Rekord sprzed 23 lat na celowniku Sama Sunderlanda
Sam Sunderland, dwukrotny zwycięzca Dakaru, nie zamierza zwalniać tempa nawet po ogłoszeniu sportowej emerytury.
Zamiast spędzać czas przy grillu i rozkoszować się zasłużonym odpoczynkiem, rzuca się na najtrudniejsze wyzwanie życia. Brytyjczyk, znany ze współpracy z Red Bullem, planuje pobić motocyklowy rekord świata w objechaniu globu, czyli rekord, który od 23 lat wydaje się nie do ruszenia. Dla Sunderlanda to jednak nie powód, by zrezygnować. Wręcz przeciwnie, to zaproszenie do jazdy na granicy ludzkich możliwości.
Aktualny rekord wynosi 19 dni, 8 godzin i 25 minut. Aby go pobić, trzeba przejechać co najmniej 18 tysięcy mil (około 28 970 kilometrów), dotrzeć do dwóch antypodycznych punktów na Ziemi, przejechać przez pięć kontynentów, piętnaście krajów i trzynaście stref czasowych. Wszystko w jednym kierunku, startując i kończąc w tym samym miejscu, na tej samej maszynie. A że Sunderland wybrał Triumpha 1200 Rally Explorer, nie ma mowy o pójściu na łatwiznę. Ta maszyna została stworzona do takich wypraw. Być może to właśnie dzięki niej ta niemożliwe trudna trasa wydaje się choć odrobinę wykonalna.
Zadanie jest szalone. Każdego dnia Sam musi pokonać niemal 1000 mil (około 1600 kilometrów). To jakby codziennie przejeżdżać długość Wielkiej Brytanii, przez dziewiętnaście dni z rzędu. Słońce, deszcz, zimno, upał, wiatr, zmęczenie, jet lag, dezorientacja związana z przesunięciami czasu. To wszystko stanie się jego codziennością. Sam mówi wprost, że to wyzwanie zmusi go do walki nie tylko z fizycznym bólem, ale i z samym sobą. I właśnie dlatego się na nie decyduje. Nie chce tylko symbolicznie przebić dotychczasowego rekordu. Chce go zniszczyć i ustawić poprzeczkę na takim poziomie, by kolejny śmiałek miał naprawdę twardy orzech do zgryzienia.
Trasa będzie mordercza, a zasady bezlitosne. Każdy kilometr musi być zaliczony na tej samej maszynie. Żadnych skrótów, żadnych wymówek. Czas liczony jest wyłącznie na lądzie, bo podczas przepraw oceanicznych zegar zatrzymuje się. Ale nawet bez tego, przedsięwzięcie jest czystym szaleństwem. Ktoś może powiedzieć, że przecież Sunderland już wszystko wygrał, po co mu to? Ale właśnie dlatego. Bo jeszcze nie wszystko przejechał.
Start zaplanowany jest na wrzesień, z Londynu. Całą podróż będzie można śledzić na kanałach Red Bull UK. I choć matematyka wydaje się sprzyjać, wszyscy wiemy, że Murphy nie śpi. Zawsze może pójść coś nie tak. Dlatego warto trzymać rękę na pulsie. Ta jazda nie będzie tylko biciem rekordu. To będzie opowieść o granicach ludzkiej wytrzymałości i sile motocyklowego ducha.


Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze