Zielona fala na wyci±gniêcie rêki. Nazywa siê VeloFlow
Miasto bez świateł to jak tor wyścigowy bez zasad, czyli totalny chaos. Każdy motocyklista zna ten moment, gdy sygnalizacja wysiada i nagle zwykła krzyżówka zmienia się w pole bitwy, gdzie wygrywa ten, kto ma stalowe nerwy.
Na co dzień światła mają jednak jasny układ: czerwone - stop, zielone - ogień, żółte - uwaga. Proste? Proste! Ale teraz na horyzoncie pojawia się innowacja, która może całkiem zmienić grę. Chodzi o realną zmianę w codziennym ruchu, i to taką, która wielu kierowców oraz rowerzystów może naprawdę zaskoczyć.
Nowe sygnalizatory, nazwane VeloFlow, właśnie wjeżdżają do gry u naszych niemieckich przyjaciół. Ich cel jest jasny. Koniec z frustrującym dylematem każdego rowerzysty, a dobrze wiemy, że motocyklistom też zdarza się wpaść w ten sam rytuał. O co konkretnie chodzi? Już tłumaczę. Widzisz z daleka światło i zaczynasz kalkulować… Może jeszcze przycisnąć, czy lepiej odpuścić i zwolnić? W efekcie zwykle kończy się gwałtownym hamowaniem, ciężkim westchnieniem i kolejnym startem od zera. VeloFlow ma to zmienić, bo już dwieście metrów przed skrzyżowaniem pokazuje, czy zdążysz na zielone przy obecnej prędkości, czy lepiej przygotować się na luz. Pamiętajcie, że to na razie rozwiązanie dla rowerzystów, a zatem idealne tempo to mniej więcej 20 km/h, i wtedy cykliści mają szansę przejechać kilka świateł z rzędu bez zatrzymywania się.
Pod maską tego systemu siedzi ciekawa technologia. Nie są to zwykłe lampki, tylko urządzenia połączone z "Roadside Units", które zbierają dane o cyklu sygnalizacji i w czasie rzeczywistym wysyłają je do nowych wyświetlaczy. Całość działa jak zgrany zespół, czyli jedno urządzenie nadaje rytm, drugie podpowiada, kiedy najlepiej jechać żwawo. Dzisiaj ta opcja skierowana jest do rowerzystów, ale specjaliści nie ukrywają, że w przyszłości może pomóc także kierowcom aut, motocyklistom, czy nawet pojazdom autonomicznym.
Innymi słowy, nie jest to zabawka dla fanów gadżetów, tylko konkretna próba poprawy płynności i bezpieczeństwa. Jeśli wiesz, że i tak nie przejedziesz na zielonym, nie masz pokusy, by ryzykować przelot na czerwonym. Mniej zatrzymań to mniej nerwów, mniej gwałtownych sprintów i spokojniejsza głowa. A przy okazji mniejsza liczba osób próbujących szczęścia na zakazie, co przecież dla bezpieczeństwa ruchu ma kolosalne znaczenie.
Po testach w Münster teraz pora na Berlin. Już we wrześniu 2025 roku pierwsze VeloFlow mają stanąć na tamtejszych skrzyżowaniach. Potem przyjdzie czas na chłodną analizę. Jeśli wyniki pokażą, że rowerzyści i inni uczestnicy ruchu faktycznie jeżdżą płynniej i rzadziej łamią przepisy, system trafi do kolejnych miast. A jeśli to wypali, być może nadejdzie dzień również dla pojazdów silnikowych, w którym złapanie zielonej fali będzie codziennością, a nie fartem.


Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze