prezentacji zespołu nie ma wiele wspólnego z tym, na czym Pecco i Marc będą ścigali się w tym roku. Ducati planuje przetestować jeszcze przed sezonem sporo zmian i poprawek, choć raczej nie możemy spodziewać się rewolucji.
Raz, że GP24 osiągnęło naprawdę wysoki poziom. Dwa, że to przecież Ducati oberwało najmocniej po wprowadzeniu koncesji i ograniczeń dla najbardziej utytułowanych producentów. Z drugiej strony, jeśli Włosi mają zrobić skok, to będzie on widoczny właśnie na początku roku.
O ile szef techniczny, Gigi Dall’Igna, skupia się na rozwijaniu motocykla, to jednocześnie przyznaje, że nie zatrudnia fabrycznych zawodników po to, aby mu w tym pomagali, tylko po to, żeby wygrywali.
Zadanie stojące przed Bagnaią i Marquezem jest więc oczywiste, ale przecież zwycięzca może być tylko jeden.
Hiszpan mówi wprost, że trafia do zespołu, który jest na szczycie, ale jednocześnie po raz pierwszy ma po drugiej stronie garażu zawodnika, który zbudował sobie już w ekipie pozycję lidera. To więc naturalne, zdaniem Marka, że to Pecco będzie ciągnął za sznurki.
Uwielbiam te PR-owe gierki Marqueza, który publicznie lubi podbudowywać swoich rywali w taki sposób, aby pokonując ich zyskać później jeszcze więcej w oczach opinii publicznej.
Z drugiej strony Hiszpan ma sporo racji. To Bagnaia jest, póki co, nieformalnym liderem Ducati, ale na jak długo? Włoch był w ubiegłym sezonie najszybszym zawodnikiem w stawce i wygrał aż 11 z 20 wyścigów Grand Prix, ale zbyt często popełniał błędy i lądował na deskach (choć nie zawsze z własnej winy).
O ile Pecco przyznaje, że nadal będzie jeździł jak gentleman i nie interesują go żadne brudne zagrywki, to jednocześnie wie, że musi wyciągnąć wnioski z ubiegłorocznych błędów.
Bez wątpienia ten sezon będzie dla Bagnaii największym wyzwaniem w jego karierze. Rok temu Włoch przegrał walkę z rywalem reprezentującym prywatny zespół - cóż, zdarza się, ale przynajmniej przegrał z klasą.
Tym razem Pecco ma po drugiej stronie garażu potencjalnie najlepszego zawodnika w historii tego sportu. Przegrana z nim nie byłaby ujmą na honorze, ale bardzo mocno zachwiałaby jego pozycją w zespole. Nie ma więc mowy o powtórce z 2024.
Marquez jest tymczasem w nieco innej sytuacji. Jak sam powiedział, największym wyzwaniem był dla niego poprzedni sezon i starty w prywatnym zespole Gresiniego.
Z drugiej strony teraz stawka jest dużo wyższa, a na szali jest nie tylko kolejny tytuł, ale też cała spuścizna Hiszpana. Jeśli po sześciu latach ponownie sięgnie po tytuł i wyrówna wynik Valentino Rossiego, Marquez zapisze się w historii, robiąc jednocześnie coś, co nie udało się Włochowi, czyli zdobywając tytuł na Ducati.
Jeśli przegra, to jego pozycja będzie mocno zachwiana… i to nie tylko w fabrycznym zespole Ducati. Zachwieje się bowiem cała jego legenda.
O ile jednak Pecco wie doskonale, jak poruszać się w garażu, o tyle Marquez ma przed sobą nowe wyzwanie i pracę z nowymi ludźmi, na czele z nowym szefem mechaników, Marco Rigamontim.
Jednocześnie, jak sam powiedział, z uwagi na rozwój technologii, a ostatnio także sztucznej inteligencji, dzisiaj już dużo mniej zależy od zawodnika niż chociażby w 2013 roku, gdy debiutował w MotoGP. Tak, nadal to do zawodnika należy ostatnie słowo, ale - jak podkreślał też przez lata Casey Stoner - rozwój technologii coraz mocniej zmniejsza przewagę tych najlepszych.
Jak bardzo rozwija się ta technologia? Podczas każdego weekendu wyścigowego ekipa Ducati zbiera aż 100 gigabajtów danych, które następnie analizuje ze swoim technologicznym partnerem, Lenovo.
Zadanie nie jest więc łatwe. Choć Marc podkreśla, że ma dziś motyle w brzuchu na myśl o sezonie 2025, to jednak bez wątpienia będzie on jego największym wyzwaniem w karierze.
Dla Ducati nie ma to większego znaczenia; wygrać tytuł ma jeden z tej dwójki i jestem przekonany, że tak się właśnie stanie. Który?
Moim zdaniem będzie to Marquez, który mimo "nieznajomości terenu" pokona wrażliwego Bagnaię silniejszą głową i większym doświadczeniem, wyniesionym z lat walki z takimi kosmitami, jak Rossi, Lorenzo czy Stoner. Pecco z pewnością jednak podniesie poprzeczkę i (jeśli tylko będzie mu odpowiadało nowe Ducati) wyeliminuje błędy z minionego sezonu.
To jednak za mało, dlatego mówiąc krótko; dziś obstawiam, że tytuł wywalczy Marquez, ale bardzo możliwe, że będzie musiał się w tym celu napocić znacznie mocniej, niż kiedykolwiek wcześniej. Jeśli tak będzie, to niezależnie od tego - kto zostanie mistrzem - czeka nas potencjalnie jeden z najbardziej widowiskowych sezonów w historii MotoGP.
Kto powiedział, że dominacja Ducati musi być nudna?
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzeJak Stoner odszed³ to w nastêpnym roku przyszed³ Marquez. Wiêc ze sob± nie walczyli. Prawda?
OdpowiedzPrawda. W nizszych klasach chyba takze nie.
Odpowiedz