Mandat albo postój. Estoński reset drogowy
Estończycy postanowili zrobić coś, co u wielu kierowców może wywołać zaskoczenie większe niż widok nieoznakowanego patrolu w lusterku.
Piratów drogowych nie tylko łapią, ale też dają im wybór. I to nietypowy. Mandat albo 45 minut przymusowego postoju. Czas na ochłonięcie, dosłownie i w przenośni.
To nie żaden nowy żart z policyjnego TikToka, tylko rzeczywista praktyka estońskiej drogówki. Pomysł nie jest zupełnie świeży, bo pierwsze testy przeprowadzono już w 2019 roku. Później metoda zniknęła na chwilę, ale powróciła podczas akcji "Powrót do szkoły", a teraz latem znów ruszyła na dobre. To, że nie każdemu kierowcy spieszy się do wyciągania portfela, pokazuje choćby sytuacja z jednej akcji. Spośród dziewięciu zatrzymanych aż ośmiu wybrało postój. Tylko jeden kierowca wolał zapłacić i jechać dalej.
Estońska policja zaznacza, że nie chodzi tu o masowe stosowanie nowej kary. Na razie to akcje punktowe, wymagające obecności większej liczby patroli w konkretnych rejonach. Przykład? Droga Tartu-Voru, gdzie poza codziennym ruchem trafiają się też kierowcy rozgrzani emocjami po Rajdzie Estonii. To właśnie tam zatrzymywani byli delikwenci, którym wypadło z głowy, że zwykła trasa to nie odcinek specjalny.
Warto dodać, że liczba śmiertelnych wypadków na estońskich drogach spadła nieco w tym roku, ale to nie efekt poprawy stylu jazdy, a raczej... kiepskiej pogody. Kierowcy wciąż mają ciężką nogę, a stosunkowo niedawna zmiana, czyli podwojenie wysokości mandatów, nie przyniosło przełomu. Dlatego teraz, zamiast tylko uderzać po kieszeni, estońskie służby sięgają po psychologię. Zatrzymaj się. Uspokój. Przemyśl. A potem wróć na drogę trochę mniej naładowany adrenaliną. Może warto przetestować to też u nas?
Warto jeszcze dodać, że nie tylko Estonia próbuje nieoczywistych metod, by dotrzeć do wyobraźni kierowców. W różnych częściach świata funkcjonariusze sięgają po nietypowe rozwiązania, które zamiast grzywny, stawiają na refleksję albo... zawstydzenie.
W Finlandii wysokość mandatu jest uzależniona od zarobków, więc przekroczenie prędkości może kosztować tam nawet dziesiątki tysięcy euro. W Wielkiej Brytanii testowano system, w którym zamiast kary można było zapisać się na kurs edukacyjny, uczący odpowiedzialnego zachowania za kierownicą. Z kolei w Hiszpanii zdarzały się akcje z udziałem rodzin ofiar wypadków drogowych, które osobiście rozmawiały z zatrzymanymi piratami. To musiało być trudne…
W Australii kierowców łamiących przepisy zapraszano do obejrzenia autentycznych nagrań z miejsc śmiertelnych zdarzeń drogowych. Nawet we Francji czy Niemczech pojawiają się interwencje psychologiczne i sesje z udziałem ratowników medycznych, które mają nie tyle ukarać, ile otworzyć oczy.
Czego dowiodły te eksperymenty? Okazało się, że nie zawsze grzywna robi największe wrażenie.


Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze