Ta witryna używa plików cookie. Więcej informacji o używanych przez nas plikach cookie, ich zastosowaniu
i sposobie modyfikacji akceptacji plików cookie, można znaleźć
tutaj
oraz w stopce na naszej stronie internetowej (Polityka plików cookie).
Nie pokazuj więcej tego komunikatu.
Pomimo iż sam mam wykształcenie pod kierunkiem ochrony środowiska, podpisuje się pod powyższym obiema rękami. To co obecnie się wyprawia to jest "pseudo ekologia". Prawo powinno uwzględniać coś takiego jak bilans zanieczyszczeń wyemitowanych podczas produkcji danego samochodu czy też motocykla, oraz ile faktycznie dany sprzęt emituje owych zanieczyszczeń w okresie eksploatacji, wliczając w to części zamienne oraz ich produkcję i utylizację. System obecnie funkcjonujący to swoiste perpetum mobile, kupujesz drogi skomplikowany samochód, który się nieustannie psuje, kupujesz części które ktoś musi wyprodukować, ktoś musi wymienić, a ty wydajesz na to pieniądze. Dajesz prace ludziom w fabrykach, Zenkow z warsztatu, sprzedawcy w Polmozbycie, itp itd. Koniunktura się nakręca, pieniążki płyną szerokim strumieniem, wszyscy mają pracę, są szczęśliwi...tylko nie środowisko oraz ty, właściciel bubla w którym co 100tyś musisz wymieniać DPF który to kosztuje kilka tysięcy, EGR który zasyfia kolektor dolotowy, niszczy klapy wirowe a w efekcie nawet i cały silnik. A ty musisz kupić drugi, dać prace mechanikowi, fabryce, ktoś musi stary zutylizować..czyli znowu ta sama historia. Ekologia to maksymalne wykorzystanie tego co się raz wyprodukowało, wiekowość oraz niezawodność sprzętu, jakby to wszystko zebrać do kupy i policzyć, na pewno wynik nie będzie taki "zielony". Kasta rządząca ma klapki na oczach, widzą tylko ile dany diesel kopci kiedy koło nich przejeżdża, natomiast dymiących kominów fabryk produkujących/utylizujących części zamienne-nie.