tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Motocyklem ze Szkocji do Nepalu - część III
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 950
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Motocyklem ze Szkocji do Nepalu - część III

Autor: Marcin Filas 2008.12.01, 15:01 3 Drukuj

Dochodzę do miejsca, gdzie stromo w górę pnie się płaska skała z niewielkimi otworami, przez które bucha ogień. Wszędzie śmierdzi gazem. Stanąłem twarzą w twarz z mitologią

2. Października Sımlav - Antalya

Advertisement
NAS Analytics TAG

Wstałem przed 9-tą rano. Pożegnano mnie z honorami, prawie jak członka rodziny. Musowa grupowa fotografia przed fabryką. Przede mną 548 km ciężkiej trasy w upale i po niezbyt obiecujących drogach do Antalyi. Tam chciałem się zatrzymać na chwilę i odpocząć. Widoki były przepiękne. Po raz kolejny przeklinałem kamerę, która odmówiła działania. Ponieważ wyjechałem jakieś 20 minut po tym, jak wstałem z łóżka dotarłem do Antalyi dosyć wcześnie. Była może 17-ta. Problem, jaki pojawił się od razu, to miejsce na kamping. Na dziko nie ma jak, bo to w sumie duże miasto. Nie rozbiję się za miastem, bo chce trochę pozwiedzać, a nie zostawię całego sprzętu bez opieki. Tak więc hotel był jedynym logicznym wyjściem. O tej porze roku hotele świecą pustkami, więc udało mi się wytargować przyzwoitą cenę za pokój na czwartym piętrze Hotelu Koblenz. Właścicielem był starszy facet, który przepracował 22 lata w Koblenz sprzedając kebaby i temu podobne. Teraz wrócił i postawił ośmiopiętrowy budynek przy samej plaży z 40 pokojami.

Stojąc z motocyklem przy plaży usłyszałem policyjne syreny, zaraz potem zobaczyłem czterech policjantów na dwóch BMW F650 GS. Krzyczeli coś do mnie i gestykulowali. Okazało się, że tylko chcieli pogadać o motocyklu. O jaki ładny! O jak daleko jadę! O jaki odważny musze być itd.

3. października Antalya

Spałem bardzo długo. Miasto nie należy do szczególnie fascynujących. Gdyby nie góry z jednej i morze z drugiej strony pewnie nawet bym się tam nie zatrzymał. Zwykła nadmorska miejscowość, gdzie co drugi dom to hotel albo pensjonat. Spędziłem trochę czasu bycząc się na plaży, pisząc pamiętnik i pijąc piwo. Muszę dodać, że piwko o nazwie Efes nie było najtańsze, ale trudno odmówić sobie takiej przyjemności nad Morzem Śródziemnym. Zbliżało się wczesne popołudnie. Facet w recepcji dał mi mapę z zaznaczonymi atrakcjami. Niedaleko (90 km) od Antalyi jest mała miejscowość Olimpos. Obok niej wąską i stromą ścieżką można wspiąć się do miejsca gdzie według mitologii Belerofon, na swoim skrzydlatym Pegazie, skrócił Chimerę o głowę. Dochodzę do miejsca gdzie stromo w górę pnie się płaska skała z niewielkimi otworami, przez które bucha ogień. Wszędzie śmierdzi gazem. Stanąłem twarzą w twarz z mitologią.

4. października Antalya - Konya.

Co to był za dzień? Wyruszyłem przed 9-tą. Miałem ponad 500 km do Göreme w Kapadocji. Do tej jednak nie dotarłem. Przejeżdżałem przez prawdopodobnie najpiękniejsze góry, jakie do tej pory widziałem w Turcji. Super kręte i szybkie asfalty z lasami po jednej i przepaściami po drugiej stronie. Po kilku godzinach drogi moje bebechy upomniały się o jedzenie. Stanąłem przy drodze w jakiejś wsi w momencie, kiedy poczułem zapach smażonego mięsa. Zostałem oszukany po raz pierwszy odkąd goszczę w tym kraju. Zapłaciłem prawie dwa razy więcej, niż zapłaciłbym za to samo w centrum Istambułu. Nie miałem ochoty się kłócić. Ale po wymianie tych wszystkich uprzejmości i po prawie godzinie przyjaznych pogawędek nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Odjechałem zostawiając chmurę kurzu za sobą. Pıe.. takie interesy. To jest właśnie Turcja - super gościnność niektórych wymieszana z chciwością innych. Minąłem miejscowość Konya około 17-ej. Do Göreme jeszcze 200 km. Skończyły się góry.

Zaczęło się od burzy piaskowej. Nie widziałem nic na 50 metrów. Wiatr przybierał na sile i po kilku minutach wszystko przerodziło się w najgorszy koszmar. Dwa razy omal nie skończyłem pod ciężarówką. „Nie jadę dalej" pomyślałem. Rozbicie namiotu w tych warunkach, jak dla mnie było niemożliwe. Stacja benzynowa. Od jednego gestu do drugiego, kazano mi poczekać w restauracji. Dostałem czaj, a około 7-ej razem z siedemnastoma Turkami zjadłem ramadanową kolację za 1/2 tego, co zapłaciłem tym bucom w górach. Oczywiście była też policja, zdjęcia, żandarmeria, standardowy zestaw pytań, wymiana maili, adresów i po raz kolejny zostałem nazwany CRAZY. Rozbiłem namiot na stacji na betonowym podeście. To była najzimniejsza noc ze wszystkich do tej pory. Rano o 6-ej pożegnałem się z jedynym stróżem na stacji. Dostałem tradycyjne tureckie pożegnanie, dotykając się dwoma stronami czoła. O 11.30 dojechałem do Göreme.

8. października Göreme

Wczoraj wieczorem odprowadziłem Chris i dwójkę Izraelczyków z hotelu na autobus. Chris to Amerykanka, która już od czterech miesięcy podróżuje po Europie. Zostało jej jeszcze tylko, bagatela, siedem!!! Dzisiaj odleciała do Egiptu. Stamtąd do Kenii ı wspinaczka na Kilimandżaro. Później Zanzibar i Zimbabwe aż do RPA. Stamtąd do Indii, gdzie ma według planu dotrzeć w styczniu. Chris okazała się świetną kompanką przez cały pobyt. W sobotę wsiedliśmy na motocykl i najpierw pojechaliśmy do małej miejscowości Derinkuyu. Tam znajduje się podziemne miasto, w którym mieszkańcy chowali się podczas ataków najeźdźców. W tej ośmiokondygnacyjnej budowli znajduje się kościół, szkoła, kuchnia, pokoje. Interesujące, ale nie do końca satysfakcjonujące. Osiem pięter brzmiało jak dwie godziny zwiedzania, co ostatecznie przeistoczyło się w 30 min. Pojechaliśmy zobaczyć Ihlara Valley. Taki mały Wielki Kanion. Wspaniałe miejsce na wypoczynek, spacer, hiking, nawet kamping, gdyby nie fakt, że skasowano nas po 5 lira za wejście do naturalnego parku. Niebo zaczęło się chmurzyc. Już w drodze do Ihlara zaczęło padać, dlatego postanowiliśmy wracać.

Wieczorem musowe ognisko i posiadówka do 4-tej rano. Tym samym zaczęliśmy chyba nowa tradycje w motelu. Ogniska odbywają się przed moim namiotem, co nawet mi odpowiada. Jestem jak wyjęty spod prawa - wszyscy w pokojach, a ja w namiocie. Bo przecież w nocy jest okropnie zimno. Nawet dwa śpiwory przestają wystarczać.

W hotelu zrobiło się pusto. Nathan z Kanady wyjechał, Chris wyjechała, Yaır z Izraela też wraca do domu. Została jeszcze para. Kanadyjka pochodzenia Holenderskiego i Turek, których poznałem w autobusie. Taka wakacyjna miłość powiedziałbym. Wczoraj zjadłem z nimi kolację. Vulcan przygotował sałatkę, parówki i kiełbasy z grilla, super!

Dzisiaj postanowiłem inaczej spędzić czas - na motocyklu zwiedzając doliny. Trochę offroadu się przyda. Niekiedy było bardzo ciężko. Przeciskałem się przez ciasne szczeliny, gdzieniegdzie szorując gmolami po piaskowcu. Dwa razy prawie się wyrypałem, a raz gdy zatrzymałem się na zrobienie zdjęć, BMW postanowiło się przewrócić. Tym razem było łatwiej podnieść niż poprzednio. Jestem tylko wściekły na to, że kamera na kasku nadal nie chce działać, a ja nie wiem jak ten problem rozwiązać.

Jutro pakowanie ı dalsza droga w kierunku Iranu. Właśnie dostałem maila od Simona, który w tej chwili tam jest. Paliwo kosztuje 6000 rialów, co podobno jest cholernie tanio. Trzeba na granicy kupić kartę paliwową i określić ile paliwa potrzeba. 100 L kosztuje 40 euro. Musze policzyć któregoś dnia, czy mam wystarczającą ilość dolarów.

9.Pazdziernika Göreme - Refahiye

Wyjechałem z Göreme z bolącym sercem. To miejsce jest niesamowite. Mega magiczna lokacja.Ruszyłem wcześnie rano żeby dotrzeć jak najdalej. Kierunek Erzurum. Wiedziałem, że aż tak daleko nie dotrę, ale musiałem spróbować dojechać przynajmniej do bardziej realnego celu - Erzıncan. Tam mógłbym nocować i na drugi dzień dojechać do Degubayazit. Kilka razy stanąłem na kawę i raz na mały obiad. Nie wiem, co się stało z czasem, ale nawet Erzincan wydawało się poza zasięgiem. Żeby tego było mało zostałem zatrzymany przez żandarmerię. Przytrzymali 20 minut wypytując o wszystko, co możliwe, po czym puścili, jak gdyby nigdy nic.

Robiło się ciemno, wiec zatrzymałem się widząc mały hotel obok stacji benzynowej. Marzenie o prysznicu i wygodnym łóżku prysło jak bańka mydlana po tym, jak uśmiechnięty pan w recepcji zażądał 40 lira. Ja z jeszcze szerszym uśmiechem podziękowałem. Cztery kilometry dalej wypatrzyłem fajną polanę. Rozpaliłem ognisko i usłyszałem kogoś krzyczącego z ulicy w moim kierunku. Szybko zgasiłem ogień i nasłuchiwałem nerwowo. Cisza. Nikogo nie ma, do tej pory nie wiem, o co chodziło. Miałem stracha, że ktoś jednak przyjdzie i przegoni mnie z tej polany. Na szczęście nic takiego się nie stało. To była najzimniejsza noc ze wszystkich. Spałem we wszystkim, co miałem pod dwoma śpiworami i nadal szczękałem zębami.

Wstałem o 6-tej i błyskawicznie zwinąłem namiot. 20 minut później minąłem Erzincan.

10. Października Erzurum.

Nie chciałem tam zostawać na noc. Miałem zamiar jak najszybciej dojechać do granicy i przebić się do Iranu. Simon tyle o nim mówił - że tanio, że ludzie super, że wspaniale.

W Erzıncan zatankowałem do pełna i zaraz potem poszedłem do supermarketu, który właściwie przylegał do stacji. W środku same kobiety. Śmiały się non stop do mnie. Dobrze byłoby wiedzieć, dlaczego.... Może dlatego, że byłem zarośnięty jak Rumcajs? Może dlatego, że brudny? Kupiłem trzy paczki ciastek i szybko opuściłem to miejsce. Przejeżdżałem przez małą dzielnicę warsztatów samochodowych. W zasadzie każde miasto ma takie. Wypatrzyłem sklep i wszedłem do niego z nadzieją, że znajdę naklejki - i nie zawiodłem się, były dokładnie takie, jakich szukałem od tygodnia. Tak się podkręciłem, że kupiłem dwie! W tym czasie koleś z warsztatu usunął asfalt z motocykla. Zapomniałem wspomnieć, że w drodze do Erzıncan trafiłem na 5 km odcinek czystej, świeżo wylanej smoły posypanej drobnym kamieniem - tragedia!

Jadę dalej - nawet ładne widoki. W Erzurum na skrzyżowaniu widzę kolesia, zauważyłem, że czerwone światło najwyraźniej dowodzi jego nadpobudliwości. Wyglądał jakby z trudem trzymał nogę na hamulcu. Zielone - ruszyłem trochę szybciej. On mnie dogonił i wyprzedził tylko po to, żeby nagle wcisnąć hamulec i skręcić w prawo. Udało mu się to z łatwością. Nie zdążyłem wyhamować i uderzyłem go w tył samochodu. Skręciłem, gorączkowo starając się go ominąć, więc nie uderzyłem kołem tylko gmolami i bakiem. Utrzymałem się na motocyklu. Odetchnąłem. Zszedłem i rzuciłem rękawice na ziemię. Zacząłem wrzeszczeć na niego wywołując u niego dokładnie taką samą reakcję. Wymachiwałem rekami, skakałem jak królik po linii ciągłej na drodze, pokazując mu, jakim jest debilem. Nie wiedziałem co robić. Policja? Zaczęło się schodzić coraz więcej gapiów. Pomyślałem, że jeśli teraz nadjedzie policja, to jestem ugotowany - 100 osób zezna, że to moja wina. Wyciągnąłem szara taśmę klejącą z kufra ı zacząłem kleić to, co odpadło z motocykla. Straciłem prawy kierunkowskaz, złamała się szyba, pękł plastikowy przedni błotnik, odpadł prawy halogen, pogięły się gmole. Zbiornik paliwa miał poważne wgniecenie. Zegary również były pod dziwnym kątem. Po kilku minutach wsiadłem i odjechałem bez słowa. Koleś tylko machnął ręką. 20 km dalej stanąłem, żeby ochłonąć i napić się wody. Motocykl więcej nie odpalił. Zacząłem panikować. Kilka smsów do Żaby. Zadzwoniła do znajomych, mówiąc ściśle do Steve'a w BMW Dalkeith i do Saltire, prosząc o pomoc. Zaczęła się debata nad tym, co mogło się stać z motocyklem - kilka możliwości. Może immobiliser, nie było też słychać pompy paliwowej. Czujnik ciśnienia? Ściągnąłem cały bak, oblewając się przy tym benzyną.

Nagle, z wielką prędkością przeleciał obok ktoś na GSX-R. Usłyszałem Yoshi z daleka. Zauważył mnie, trudno żeby nie - wymachiwałem rekami jak wariat. Murad, bo tak mu na imię, to optyk. Ma własny sklep, gdzie poza okularami znaleźć można cala masę dziwnych urządzeń. Na migi pokazałem, co się stało. On za telefon i tylko słyszałem: TAMAM TAMAM. W międzyczasie sprawdzałem wszystkie bezpieczniki. Zaraz pod bakiem był bezpiecznik od alarmu. Chciałem powiedzieć spalony bezpiecznik. Krótkie spięcie i rozrusznik zaczął kręcić. Bingo! Murad wskoczył na motocykl i po 20 min przywiózł nowe bezpieczniki. Kolejne 30 minut i bak był z powrotem założony. Kluczyk do pozycji ON i silnik zagadał. Postanowiłem zostać w Erzurum!

Murad zabrał motocykl ze sobą do jego garażu, a mnie wysłał do pobliskiego hotelu. Małe sprostowanie. Garaż okazał się być sklepem z okularami, a hotel...No cóż...Hotelem. Nie chciałem zapłacić za nocleg więcej niż 25 lira i tyle zapłaciłem. Dowiedziałem się później, że Murad dopłacił 10.

O 20-ej spotkaliśmy się w jego sklepie. Stopniowo zaczęło się robić tłoczno, bo co chwilę pojawiali się jacyś ludzie. Murad pogonił kogoś, żeby mi przyniósł coś do jedzenia. Herbatę już miałem na stole. Chwilę później przyszedł Ahmed. Ja ani słowa po turecku, jedyne co słyszałem wokół to ich: Tamam Tamam. Wpadamy do warsztatu, a tam praca wre! Wspomniani wcześniej ludzie drutowali i skręcali błotnik, zniwelowali wgniecenie, oczyścili i pokryli sprayem. Gdy próbowali wyprostować spaw zaczęło ciec paliwo, trzeba było szybko spuścić je do końca. Tym zajął się Mahamad. (a propos, wyglądał jak młody John Torturo). Ciągnął przez rurkę jak doświadczony. Patrzyłem pełen podziwu. Potem oskrobali miejsce śrubokrętem, przeczyścili, pomieszali klej, wkręcili w otwór śrubę i nanieśli klej. W międzyczasie któryś z nich zamontował mi kierunkowskaz od Hondy!

Następnego ranka okazało się, że wszystko gra, jak powinno! Wycieku już nie ma, a klej twardy jak metal. Jeszcze myjnia i motocykl, jak nowy. Przez cały pobyt tam nie pozwolono mi płacić ani za mechaników, ani za sprej na bak, ani za sprej do mycia ani za myjnię, ani za kolację, ani też za dzisiejsze śniadanie. Ani grosza ode mnie! Dzisiaj byłem bardzo szczęśliwy, tak bardzo, że gdy żegnałem się z nimi zacząłem płakać. Wzruszyłem się na maksa. Powiedziałem, że gdyby nie oni, to pewnie moja podroż skończyłaby się wczoraj. Łza nawet teraz kręci mi się w oku na to wspomnienie. Jestem im dozgonnie wdzięczny za zupełnie bezinteresowną pomoc.

Dojechałem do Degubayazit. Jutro wkroczę do Iranu. Zabawę czas zacząć.

Advertisement
NAS Analytics TAG

NAS Analytics TAG
Zdjęcia
ekipa ratunkowa
Advertisement
NAS Analytics TAG
fota z policjantami
ciepla ta mitologia
do Kapadocji
droga do granicy
dalej z Kapadocji
balony nad Kapadocja
miasto noca Turcja
gory
Aspendos
Aspendos Turcja
Kapadocja na skale
naprawde cieplo
na tle skal
nocleg na stacji
no i lezy
ognisko przed namiotem
olympos
panorama na miasto
podziemne miasto
Kapadocja noca
zdemontowane czesci
policjanci
z gorami w tle
ratunek po wypadku
po reanimacji motocykla
Komentarze 3
Pokaż wszystkie komentarze
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Ścigacz.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z komentarzy łamie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usunięty. Uwagi przesyłane przez ten formularz są moderowane. Komentarze po dodaniu są widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadającym tematowi komentowanego artykułu. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu Ścigacz.pl lub Regulaminu Forum Ścigacz.pl komentarz zostanie usunięty.

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualności

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep Ścigacz

    motul belka podroze 950
    NAS Analytics TAG
    na górę