Historia
Rok 1985. Japończycy decydują się na zbudowanie rakiety, osadzając ją w wiotkiej ramie i na pluszowych zawieszeniach. Yamaha V-Max najbardziej przypomina cruisera. Z tą tylko różnicą, że jeździ szybciej, niż wszystkie ówczesne Superbike. Tyle, że tylko po prostej. Przez 19 lat produkcji motocykl przeszedł tylko niewielkie modernizacje, z zamontowaniem lepszego zawieszenia na czele. Dyskusja na temat tego, dlaczego stary V-Max jest tysiąc razy fajniejszy od nowego, to materiał na osobny tekst, a i tak konkluzja będzie tylko jedna. Stara szkoła miażdży nową.
Technika
Cóż powiedzieć o 143-konnym motocyklu, który oddaje moc w tak bestialski sposób? Odkręcenie rollgazu do końca przypomina obudzenie się przy ogromnej kolumnie głośnikowej, z której gra Motorhead. Podwozie zostało zaprojektowane na nieskazitelne amerykańskie drogi bez wybojów i bez zakrętów. Patyczkowe golenie przedniego widelca i alarmująco miękka rama nie zapewniają zbyt dobrej sterowności, stąd też popularne są zabiegi, typu zamontowanie tylnych amortyzatorów na sztywno i wymiana przedniego zawieszenia na USD z R1 (razem z hamulcami).
Dlaczego warto go mieć?
Kupując V-Maxa nie kupujemy motocykla. Kupujemy różne rodzaje emocji. Radość, euforię, zachwyt, strach, grozę, nienawiść. Sprzęt o takich osiągach i sposobie, w jaki je serwuje musi stać się klasykiem. Silnik jest nienagannie skonstruowany i niemal wieczny, podobnie jak przenoszący jego moc na tylne koło wał kardana. Z wadami V-maxa można sobie poradzić. Żyjące własnym życiem tylne zawieszenie mocujemy na sztywno. Cieniutki widelec przeszczepiamy na USD z Hayabusy, a hamulce z R1. Wiem, wiem, to znów kundlenie, a co gorsza Yamaha i tak nie będzie championem winkli, choć po takich przeróbkach jazda będzie nieco mniej... alarmująca. Co ciekawe, ofert sprzedaży na rynku wtórnym jest całkiem sporo. Trzeba się przygotować na uszczuplenie portfela o 20 tysięcy (są i egzemplarze za połowę tej kwoty) i warto w poszukiwaniach uwzględnić Niemcy i USA. Notabene w latach '90 najwięcej tych sprzętów napływało do Polski właśnie zza Odry i warto ten fakt potwierdzić, ponieważ niektóre niemieckie V-Maxy były dławione do 100, a nawet 70 KM. W skrócie, za kwotę do przyjęcia mamy motocykl o osiągach myśliwca, trwałości kowadła i z charakterem, o którym nowy V-Max może tylko pomarzyć.
|
|
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze