Co kupiæ? Dylematy wieku ¶redniego
Jako miłośnicy dwóch kółek zwykle mamy ten jeden, a czasem nawet więcej niż jeden, wymarzony motocykl. Niezależnie od wieku. Oczywiście młodzi patrzą na to inaczej. A co jeśli już tak młody nie jesteś? I tu pojawia się dylemat.
Otrzymaliśmy od naszego wieloletniego czytelnika list, w którym opisuje swoje dylematy przy wyborze i zakupie motocykla. Kiedyś marzył o wybranych modelach, ale były ważniejsze wydatki. Teraz, gdy wreszcie może kupić wymarzony motocykl, jego wymarzone motocykle zniknęły z rynku. Czy wszystkie i czy naprawdę niewiele jest już motocykli, o których można marzyć? Oto, co myśli o tym Tomek:
Kiedyś sprawa była prosta. Jedni z nas zachwycali się super szybkimi, ale bardzo lekkimi, supersportowymi 600-tkami. Inni zapatrzeni byli w ogromnej pojemności nakedy. Jeszcze inni widzieli siebie na lśniącym chromami criuserze z silnikiem, który mógłby ciągnąć wagony z węglem. Było fajnie, prosto i przyjemnie. Każdy z nas, jako nastolatek, miał plakat swojego wymarzonego sprzętu. Potem się to różnie układało. Jedni z nas, z przyczyn czysto finansowych, nadal mogli tylko marzyć. Innych dopadło tak zwane "życie" i o jakimkolwiek motocyklu mogli na długo zapomnieć. Jeszcze inni ujeżdżali to, co akurat mieli w garażu. Odkładając zakup tego jedynego, wymarzonego, motocykla na tak zwane "lepsze czasy", gdy sytuacja finansowa i dojrzałość pozwolą na więcej. Czyli, gdy pozwolą w pełni cieszyć się nieskrępowaną przyjemnością z jazdy, bez oglądania się czy to na koszty, czy też na wolny czas. Gdy nic nie będzie hamowało nas przed podejmowaniem nieco szalonych decyzji. I wreszcie nadchodzi ten czas. Mówisz sobie: tak, teraz mogę kupić ten jedyny, upragniony, który zawsze chciałem mieć. Nie zauważamy jednak przy tym, że czas nie stanął w miejscu. Upłynął niekiedy bardzo szybko. Także dla maszyn, o których od zawsze marzyliśmy i które w chwili obecnej stały się po prostu stare, archaiczne i jakby już nie tak atrakcyjne jak wtedy, gdy my byliśmy młodzi, a one nowe i szalone. Młodość i szaleństwo - te dwa terminy stanowią tutaj składnik główny. Jako motocyklista w średnim wieku ktoś, kto teoretycznie wie czego chce, dowiadujesz się, że minęła pewna era. Odeszła na zawsze i nigdy już nie wróci. Jeżeli myślisz o zakupie motocykla, a już masz na tyle ustabilizowaną pozycję, że możesz spokojnie pozwolić sobie na motocykl nowy, orientujesz się dość szybko, że trudno będzie o ten wymarzony. Dlaczego? Bo już nie będzie on tym, który zawsze chciałeś mieć! Nie będzie szalony, z temperamentem i bezkompromisowy! W ciągu 10-15 lat rynek motocykli zmienił się ze wspaniałego świata szalonych riderów, szukających niezapomnianych wrażeń, w świat ugrzecznionych chłopców w przyciasnych spodniach. Zupełnie jak całe nasze otoczenie. Nie ma już Hayabusy, B-Kinga, MT01, SuperBlackbirda. Nieśmiertelny Warrior i jemu podobne zniknęły. Możesz się zdecydować na taki model z rynku używanych i to może nawet nie jest głupi pomysł, ale gdy szukasz w ofertach nowych motocykli… nie znajdziesz praktycznie nic! Owszem, wiele nowych motocykli ma bardzo ostry, agresywny, często dość atrakcyjny wygląd. Wiele jednak jest bardzo nijakich. Jeżeli szukasz fajnego ostrego nakeda, to jesteś w najlepszej sytuacji, bo choć Suzuki ze swojego SV zrobiło dziwny wynalazek, który technologicznie utkwił w pierwszych latach nowego millenium, to niestety stylistycznie cierpi na całkowite niezdecydowanie. Nie wie, czym właściwie ma być? Tutaj odmienny wizerunek prezentują motocykle Kawasaki, czy KTM. Ostre, agresywne, mocne, w przypadku marki Kawasaki również z odrobiną "nadwagi". Z kolei KTMy okazują się też może nieco nazbyt szalone i krzykliwe? Ale dają się lubić i mogą się podobać. Patrzysz potem na Yamahę MT07, której pokraczny design nijak nie tłumaczy sukcesu rynkowego, przez co staje się ona motocyklowym Volkswagenem. Czyli czymś, co ma już prawie każdy. Umówmy się, że jeżeli szukasz wymarzonego motocykla, to nie chcesz mieć tego, którego kupiło już trzech twoich sąsiadów. Zerkasz na ofertę Hondy i widzisz, że zniknęły Hornety! Uświadamiasz sobie nagle, że coś dziwnego stało się w ciągu ostatnich lat i choć niektóre z motocykli mogą się nawet wydawać atrakcyjne, to po zajrzeniu w ich dane techniczne okazuje się, że nie jest już tak dobrze. Jest jeszcze gorzej, gdybyś chciał kupić nowego Supersporta. One zwyczajnie przestały istnieć. Nie ma już CBR600RR, GSX-R600 czy 750. Broni się jeszcze Kawasaki oferując ZX6R, ale jak wieść niesie, to już schyłek produkcji. Podobnie w przypadku Yamahy R6. Powód? Norma Euro 5, której te modele nie będą w stanie spełnić. No chyba, że tracąc dużą część swojej mocy, co oznacza też utratę sensu swojego istnienia i sprawia, że nikt nie będzie chciał ich kupić. Tak czy inaczej wybór ogranicza się do zaledwie 2 motocykli. Pozostali producenci proponują alternatywę, która jest mało pociągająca. Są to zwykłe nakedy, ubrane w dodatkowe owiewki, jednak parametrami wciąż zbliżone do nakeda. Żeby nie być gołosłownym weźmy na tapetę nowiutką Hondę CBR650R. Nie ma nawet 100KM i waży sporo ponad 200kg! Okazuje się, że ostatni model o oznaczeniu RR zniknął z oficjalnej europejskiej oferty w 2016 roku! Ale miał 120KM i ważył mniej niż współczesna 500tka! Podobno jednak za chwileczkę pojawi się nowa 600RR, w której jakoś poradzono sobie ze spełnianiem drakońskich norm. Może warto poczekać? A może lepiej nie czekać, bo z ostatnich zapowiedzi niewiele się materializuje na rynku europejskim. Przykładem niech będzie od lat zapowiadana nowa Hayabusa, której nadal nie widać na horyzoncie. W jeszcze gorszej sytuacji są ci z nas, którzy zawsze chcieli kupić dużego, mocarnego, niekoniecznie opływającego chromem, cruisera. Oni bardzo szybko się zorientują, że zostali wystawieni do wiatru. Klasa chopper / cruiser praktycznie już nie istnieje! Honda nie ma żadnego tego typu motocykla w ofercie! Podobnie jak Suzuki! Wśród niedobitków pozostaje Yamaha XV950R i Kawasaki Vulcan S. Tu jest tylko jeden kłopot. Żaden z nich nie jest ani szczególnie duży, a już na pewno nie są one mocarne. Jeden to 950-tka, a drugi jeszcze bardziej zabawny, bo 650-tka. Szukasz Warriora 1700, Intrudera 1800, Drag Stara 1100, Valkyrie z 6 cylindrami? To szukaj wśród motocykli używanych. Nowego nie dostaniesz. Ta klasa motocykli u japońskich producentów przestała istnieć, podobnie jak odchodzą w zapomnienie prawdziwe lekkie supersporty. Nie ma litości! Oczywiście nie znajdziesz też w ofercie innych szalonych propozycji, jakimi były niegdyś wspomniane Hayabusa, SuperBlackbird, czy potężna i kompletnie bezsensowna MT01. Znajdziesz masę motocykli nijakich. Pozbawionych albo wyglądu, albo charakteru, albo fantastycznych osiągów. Co gorsza zdarzają się motocykle, pozbawione tych wszystkich cech na raz. Przykładem jest Ninja 650, która mogłaby być modelowym wyjaśnieniem znaczenia słowa oksymoron. Słowo Ninja weszło do słownika jako ostra maszyna z wyścigowym temperamentem, a nadawanie takiego przyrostka słabemu, ubranym w owiewki nakedowi, jest nieporozumieniem. To tyle jeśli chodzi o przegląd ofert z kraju kwitnącej wiśni, w którego stronę zwykle kierujemy pierwsze kroki. Przecież zawsze byli najlepsi, a wychodzi, że dziś już nie są, więc kto taki jest? O dziwo ci, którzy od lat zbierali tęgie baty od wielkiej japońskiej czwórki, dziś wychodzą naprzeciw oczekiwaniom. Nie w każdym przypadku i nie wszyscy, ale jednak oferta producentów europejskich mile zaskakuje. Owszem, nadal należy zachować spory sceptycyzm w kwestii niezawodności włoskich maszyn, albo raczej przygotować się na drogie i restrykcyjnie prowadzone serwisy. Natomiast w przypadku Triumpha można się już wyzbyć wszelkich obaw. Oczywiście dźwięk 3 cylindrowego silnika albo się podoba, albo jakoś trzeba będzie go znosić, ale są i na to środki zaradcze w postaci akcesoryjnych wydechów, które czynią to charakterystyczne brzmienie wykręconej do granic możliwości Syrenki 105 całkiem znośnym, a często nawet przyjemny i rasowo sportowym. Można też zerknąć na ofertę BMW, które choć znacznie bardziej powściągliwe, to jednak oferuje kilka maszyn z wyraźnie zaznaczonym charakterem. Owszem, w niektórych przypadkach wybór nadal jest ograniczony do 2, góra 3 modeli różnych producentów, ale na szczęście są to jednak takie modele jak Rocket 3, któremu ani mocarności, ani charakteru odmówić nie można. Szukając prawdziwego supersporta trafimy na Triumpha Daytonę, ale uwaga….i to jest dowód na to, o czym piszę powyżej: na chwilę obecną wszystkie egzemplarze Daytony wyprzedano i musimy czekać do roku 2021 w nadziei, że nie zostanie zakończona produkcja tego ostatniego z wymarłej rodziny supersportów. Jeżeli zapomnimy o niebotycznie wyśrubowanych osiągach, to w ofercie europejskich producentów znajdziemy sporo modeli, które mają i wygląd i charakter. Są wśród nich najbardziej szalone i z charakterem, jak Diavel, R NineT, Speed Triple, Scrambler. Są też bardziej atrakcyjne z wyglądu Monstery, F900R, Street Triple czy Triumphy Speed Twin lub Bonneville. Mamy więc pełen przekrój motocykli, które nie straszą wyglądem, są harmonijne, często bardzo klasyczne i przyjemne dla oka, mało "plastikowe", a czasem naprawdę wykonane głównie z metalu. Chciałoby się powiedzieć, że są po prostu prawdziwe. Problem jest tylko jeden: cena. Niestety za ten charakter, za milszy oku wygląd, prawdziwe silniki i prawdziwe osiągi trzeba zapłacić. Często niemal dwa razy więcej niż za odpowiednik japoński, o ile w ogóle taki odpowiednik istnieje. Oczywiście nadal są jeszcze motocykle Harley-Davidson, Indian, MV Agusta i kilku innych producentów. Nie wspominam o nich, bo jest oczywiste, że te motocykle kupują osoby, które chcą mieć tylko te marki. Z resztą w ich przypadku nie ma mowy o problemach, które opisałem na początku. Każdy Harley nadal jest klasycznym V-Twinem, dużym, ciężkim, mocnym i prestiżowym. Każda MV Agusta jest motocyklem pozbawionym wszelkich kompromisów, a każdy Indian niesie ze sobą legendę w sercu. To są wartości dodane i nikt, kto chce kupić motocykl jednej z tych marek, nie rozważa alternatyw dla przeciętnego "Kowalskiego". Inna sprawa, że szukający w ofertach tych marek są też wolni od dylematów przeciętnego Kowalskiego, bo te motocykla są niezmiennie wspaniałe. Może zatem marzyliśmy o...niewłaściwych motocyklach? Albo ideały naszej młodości pozostaną na zawsze marzeniami? Może to nawet lepiej, bo spełnione marzenie przestaje być marzeniem. Niemniej stojąc dziś przed ewentualnym zakupem nowego motocykla nie mamy już takich możliwości wyboru, jak jeszcze kilkanaście lat temu. Coś nam odebrano. Przynajmniej odebrali nam to japońscy producenci. Odebrano nam możliwość spełnienia marzeń o posiadaniu maszyny niecodziennej, nieco szalonej, jedynej w swoim rodzaju. Takiej która nawet gdy pojawiała się na zlocie w dużej liczbie egzemplarzy, to i tak każda była inna. Zdaje się, że czasy takich możliwości wyboru odeszły już do lamusa. Rozwiązanie jest tylko jedno. I ja takie wybrałem. Podjąłem ryzyko, przełknąłem gorycz porażki w poszukiwaniu nowego i poszukałem używanego, o którego ktoś zadbał na tyle, żeby mógł cieszyć kolejnego właściciela. Kupiłem motocykl, który zawsze chciałem mieć. Motocykl, który dziś nadal występuje w ofercie producenta, ale już jako zupełnie nowy wariant, w mojej opinii pozbawiony charakteru i wyglądu. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że po prostu został wykastrowany i nie mam nawet na myśli mocy czy osiągów. Po prostu stał się nijaki, jak znakomita większość współczesnych motocykli. Może z czasem zmienię zdanie. Może dam się przekonać. Coś mi jednak podpowiada, że raczej już będę wolał wydać dwa razy więcej i skorzystać z oferty producenta europejskiego, bo japońscy zwyczajnie odcinają się z roku na rok od tego, co stanowiło o ich sukcesie. Co zbudowało legendę japońskich motocykli. Dziś te motocykle są tylko...solidne i tanie, ale tanie są też motocykle pochodzące z Chin, a do tego te chińskie psują się coraz mniej. Więc nie o to chyba w motocyklach marzeń chodzi? Motocyklizm to jednak pewien rodzaj ekshibicjonizmu. Chcemy czerpać radość z jazdy, ale jednocześnie chcemy być inni, niż większość. Dlaczego więc głównie japońscy producenci doszli do wniosku, żeby oferować nam jednośladowe SUVy? Motocykle nijakie, ginące w tłumie innych nijakich, niczym nie wyróżniających się pojazdów? Nie wiem i pewnie się nie dowiem. Pozostaje mi żyć nadzieją, że to tylko chwilowy marazm, po którym nadejdzie odrodzenie idei i dane nam będzie wybierać motocykle japońskie nie tylko na podstawie porównania danych z tabeli i cennika. ~Thrillco |
Co myślicie o zmianach, które odbyły się w ostatnich latach na rynku motocyklowym? O jakich motocyklach Wy teraz marzycie?
Komentarze 2
Poka¿ wszystkie komentarzeJa nie mogê przeboleæ skrêtu sportowych turystyków w stronê turystycznych enduro. Chêtnie kupi³bym now± VFR 1200F. A Crosstourera nie kupiê, tak jak nie kupiê Afriki Twin, GS'a czy Multistrady - ...
OdpowiedzZar¿niête przez s³ab± sprzeda¿, a nie normy. Jak model siê dobrze sprzedaje, to wtedy jako¶ da siê spe³niæ normy.
OdpowiedzPytanie, czy 12 160 sztuk Multistrady za 2019 rok to du¿o?
OdpowiedzDla Ducati to w uj :) Maj±c na uwadze, ¿e rocznie w ogóle sprzedaj± ok 40tys. motocykli...WSZYSTKICH. Wiec to 1/3 sprzeda¿y praktytcznie.
OdpowiedzKiedy¶ marzy³em o gsxr750,rocznik 2005 nowy, ju¿ prawie wzi±³em kredyt. Po latach mia³em okazjê siê przejechaæ, na ostro. Bo¿e jak ja siê cieszy³em, ¿e nie wzi±³em tego kredytu, ten motocykl ...
OdpowiedzCzasem faktycznie marzymy o z³ych motocyklach. W tym sensie, ¿e dopiero mo¿liwosc obcowania z nimi pokazuje nam, ¿e to nie to, czego naprawde oczekiwali¶my :)
Odpowiedz