Ścigacz.pl

Kolejny sezon serialu Ducati World Premiere za nami. Zobaczyliśmy kolejne trzy odcinki, w których przedstawiono ekscytujące nowości, a najbardziej emocjonującą zostawiono na koniec.

Naturalna kolej rzeczy

W czwartym epizodzie Ducati pokazało wyczekiwanego Streetfightera V2, który jest naturalnym krokiem. Dlaczego? Przede wszystkim, wskrzeszono serię Streetfighter z modelem V4. Po nim przyszedł czas na Monstera, który został pozbawiony oznakowania numerycznego, co oznacza, że skończy się na jednym modelu, który przejął pałeczkę po 797 i 821. Z jednej strony mamy solidne osiągi, a z drugiej - można go przystosować do prawa jazdy kat. A2. Choć Monster 797 dla wielu był wstępem do świata Ducati, to pod koniec swojego żywota był dość mocno przestarzały. Silnik 803 cm3 pozostał już tylko w Scramblerze i tu akurat pasuje jak ulał. Do tego doszły oficjalne zapowiedzi Ducati, że Streetfighter V2 zostanie zaprezentowany, więc trzymanie Monstera 1200 po prostu nie miało sensu. Zamiast konstruować dwa motocykle z nowymi ramami producent wykorzystał Panigale V2 jako bazę dla nakeda.

Ewolucja brutalnej mocy

W piątym odcinku przyszedł czas na odsłonięcie zmian w Ducati Panigale V4, które od samego początku jest niezwykle emocjonującym motocyklem. Włosi chwalą się, że technologie stosowane we flagowym modelu pochodzą oczywiście z wyścigów. Dość powiedzieć, że V4 R było wyposażone w spojlery, które później trafiły także do wersji z literką S. Miał również suche sprzęgło, które można zamontować akcesoryjnie do "niższych" modeli. Przypomnijmy, że w 2019 roku skrzydła wersji R zapewniały docisk 30 kg przy 270 km/h. Teraz skrzydła są we wszystkich wersjach, a docisk pionowy wynosi 37 kg przy 300 km/h. Zmieniono także elektronikę i parametry silnika, który teraz generuje maksymalną moc 215,5 KM. Układ wydechowy odchudzono aż o 5 kg. Dzięki temu Panigale V4 S waży 195,5 kg z płynami i paliwem - to o zaledwie 2 kg więcej od wersji R z 2019 roku, która stanowiła wtedy szczyt osiągnieć inżynierów. Przy czym V4 S nie wymaga sprawdzania zaworów co 300 km. Można więc śmiało powiedzieć, że reklamy Ducati to jedne z niewielu, które mówią prawdę.

Moda na bezdroża

Od kilku sezonów obserwujemy rosnącą modę na lekkie motocykle adventure, które mają za zadanie radzić sobie równie dobrze w terenie jak i na asfalcie. Ducati zdawało się obserwować konkurencję, co pokazało w 2019 roku prezentując koncept DesertX. Przy okazji terenowa rewolucja pokazała, że niedoceniany wcześniej Scrambler Desert Sled wcale nie był taki niepotrzebny. Oczywiście to niedocenianie mogę ograniczyć jedynie do polskiego rynku, ponieważ w sezonie 2019 i chyba jeszcze w 2020 importer miał spory stock Desert Sledów z rocznika 2017. Ci, którzy zdecydowali się na niego postawić, od razu się w nim zakochali. Na polskiej grupie posiadaczy modelu Scrambler można zobaczyć rzeczy, o które nikt nie podejrzewałby Ducatisti, którzy raczej kojarzeni są z chuchaniem i dmuchaniem na swoje maszyny. Chwilę potrwało, zanim znaleźli się śmiałkowie w pełni celebrujący Land of Joy.

DesertX wzbudził znacznie więcej emocji niż Scrambler Desert Sled, ale wynikało to raczej z tego, że świat wreszcie był na niego gotowy. Gotowe było także Ducati, które zapakowało silnik Testastretta 11° o pojemności 937 cm3, który generuje moc 110 KM. Ten sam motor pracuje także w Multistradzie V2. Jest to ciekawa konstrukcja, ponieważ na papierze nie powinien on budzić większych emocji, ale już pierwsze przegonienie go na prostej wywołuje niekontrolowany uśmiech na twarzy. Teraz wkracza na nowe terytorium i z szosy przenosi się na bezdroża. Pytanie o to, czy konkurencja ma się czego obawiać, nie ma tutaj sensu, ponieważ Ducati nawet podążając za modą robi rzeczy po swojemu i za to Ducatisti cenią markę z Bolonii.