tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Bory Tucholskie, Polanów, Złotów, Rytel, co warto zobaczyć? Trasa po Pomorzu Środkowym (TPM #26)
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 950
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Bory Tucholskie, Polanów, Złotów, Rytel, co warto zobaczyć? Trasa po Pomorzu Środkowym (TPM #26)

Autor: Marek Harasimiuk 2022.02.04, 12:06 Drukuj

Trasa: Złotów-Człuchów-Rytel-Mylof-Laska-Dywan-Ponikła-Miastko-Polanów-Żydowo-Złotów (całość około 340 km)

"Jeżeli był na świecie raj,
to był na pewno właśnie tam" 

NAS Analytics TAG

Śpiewała przed wieloma laty Sława Przybylska, opiewając Gruzję i jej stolicę Tbilisi (dawniej Tyflis). Sam do tej pory jestem pod wrażeniem krasy gruzińskich krajobrazów. Zwłaszcza, że per pedes w latach 70 tych przewędrowałem Swanecję z jej kaukaskimi przełęczami i spory kawałek, leżącej nieopodal Kazbeku, innej krainy górskiej, czyli Mccheta-Mtianetia. Zresztą wyniosły, zaśnieżony szczyt Kazbeku też został podziurawiony ostrzem czekana i zdeptany moimi butami wyposażonymi w raki.

Po co to piszę, jeśli zamierzam zachęcić do zwiedzenia trasy opisanej w tytule? Otóż po to, abyśmy sobie uzmysłowili, że rajskie terytorium nigdzie nie jest umiejscowione w sposób konkretny i... istnieje ono w naszej wyobraźni. Tak więc każdy ma inne wyobrażenie raju! Teraz proponuję pojeździć po tym raju, który umieściłem wśród lasów, łąk, jezior i pofałdowań, a którego posiadaczami jesteśmy stosunkowo niedawno (jak na naszą ponad tysiącletnią historię), bo od II wojny światowej. Nazwa Pomorze jest ewidentnie słowiańskiego pochodzenia. Chociaż słowo "Morze" jest bliskoznaczne z łacińskim "Mare". Geograficznie, Pomorze (kraina nad Morzem Bałtyckim) rozciąga się od rzeczki Reknicy (w byłym DDR) po ujście do Bałtyku rzeki Wisły.

PanMarek

"PanMarek" - Pasjonat opery, gór i motocykli + dobra czysta wódeczka (na zgłuszenie).

Kiedy (jeszcze pogańscy) Madziarzy, którzy dotarli nad Nizinę Panońską w końcu IX w., zaczęli "za chlebem" najeżdżać i łupić ziemie aktualnej zachodniej Unii Europejskiej (aż po Hiszpanię i północne Włochy), to najbardziej dawali się we znaki odradzającej się potędze niemieckiej, która już wówczas parła na ziemie zamieszkałe przez rozmaite plemiona zachodnich Słowian (między innymi w okolicach Berlina). W międzyczasie nasz Mieszko też już jednoczył rozmaitych Słowian (a nie były to miłe dyskusje przy okrągłym stole). Najlepiej mu to szło z południowo-wschodnimi słowiańskimi plemionami. Słowianie na Pomorzu byli jednak wyjątkowo hardzi i pierwszym Piastom tęgo "podskakiwali". Niestety po pięćdziesięciu latach udanych najazdów na Niemców w 955 r. udało się ich królowi Ottonowi I i podległym mu książętom tęgo przetrzepać skórę Madziarom w bitwie nad rzeką Lech (w obecnej Bawarii). Już w tym samym roku wrócili Germanie do swojej ulubionej zabawy, czyli podporządkowywania sobie ziem słowiańskich. Najpierw pobili związek Słowian (Obodrzyców i Wieletów) nad wspomnianą Reknicą (rzeczki o tej nazwie istnieją również na Pomorzu Gdańskim), a potem ich "drang nach Osten" krok po kroczku szedł na wschód, szczęśliwie dla nas po Pomorzu. Oficjalnym argumentem tego naporu było: chrzczenie pogańskich plemion. Ale dzięki Węgrom te 50 lat stracili i niestety (dla Niemców) chytry Mieszko podłączył ziemie Polan do ogólnoeuropejskiego, ówczesnego systemu internetowego (główny serwer ze świętymi księgami chrześcijan był u papieża, a nie u Niemczurów), czyli ochrzcił siebie i swoich wojowników, a rozmaitym niedowiarkom, dalej chcącym czcić święte gaje i ruczaje, po prostu wybijał zęby. Wszelako żywioł niemiecki opanował jednak ziemie zachodniego i środkowego Pomorza i trwał tam przez wiele wieków. Trzeba sprawiedliwie przyznać że zostało na tych ziemiach, oprócz przepięknej przyrody, całe mnóstwo rozmaitych obiektów technicznych, jak kanały, elektrownie wodne, młyny wodne, rozmaite sztuczne zalewy. Oczywiście pozostały również obwarowane miasta (niestety ogromnie zniszczone w 1945 r. przez miażdżący wszystko walec Sowieckiej Armii) i potężne zamki (w dużej części pokrzyżackie).

Ta wycieczka na dość długim dystansie, ponieważ wiedzie przede wszystkim przez przepiękne połacie krajobrazu i bez większego oglądania się za architektonicznymi zabytkami, jest absolutnie możliwa do wykonania w ciągu jednego dnia (zaliczając po drodze smakowitą wyżerkę).

Startujemy ze Złotowa, który leży jeszcze w krainie zwanej Krajną, od obrzeży dawnej Polski. Ale przed wojną Złotów nazywał się Flatow i był s(Krajnym), przygranicznym niemieckim miasteczkiem. W Złotowie mam przyjaciela motocyklowego Irka (zresztą zaprzysiężonego Guzzistę), który jak na Złotów przystało jest znamienitym złotnikiem.

01 sw Krzysztof na scianie kosciola w Kamieniu Krajenskim

Św. Krzysztof na ścianie kościoła w Kamieniu Krajeńskim

Ze Złotowa docieramy do Człuchowa. Warto trochę nadłożyć kilometrów oby przejechać przez Kamień Krajeński. Tutaj na kościele w środku miasta, a konkretnie na szczytowej ścianie, jest ogromny fresk z patronem wszystkich kierowców, czyli św. Krzysztofem. Natomiast w Człuchowie, przez chwilę pogapiwszy się na strzelistą wieżę krzyżackiego zamku i mając w perspektywie daleką drogę, ruszamy dalej. Zamek warto sobie na inną okazję zarezerwować, bo zarówno w nim jak i z niego jest bardzo wiele ciekawych rzeczy do obejrzenia. Jako ciekawostkę powiem, że na wyniosłą wieżę można teraz się dostać, nie w pocie czoła, depcąc niezliczone stopnie, ale wygodną windą, a w maleńkich oknach wieży gnieżdżą się drapieżne pustułki, zresztą w sąsiedztwie miejskich gołębi. Zaiste dziwna koegzystencja.

02 Wieza zamku w Czluchowie

Wieża zamku w Człuchowie

Do niezwykle interesującego miasta, jakim są Chojnice, jest niecałe 15 km, ale i to miasto znakomitą obwodnicą od południa ominiemy. Chojnice to kolejne niezwykle bogate architektonicznie miasto, które koniecznie trzeba zwiedzić. Ponieważ jednak aby obejrzeć w miarę dokładnie Chojnice trzeba sporo czasu, a my mamy sporo drogi do przejechania, więc zostawiamy je sobie na inną porę. Po kilkunastu kilometrach docieramy do rejonu, który na mapie jest oznaczony jednolitym zielonym kolorem. A zatem powinny nas ogarnąć lesiste tereny Borów Tucholskich. Tymczasem w sierpniu 2017 r. przeszła nad tymi terenami straszliwa trąba powietrzna i unicestwiła ogromne połacie pięknych sosnowych lasów. Do dzisiaj jest tutaj, mniej czy więcej, zagospodarowana pustać leśna.

03 Tak wygladaly Bory Tucholskie w sierpniu 2017

Tak wyglądały Bory Tucholskie w sierpniu 2017...

04 a tak we wrzesniu 2021

...a tak we wrześniu 2021

Odbiwszy w Młynkach, przed Rytlem w lewo kierujemy się do zapory na kanale Brdy w miejscowości Mylof. Jest tutaj restauracja, która specjalizuje się w daniach z hodowli pstrągów. Ja jednak jako świniożerca pozostałem przy tej niekoszernej dla żydów i muzułmanów potrawie jaką jest schaboszczak. Wzmocnieni na ciele i duchu, po smutnych widokach ogołoconej z drzew połaci eksborów, wyruszamy w stronę miejscowości wypoczynkowej Męcikał. Swoją drogą to ciekawe, skąd się biorą takie nazwy dla miejscowości gdzie: "woda czysta, a trawa zielona". Kolejną taką ciekawą nazwą są nieodległe stąd Swornegacie. "Niesforne gacie", to chyba takie, co opadają w nieoczekiwanych sytuacjach. Stąd Amerykanie, chcąc powiedzieć o kimś, że jest w trudnej sytuacji, mówią że: "ma opuszczone spodnie".

05 W poblizu sluzy Mylof jest smakowita knajpka

W pobliżu śluzy Mylof jest smakowita knajpka

06 Nad jeziorem Trzemeszno kolo Mecikalu

Nad jeziorem Trzemeszno koło Męcikału

Przez ogromne leśne głusze, szczęśliwie nietknięte przez wspomnianą trąbę powietrzną, docieramy do wsi Laski. Z tej Laski przez Parzyn kierujemy się na Sominy, ale nie docierając do nich odbijamy w prawy, aby wypocząć na Dywanie. Tutaj w pagórkowatym terenie jest sztuczny zalew. Zalew był zrobiony po to, aby woda mogła napędzać postawiony młyn. Teraz młyn jest nieczynny i chyba jest w nim hotel, a na zalewie otoczonym pięknym lasem można sobie popływać łódeczkami. Jest to prawdziwie rajskie miejsce i to o nim myślałem, planując tę trasę. Oczywiście jest tutaj też kawiarnia, gdzie podobno można zjeść rozmaite pyszne słodkości, ale właściciel, w czasie naszej wizyty, pojechał sobie gdzieś załatwiać najpilniejsze dla niego sprawy. Same widoki jednak były wystarczającą osłodą. 

07 Nazwa mowi za siebie

Nazwa mówi za siebie

08 Takie rajskie krajobrazy znajduja sie w Dywanie

Takie rajskie krajobrazy znajdują się w Dywanie

09 Dywan Dawniej w tym budynku byl mlyn wodny

Dywan. Dawniej w tym budynku był młyn wodny

Potem przez Sominy pojechaliśmy na zachód, czyli Studzienice i Tuchomie. Od południa objechaliśmy Bytów, w którym jest pokrzyżacki zamek z rozmaitymi wystawami, pełnymi etnograficznych i militarnych zabytków. Za Tuchomiem w Kramarzynach odbiliśmy w prawo na Żabno, a właściwie małą osadę Ponikła. Tutaj udało nam się znaleźć obiekt, którego od dawna szukałem. Otóż w okresie międzywojennym miał tu swój obóz treningowy znakomity mistrz wagi ciężkiej, czyli Max Schmeling. Schmeling najbardziej był znany z dwóch walk: z Joe Louisem, zwanym "Brown Bomber", wieloletnim mistrzem świata wagi ciężkiej. Pierwszą walkę Schmeling wygrał przed czasem, ale w rewanżu już w pierwszej rundzie został znokautowany. Pewną ciekawostką jest fakt, że kiedy Joe Louis lekką ręką "przeputał" zarobione na ringu duże pieniądze, to jego rywal bardzo mocno go finansowo wspierał (z dużo mniej wypełnionej kiesy), co wysoko każe oceniać go pod względem charakteru (i umiejętności gospodarowania zarobionymi "zielonymi"). Zresztą w czasie wojny był, jako spadochroniarz, desantowany na Kretę. Podobno dlatego był wcielony do wojska, że nie chciał być członkiem NSDAP (Narodowo Socjalistycznej Niemieckiej Robotniczej Partii). Nawet "nasza" PZPR (rozwinięcie tej nazwy dla młodych to: Polska Zjednoczona Partia Robotnicza) nie miała słowa "socjalistyczny" w swej nazwie. Jego klasę jako sportowca i człowieka uczczono nazwą wielkiej sportowej hali w Berlinie, a sam Schmeling (co też nie jest wśród bokserów powszechne) przeżył, bez kilku miesięcy, 100 lat. Niestety "ośrodek treningowy" w Ponikle nie jest udostępniony i można go tylko oglądać z zewnątrz.

10 W tym budynku Ponikla w latach 30 tych trenowal znakomity niemiecki piesciarz

Ten facet który przyjął "pozycję", aktualnie waży więcej niż Max Schmeling w swojej najlepszej formie. W tym budynku (Ponikła) w latach 30 tych trenował znakomity niemiecki pięściarz.

Dalej będziemy pokonywać leśne głusze i przez Trzcinno, Dretyń, Przytocko osiągniemy Polanów. To znana z rozmaitych ogólnopolskich zlotów motocyklowych miejscowość. Nigdy tam, jako zlotowicz, nie byłem, ale słyszałem że zjeżdżała się tam niezła "ludożerka" z całej Polski. Okolice Polanowa to ładnie pofałdowane połacie leśne. Na takim wzgórzu koło miasta jest też cerkiewka i pustelnia (parking jest nieopodal świątyni). Koło cerkiewki stoją krzyże, jakie stawiają w miejscach kultu Ormianie, którzy już od początku IV w. n.e są chrześcijanami. Krzyże te nazywają chaczkarami. Byłby to ostatni punkt, który zwiedziliśmy, gdyby nie to, że w drodze powrotnej do Złotowa w Żydowie, będziemy przejeżdżać nad kanałem wiodącym z jednego jeziora do leżącego sporo poniżej innego jeziora. Wymyślono tutaj elektrownię szczytowo-pompową, W dzień woda z górnego jeziora pędząc rurami kręci łopatami turbin, produkując prąd elektryczny. Natomiast w nocy, kiedy zapotrzebowanie na prąd jest wyraźnie mniejsze, to pompy tłoczą wodę z niższego jeziora do tego górnego. I tak to "w kółko panie Macieju". Warto więc pospacerować wzdłuż kanału i spojrzeć w dół na jezioro.  Potem przez Biały Bór, rozmaitymi, wcale nie pierwszorzędnymi pod względem znaczenia, ale za to niezłymi nawierzchniowo drogami (Czarne, Krzemieniewo, Rozwory) osiągamy znowu Złotów, którego herbem jest statua jelenia.

11 Ormianski krzyz chaczkar na wzgorzu kolo Polanowa

Ormiański krzyż "chaczkar" na wzgórzu koło Polanowa

12 Cerkiewka na tymze samym wzgorzu

Cerkiewka na tymże samym wzgórzu

13 Park nad jeziorem w Zlotowie z symbolem miasta

Park nad jeziorem w Złotowie z symbolem miasta

PS. Słowo "raj, rajskie krajobrazy" wielokrotnie cisnęło się nam na usta w czasie tej wycieczki. A więc taki suplement. Otóż pomieszkujący między Bytowem, a Polanowem (czyli na Pomorzu) i mający z tych okolic żonę, największy wróg Polaków i polskości zarówno w XIX w. jak i może w całej historii, czyli kanclerz Otto von Bismarck zwykł był mawiać, kiedy rozmaite zawieruchy dziejowe (po za terytorium Niemiec) składały zapotrzebowanie, do ich uśmierzenia, na pruskich żołdaków. Mówił wtedy: "że, nie przeleję kropli krwi grenadiera pomorskiego w tej sprawie!". Chyba nie chciał odrywać tegoż pomorskiego chłopa (chwilowo umundurowanego) od otaczających go przepięknych, rajskich "okoliczności przyrody" (oczywiście, to taki historyczny żarcik).

NAS Analytics TAG

Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Ścigacz.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z komentarzy łamie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usunięty. Uwagi przesyłane przez ten formularz są moderowane. Komentarze po dodaniu są widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadającym tematowi komentowanego artykułu. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu Ścigacz.pl lub Regulaminu Forum Ścigacz.pl komentarz zostanie usunięty.

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualności

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep Ścigacz

    na górę