Europa znów przestawia zwrotnice, a choć tym razem nie chodzi o motocykle, echo tej decyzji odbije się również w naszym garażowym świecie.

Gdzieś w brukselskich korytarzach dojrzewa pomysł, który może zupełnie zmienić sposób poruszania się firm po całej Unii. Komisja Europejska rozważa wprowadzenie obowiązku, by od 2030 roku przedsiębiorstwa kupowały wyłącznie samochody elektryczne, niezależnie od tego, czy mówimy o zwykłej flocie, czy o autach dostępnych w leasingu i wynajmie długoterminowym.

Reklama

ZOBACZ KALENDARZ GWIAZDY MotoGP »

Kalendarz dla motocyklisty na rok 2026 Gwiazdy MotoGP.

Duży 42x30 cm. 79 zł WYSYŁKA GRATIS!

Kalendarz motocyklowy na rok 2026 ścienny, przedstawiający najważniejszych bohaterów tego sezonu MotoGP. Marc Marquez, Jorge Martin, Johann Zarco, Raul Hernandez, Fabio Quartararo, Franco Morbidelii, Pedro Acosta, Pecco Bagnaia, Marco Bezzecchi, Alex Marquez i inni w obiektywnie Łukasza Świderka, polskiego fotografa w MotoGP

KUP TERAZ. WYSYŁKA GRATIS »

W praktyce oznaczałoby to, że na pięć lat przed całkowitym pożegnaniem silników spalinowych w 2035 roku, biznes musiałby wykonać gwałtowny skręt w stronę prądu, bez możliwości odbicia.

O sprawie napisała "Rzeczpospolita", a informacja z miejsca odbiła się szerokim echem, bo to właśnie firmowe zakupy budują u nas rynek nowych aut. Jak podkreśla Jakub Faryś z Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, osiem na dziesięć nowych samochodów rejestrowanych w kraju trafia do przedsiębiorstw albo klientów wynajmujących pojazdy na długi termin. Gdyby więc unijna regulacja weszła w życie, to w ciągu zaledwie pięciu lat tyle samo, osiemdziesiąt procent rynku, musiałoby stać się wyłącznie elektryczne. Problem w tym, że dziś udział elektryków w tej grupie rejestracji wynosi dokładnie 6,4 procenta po dziesięciu miesiącach 2025 roku, więc skok, o którym mowa, przypomina bardziej przeskoczenie przepaści niż łagodne wejście na nową ścieżkę.

Głosów wyrażających wątpliwości jest więcej. Branża leasingowa także patrzy na pomysł Komisji z uniesioną brwią. Monika Constant ze Związku Polskiego Leasingu mówi wprost, że przedsiębiorcy nadal mają poważne wątpliwości wobec samochodów elektrycznych. Chodzi nie tylko o zasięgi i infrastrukturę, lecz o całokształt użytkowania, który dla wielu firm nie jest jeszcze przekonujący. Jeśli obowiązek wszedłby w życie z dnia na dzień, rynek mógłby się po prostu zaciąć. Sprzedaż nowych aut spadłaby, a zamiast ekologicznej zmiany moglibyśmy zobaczyć odwlekanie wymiany starszych pojazdów na czas nieokreślony.

Również Wojciech Drzewiecki z Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar przypomina, że bez realnego wsparcia finansowego niczego nie da się przyspieszyć. Ulg podatkowych i dotacji brakuje właśnie tam, gdzie według Komisji ma się dokonać największa zmiana, czyli w firmach. Pieniądze płyną dziś głównie do klientów indywidualnych, a to przedsiębiorstwa miałyby udźwignąć ciężar nowej regulacji. Jeśli nie zmieni się kierunek pomocy, trudno uwierzyć, że sama decyzja administracyjna odmieni rynek na taką skalę.

UE skupia uwagę na elektryfikacji, ale robi to w tempie, które może okazać się niebezpiecznie szybkie. To nie jest nasza historia wprost, a jednak jej konsekwencje mogą sięgać także motocykli, bo kiedy floty firmowe przechodzą przewroty tak gwałtowne, cały ekosystem transportowy zaczyna rezonować. Wiele zależy od tego, co Komisja ogłosi już jutro, czyli 10 grudnia 2025 roku. Na razie mamy tylko zarys planu. Finalnie wciąż powracamy do zasadniczego pytania: czy Europa naprawdę jest gotowa na elektryczność w takim tempie? Może najpierw należy upewnić się, że w ogóle jest gdzie podłączyć kabel?