Strefy tempo 30 znikną z Berlina. Rusza wielka weryfikacja zasadności wprowadzania ograniczeń prędkości
Wygląda na to, że po szale na spowalnianie ruchu w miastach przyszły oznaki otrzeźwienia. Berlin zamierza weryfikować zasadność wprowadzania ograniczeń prędkości do 30 km/h. Tym samym podważy święte uspokojenie ruchu, tak bardzo promowane przez Unię Europejską.
Jak informują niemieckie media, nowy senator ds. transportu, Ute Bonde zamierza sprawdzić i zweryfikować zasadność funkcjonowania stref z ograniczeniami prędkości do 30 km/h. W Berlinie są 34 ulice, które zostały nimi objęte. Ograniczenia mają być zostawione tam, gdzie jest to naprawdę konieczne, a więc np. w sąsiedztwie placówek edukacyjnych, bo tam zapewniają bezpieczeństwo uczniów i studentów.
Głównym celem wprowadzenia ograniczeń nie było bezpieczeństwo mieszkańców, lecz chęć sprawienia, że powietrze będzie czystsze. W wypowiedzi dla berlińskiego "Tagesspiegel" Bonde powiedział, że powietrze w mieście jest już czyste, więc nie ma sensu utrzymywać ograniczeń. Dodał, że mają one negatywny wpływ na płynność ruchu.
Wiadomo już, że opozycja sprzeciwia się tym planom. Jak podaje "Auto, Motor und Sport", Zieloni chcieli rozszerzenia stref z ograniczeniem prędkości do 30 km/h i instalacji dodatkowych kamer, które monitorowałyby zachowania kierowców. Dodatkowo rząd zmienił przepisy tak, by łatwiej można było ustalać tego typu strefy.
W związku z działaniami, które podjął Ute Bonde, już pojawiły się głosy krytyki. Przeciwnicy projektu martwią się, że niechronieni użytkownicy ruchu drogowego znów będą narażeni na większe niebezpieczeństwa. Dodają też, że w ich opinii podniesienie dozwolonej prędkości do 50 km/h nie przywróci płynności ruchu samochodów w mieście.


Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze