Ścigacz.pl

Limit minimalnego ciśnienia w oponach od samego początku elektryzuje padok i kibiców. Wiele osób martwi się, że to nie walka na torze będzie decydować o losach tytułu mistrzowskiego. Tuż przed rozpoczęciem sezonu wyścigowego oficjalny dostawca opon dla klasy królewskiej zdecydował się na wprowadzenie zmian.

Począwszy od ubiegłorocznego Grand Prix Wielkiej Brytanii zawodnicy i ekipy mają dodatkowe utrudnienie w postaci limitu minimalnego ciśnienia w oponach. Za nieprzestrzeganie go grożą kary, a w tym sezonie mówi się nawet o dyskwalifikacji, choć kwestia ta jest nadal poddawana dyskusji. Teraz Michelin zabrał głos w sprawie sugestii dotyczących obniżenia limitów. Wielu zawodników twierdzi, że jazda z ciśnieniem powyżej 2.0 bar jest skrajnie niebezpieczna.

W poniedziałek Piero Taramasso, dyrektor ds. sportów motorowych w Michelin potwierdził w rozmowie z Autosport, że producent jest skłonny wprowadzić zmiany. Po analizie danych z sezonu 2023 i przeprowadzeniu symulacji Michelin zgodziło się na zmianę limitu dla przedniej opony z 1.88 do 1.80 bar. Limit ciśnienia dla tylnej opony pozostanie na tym samym poziomie, a więc będzie wynosił 1.7 bar. Zresztą sami zawodnicy i członkowie zespołów nie mają nic przeciwko, ponieważ najwięcej problemów jest właśnie z przednią oponą.

Przedmiotem rozważań jest jeszcze kwestia kar. W sezonie 2023 zawodnicy najpierw otrzymywali ostrzeżenie, a przy kolejnych przewinieniach doliczano dodatkowy czas do wyniku z wyścigu. W sezonie 2024 nie będzie żadnych strzałów ostrzegawczych, a każde przekroczenie limitu ma wiązać się z dyskwalifikacją. To jeszcze nie wszystko, ponieważ w ubiegłym roku zawodnik musiał utrzymywać ciśnienie w granicach limitu przez 50 proc. niedzielnego wyścigu. Teraz Michelin podało, że co prawda poszło na kompromis w kwestii obniżenia limitu ciśnienia dla przedniej opony, ale w zamian za to zawodnicy będą musieli się pilnować przez co najmniej 60 proc. niedzielnego wyścigu.