Royal Enfield idzie w pr±d. Zobacz C6, czyli retro z bateri±
Royal Enfield porzuca benzynowy sentyment? Nic podobnego! Dawniej brytyjska, a obecnie popularna marka z Indii, wchodzi w świat elektromobilności z impetem, nie zapominając o swoim dziedzictwie.
Właśnie potwierdzono, że pierwszy elektryczny motocykl spod znaku nowej submarki Flying Flea, czyli model C6, ujrzy światło dzienne już w pierwszym kwartale 2026 roku. Zaczynamy odliczanie.
Za przeciekiem stoi serwis ETAuto.com, który cytował CEO Royal Enfielda, B Govindarajana. Szef RE zapowiedział nie jeden, a dwa zupełnie różne motocykle: miejski C6 oraz jego bardziej terenowego brata, czyli scramblera S6. Oba mają zadebiutować pod koniec roku fiskalnego 2025-2026. Co ważne, to dopiero początek. Flying Flea ma być platformą dla wielu form i stylów w przyszłości.
Choć nie podjęto jeszcze decyzji, czy Flying Flea zyska własne salony sprzedaży, czy skorzysta z istniejącej sieci Royal Enfielda, możemy być pewni, że motocykle powstaną. Co ciekawe, nie wiadomo jeszcze, czy pierwszeństwo premiery przypadnie Indiom, czy może, jak to było z Classic 650, rynek europejski znów dostanie pojazd jako pierwszy.
Planowany debiut C6 wiosną 2026 nie jest zaskoczeniem dla tych, którzy śledzili EICMA w Mediolanie. To właśnie tam Royal Enfield pokazał ten elektryczny unikat po raz pierwszy. Inspiracją jest oryginalna Flying Flea z lat 40. XX wieku. Warto przypomnieć, że "Latająca Pchła" była lekkim motocyklem desantowym z czasów II wojny światowej, zrzucanym z samolotów na spadochronach. Nowoczesna wersja C6 to hołd dla tej przeszłości - smukła sylwetka, retro klimat i oldschoolowe detale przyprawiające o dreszcze każdego fana klasyki.
Ale to nie wszystko. Royal Enfield stworzył swój motocykl we współpracy z marką Stark Future - specjalistą od elektrycznych motocrossów, w której Enfield ma udziały. Dzięki temu elektryczny C6 nie tylko wygląda jak z epoki, ale też skrywa nowoczesne technologie. Mamy tu klasyczny okrągły reflektor, zawieszenie typu girder fork, atrapę silnika z żeberkami chłodzącymi ukrywającą baterię pod imitacją zbiornika paliwa oraz pojedyncze siodło dla indywidualistów.
I choć Royal Enfield trzyma w tajemnicy szczegóły dotyczące mocy i zasięgu, to jedno jest pewne. Nie będzie tu szaleństw w stylu Tesli na dwóch kołach. Nie o to chodzi. Te motocykle mają dawać czystą przyjemność z jazdy i klimat, który wciąga. Dodatkowe bajery? Tryby jazdy dostosowywane przez użytkownika: od czułości manetki, przez charakterystykę hamowania, po poziom odzyskiwania energii. Dorzućmy do tego ABS działający przy zakrętach oraz tempomat, i mamy komplet.
Scrambler S6, również pokazany w Mediolanie, prezentuje się z kolei bardziej off-roadowo: szprychowe koła, większy prześwit, czyli sprzęt na dziurawe drogi lub leśne szlaki. Na razie nie wiemy o nim nic więcej.
Royal Enfield nie celuje w masowego odbiorcę. Flying Flea to maszyny dla tych, którzy szukają czegoś innego. Unikalnego. Ale przy deklarowanej cenie poniżej 7 tysięcy euro, może to być cios wymierzony prosto w serce konkurencji, np. stylowego Maevinga RM1S. W tym pojedynku sentyment spotyka się z nowoczesnością, a styl retro z nową erą jazdy.


Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze