Islandia: bunt motocyklistów przeciw podatkowi za kilometry
Islandzcy motocykliści buntują się przeciw kilometrowemu podatkowi, który ma zastąpić akcyzę paliwową i uderzyć prosto w ich kieszenie. Domagają się rozmów z rządem i sprawiedliwych stawek
Islandzcy motocykliści nie zamierzają siedzieć cicho. W środowisku zawrzało, bo rząd ogłosił plan zniesienia podatku paliwowego i zastąpienia go nową opłatą za każdy przejechany kilometr. Co to oznacza?
Pod płaszczykiem reformy systemu podatkowego ukryto coś, co w praktyce najbardziej uderzy właśnie w motocyklistów. Stawka 4,15 korony islandzkiej za kilometr dla jednośladów nie tylko brzmi absurdalnie, ale też nie ma nic wspólnego z rzeczywistym zużyciem dróg przez motocykle. Ciężarówki niszczą nawierzchnię, auta generują ogromne przebiegi, a motocykle? Jeżdżą lekko, sezonowo i rzadko po głównych trasach. Jeśli motocykl waży więcej niż 400 kg, stawka miałaby się podnieść do 6,7 ISK/km — co daje stawkę niemal równą temu, co płacą auta.
Islandzkie stowarzyszenie motocyklistów BLS nie zamierza się z tym pogodzić. Ich zdaniem taki pomysł to po prostu niesprawiedliwość przebrana za ekologiczną modernizację. Motocykle na Islandii nie uczestniczą w zimowym rozjeżdżaniu asfaltu i nie generują kosztów związanych z odśnieżaniem czy oznakowaniem dróg. Co więcej, większość motocyklistów ma też samochód, więc już teraz płaci podatki, które idą na utrzymanie dróg. Właściciele silnikowych jednośladów uważają, że zamiast podwójnego obciążenia, rząd powinien raczej zauważyć, że motocykle to najmniej inwazyjna forma transportu spalinowego, nie tylko pod względem zużycia asfaltu, ale i emisji.
Według BLS zaproponowane stawki są oderwane od rzeczywistości. Motocykle używane są głównie rekreacyjnie, często na bocznych, mniej uczęszczanych trasach, a mimo to mają płacić prawie tyle samo co auta. To nie tylko brak logiki, ale też zignorowanie faktu, że infrastruktura drogowa na Islandii jest często nieprzyjazna dla motocyklistów. Dziury, żwir, źle położony asfalt czy smugi bitumiczne mogą być dla kierowcy jednośladu śmiertelnym zagrożeniem. W takich warunkach trudno uznać, że motocykle korzystają z dróg w równych warunkach co samochody.
Rząd argumentuje, że nowy system pozwoli obniżyć ceny paliw i jest bardziej sprawiedliwy. Motocykliści jednak nie wierzą w takie bajki. Ich zdaniem koszty wdrożenia całego systemu - liczenia kilometrów, kontroli, administracji - będą większe niż potencjalne wpływy. W innych krajach, jak Finlandia, podobne pomysły upadły, między innymi z powodów związanych z prywatnością. Śledzenie każdego kilometra to dla wielu granica, której władze nie powinny przekraczać.
BLS domaga się, by rząd przestał decydować o motocyklistach bez motocyklistów. Chcą mieć głos przy stole, gdzie zapadają decyzje o opłatach, bezpieczeństwie i przyszłości transportu. Czy protesty wystarczą, żeby zmienić stanowisko islandzkich władz?
W Polsce sprawa wygląda zupełnie inaczej. W naszym kraju nie płacimy za każdy przejechany kilometr, tylko za każdy litr paliwa, który wlewamy do baku. W cenie benzyny czy diesla ukryty jest cały zestaw podatków - akcyza, opłata paliwowa, emisyjna i oczywiście VAT. Łącznie to około połowa ceny litra, czyli mniej więcej 3,20 zł z każdego litra paliwa to podatki i opłaty drogowe. Jeśli twój motocykl spala pięć litrów na sto kilometrów, to tylko w samych podatkach płacisz około szesnastu złotych na każde sto kilometrów, czyli szesnaście groszy za każdy przejechany kilometr.
Gdyby Polska poszła śladem Islandii, motocyklista płaciłby dodatkowo około dwunastu groszy za każdy kilometr, bo tam planuje się opłatę rzędu 4,15 korony islandzkiej, co po przeliczeniu daje właśnie tyle. Różnica polega jednak na tym, że w Islandii nowy system miałby zastąpić podatek paliwowy, a u nas pewnie funkcjonowałby obok niego. Wtedy za każdy kilometr trzeba by było zapłacić łącznie dwadzieścia osiem groszy, co przy rocznym przebiegu dziesięciu tysięcy kilometrów oznaczałoby dwa tysiące osiemset złotych samych podatków - nawet bez doliczania ceny paliwa.
Obecny system obowiązujący w Polsce, choć kosztowny, jest prostszy i nie ingeruje w prywatność. Tankujesz, płacisz i jedziesz dalej. W wersji islandzkiej władze musiałyby śledzić przebieg każdego pojazdu, co samo w sobie rodzi spore wątpliwości.


Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarzePomysłu nie popieram, ale co za bzdura z tym "śledzeniem każdego kilometra"? Przecież choćby u nas są coroczne przeglądy techniczne, gdzie diagnosta sprawdza i wpisuje w system przebieg. I nikt ...
OdpowiedzW nowych pojazdach przegląd jest po 3 latach, następnie po 2 a dopiero od 5 roku co rok.
Odpowiedz