Polska cofa siê w szkoleniu kierowców. Minister ugi±³ siê pod naciskiem WORD-ów
Od 1 lipca potencjalni motocykliści, którzy marzą o prawie jazdy, muszą przygotować się na jeszcze trudniejsze wyzwania. Nowe przepisy wprowadzają pułapkę, która może zakończyć egzamin szybciej, niż silnik zdąży się nagrzać.
Wystarczy najechać na podwójną linię ciągłą, choćby w wyniku konieczności ominięcia źle zaparkowanego pojazdu, i… koniec. Egzamin oblany. Zero litości. Twarde reguły. Takie są efekty działań środowiska egzaminatorów i dyrektorów WORD-ów, które skutecznie przekonały ministra Dariusza Klimczaka do cofnięcia zmian idących w bardziej nowoczesnym i logicznym kierunku.
W Polsce od lat mówi się, że egzamin na prawo jazdy to nie test przygotowania do bezpiecznego poruszania się po drodze, tylko sprawdzian z uczenia się trików. Zamiast budowania świadomości i wyczucia ryzyka, uczymy się manewrów jak ze szkoły przetrwania. Tymczasem w Europie rośnie presja na wprowadzenie testów percepcji zagrożeń. A u nas? Wracamy do sztywnej listy błędów, które automatycznie kończą egzamin. Bez refleksji. Bez kontekstu. Bez rozsądku.
O co chodzi w tym wszystkim? Po prostu o interes. Egzaminatorzy i dyrektorzy WORD-ów zawarli nieformalne porozumienie. Szefowie ośrodków zgodzili się na powrót listy tzw. błędów dyskwalifikujących, a egzaminatorzy wsparli ich w dążeniu do cięcia kosztów egzaminów motocyklowych. Konkretnie chodzi o zniesienie wymogu dodatkowego kierowcy w aucie towarzyszącym podczas egzaminów na jednoślady. Dzięki temu WORD-y nie muszą zatrudniać kolejnych osób. Oszczędność dla WORD-ów, frustracja dla kursantów. Szczególnie dla motocyklistów, którzy przez wiele lat musieli znosić nieżyciowe warunki egzaminowania. A teraz mają tego jeszcze więcej.
Zmiany, które lada moment wejdą w życie, zostały oficjalnie opublikowane i będą obowiązywać już od początku lipca. Kursanci, którzy popełnią którykolwiek z błędów z tabeli numer dziewięć załączonej do nowego rozporządzenia, mogą od razu pożegnać się z nadzieją na upragniony dokument. Najechanie na linię podwójną ciągłą, nawet bez stwarzania zagrożenia, automatycznie oznacza przegraną. To absurd, który krytykowali m.in. przedstawiciele Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego i Związku Województw RP. Wskazywali, że są sytuacje, w których technicznie nie da się uniknąć takiego manewru, na przykład w przypadku egzaminów na ciężarówki z przyczepą, czy omijania przeszkód w zatłoczonym mieście.
Jeszcze ostrzej wypowiedział się Maciej Wroński, prezes Transport i Logistyka Polska. Według niego obecny system działa wbrew logice, bo ci, którzy powinni być jego beneficjentami - czyli my - dostają coraz bardziej skomplikowany, oderwany od rzeczywistości egzamin. A jednocześnie poziom przygotowania do realnej jazdy spada. Chyba zmierzamy w złą stronę, a najgorsze jest to, że decydują o tym środowiska, które ze złymi rozwiązaniami powinny walczyć.
Komentarze 2
Poka¿ wszystkie komentarzeKto te popier...one przepisy wymy¶la chyba jaki¶ pomylony cz³owiek który nie zna ¿ycia za jak±kolwiek kierownic±
OdpowiedzSobie przypomnijcie kto by³ ekspertem wprowadzania zmian placu na motocykl w 2013.
Odpowiedz