tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Hiszpania na motocyklu w ¶rodku zimy
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 950
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Hiszpania na motocyklu w ¶rodku zimy

Autor: Lovtza 2011.02.14, 09:43 22 Drukuj

Wy też macie dość zimy w środku zimy? My nie mogliśmy wytrzymać bez motocykli. Tuż przed świętami zapadła decyzja – jedziemy. Chętnych i zainteresowanych było wielu, lecz jak zwykle do fazy realizacji ostał się stały, sprawdzony skład, czyli ja i Michał. Za jakieś śmieszne pieniądze kupiliśmy bilety lotnicze u jednego z tanich operatorów, transport maszyn zleciliśmy zaprzyjaźnionej firmie i… odliczaliśmy dni do wyjazdu.

Przed wylotem Polskę nawiedza kolejna śnieżyca, jedynie ugruntowując nas w słuszności podjętej decyzji. Rano szybki przelot z Warszawy do Poznania (kupując bilet z miesięcznym wyprzedzeniem łatwo dostać bilety tańsze, niż na przejazd tej samej trasy pociągiem!), chwila oczekiwania i nudnawy przelot w ciasnym wnętrzu nisko kosztowego Boeinga. Lądujemy w Gironie o czasie i pierwsze co robię po wyjściu z samolotu, to wyciągam zakurzone już nieco przyciemniane okulary. Ale miło! Nie ma orgazmu jeśli chodzi o temperaturę, bo jest zaledwie nieco ponad 10 stopni, ale jest sucho, słonecznie i jeździć z pewnością się da.

NAS Analytics TAG

Dojeżdżamy do hotelu, gdzie spędzimy pierwszą noc. W podziemnym garażu przygotowujemy motocykle, instalujemy nawigację GPS, smarujemy łańcuchy i ruszamy na szybki oblot. Tankowanie oraz wycieczka do pobliskiego Roses na Costa Brava ujawnia jeden nieprzyjemny fakt. O ile w ciągu dnia w słoneczku jest całkiem przyjemnie, to … w nocy robi się zimno. Dlatego też decydujemy się na jazdę wyłącznie w ciągu dnia.

Ruszamy nazajutrz. Aby nie wlec się autostradą odbijamy z Girony na Saint Feliu de Guixols. Przez kolejne około 30 km droga ciągnie się serpentynami wzgórz brzegu Morza Balearskiego. Tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć. Zakręty jeden za drugim. Asfalt gładki jak na torze wyścigowym, ani jednej dziury, a do tego praktycznie zero ruchu drogowego. Przez pierwsze 20 km mijamy dwa samochody… Jest tylko jeden problem, choć dosyć istotny. Jeśli przestrzeli się winkiel i wyleci z drogi… to pozostaje jedynie otwierać spadochron. W wielu miejscach droga jest bowiem półką przyklejoną do pionowej skały. Po południu docieramy do Barcelony. Nie zaskakuje nas natężenie ruchu, ale raczej to, że lokalesi przejeżdżają notorycznie na czerwonym świetle. Mnóstwo dróg jednokierunkowych skutecznie ogłupia nawigację, jednak w końcu dojeżdżamy do hotelu. Aby nie było tak wesoło GSX-R zaczyna nerwowo migać czerwoną lampką na zestawie przyrządów. Błąd D5, co do cholery? Okazuje się szybko, że motocykl nie ma ładowania, nie odpala i ogólnie nie jest fajnie. Na szczęście udaje się odpalić na pych (swoją drogą, fajny widok w centrum Barcelony – Polacy odpalający Gixxera na pych!). Recepcjonistce w hotelu zlecamy poszukanie najbliższego serwisu Suzuki, a sami po ogarnięciu się ruszamy na miasto. Jak każda duża europejska metropolia, także i ta oferuje wiele uciech, natomiast my skupiamy się na tych kulinarnych. Pyszna kolacja wyraźnie poprawia humor Michałowi umartwiającemu się stanem swojej 600-tki. Po powrocie do hotelu dowiadujemy się, że salon Suzuki jest bardzo blisko, zatem postanawiamy udać się tam z samego rana.

Po śniadaniu znów odpalamy Gixxa na pych (Bogu dzięki było z góry) i podjeżdżamy do Suzuki Oriol Motor. Wiedząc czym pachnie półwysep iberyjski odpowiednio się przygotowaliśmy. Wyciągamy pracownika za klapy od koszuli i pokazujemy mu na migi co nie gra w motocyklu. Pedro wszystko łapie w mig, następnie przez telefon podany mu do ręki wyjaśnia recepcjonistce z hotelu, że dopiero wieczorem będą mogli zajrzeć do maszyny. Żegnamy się wymownym „plisss!” wzmocnionym złożonymi błagalnie rękoma na piersi i ruszamy na zwiedzanie miasta.

Ku naszemu zaskoczeniu już po trzech godzinach mamy telefon z hotelu, że maszyna jest … gotowa do odebrania. Michał staje się szczuplejszy o parę ładnych Euro, dowiadujemy się przy okazji, oglądając wyciągnięte z motocykla podzespoły, że Elreguladory labateríaestámuerta”.  Na szczęście Pedro i jego los amigos wszystkie potrzebne części mieli od ręki, dlatego poszło tak szybko. Byliśmy pod dużym wrażeniem profesjonalizmu chłopaków, którzy motocykl zreanimowali nam ekspresowo, a do tego skutecznie. Muchas gracias!  Popołudnie mija nam na zwiedzaniu stadionu Barcy (nuda) i podziwianiu widoków miasta z jednego z pobliskich wzgórz. Wieczorna kolacja dopełnia miłego obrazu jaki zostanie w nas jeśli chodzi o stolicę Katalonii.

Rano ruszamy na południe. Pierwszy przystanek to tor Calafat, kolebka hiszpańskich wyścigów. Dziś obiekt ten uznawany jest za tak przestarzały, że nie odbywają się na nim żadne poważne imprezy, a mimo to… jest ciągle o wiele lepszy od naszego rodzynka w Poznaniu. Zaraz potem tankujemy i odbijamy w góry. Tamtejsze drogi są po prostu rozbrajające. Kręte, gładkie, świetnie utrzymane, a do tego praktycznie nikt nimi nie jeździ. Przyspieszamy i tempo zmienia się na mocno nieprzepisowe, nie możemy sobie jednak odmówić. Gdy stajemy na espresso, jeden z miejscowych wyraźnie zainteresowany gośćmi wyrwanymi z kontekstu jeśli chodzi o tą okolicę, postanawia nam zaimponować swoim angielskim. Koncentruje się przez chwilę i zaczyna: „Tomorrow”, łapie oddech, „snowing” i na koniec z wyraźną ulgą „here!”. „No shit, mate!” chciałoby się dodać, lecz wyraźnie rysujące się na horyzoncie chmury podpowiadają, że chłopak może mieć rację. Pytamy go jeszcze czy też jeździ motocyklem, ale słysząc odmowną odpowiedź dopijamy z udawaną dezaprobatą kawę i ruszamy dalej. Gdy dojeżdżamy do Walencji jest już zimno i ciemno. Na szczęście znajdujemy fajny i niedrogi hotel.

Ranek wita nas deszczem. Nie ma jednak problemu, okazuje się że za rogiem jest jedno z lepszych w Europie oceanariów i imponujący pałac sztuki. Spędzamy tam sporo czasu, przy okazji odkrywając, że Walencja to miejsce o zupełnie innym charakterze niż Barcelona. Brak tutaj tej wielokulturowości i gwaru charakterystycznego dla stolicy Katalonii. Miasto jest bardziej przemysłowo-biurowe, choć na brak rozrywek nie ma co narzekać.

Kolejnego dnia z rana znów jest mokro. Zbieramy się jednak w sobie i siadamy na motocykle. Nasze samozaparcie zostaje nagrodzone - okazuje się, że po wyjechaniu z miasta deszcz przestaje siąpić, a przed nami ukazują się kręte górskie serpentyny. W wielu miejscach jezdnia jest jednak mokra, nie możemy pozwolić sobie na szaleństwa. Mimo to z ogromną przyjemnością przemierzamy okoliczne doliny tonące w uprawach pomarańczy. Widoki z górskich przełęczy są także niezgorsze. Wracamy do hotelu wybrzeżem, mijając puste o tej porze kurorty wypoczynkowe. Zanim dotarliśmy do hotelu, zawinęliśmy jeszcze do portu. Na równych jak stół bilardowy ulicach wyraźnie widać wytyczony tor wyścigowy, swego czasu goszczący Formułę 1. Inny świat. Na wzburzonym morzu stada wielbicieli surfingu walczą z falami. Po jednej stronie bure, burzowe niebo, po drugiej słoneczny zachód słońca. Pięknie.

 Rano kończy się nasza przygoda z Walencją. Po śniadaniu „pod korek” ruszamy na północ w kierunku Girony. Szybki przelot autostradą odmierzają miarowo kolejne punkty poboru opłat. W okolicy Barcelony trochę grzęźniemy w gąszczu lokalnych ekspresówek, ale nie jest źle. Za Barceloną odbijamy z autostrady i kierujemy się na pas gór ciągnących się wzdłuż wybrzeża. Drogi ponownie wiją się wśród dolin i przełęczy. Nie wiem jak to opisać, po prostu trzeba to zobaczyć, a najlepiej przejechać się tamtędy motocyklem. Przed wieczorem doczłapujemy się do Girony, która wita nas konkretnym deszczem. Leje jak z cebra, ale mamy jeszcze parę ładnych kilometrów do hotelu, więc podkładamy do pieca. Pomimo deszczu raczej nie schodzimy poniżej 160 km/h , przez co w mijanych samochodach widzimy przyklejone do okien zadziwione twarze. Później wyjaśniło się czemu wszyscy byli tacy zdziwieni, ale o tym za chwilę.

Docieramy na miejsce późnym wieczorem. Dzień zamykamy kolacjo-balangą, ale szczegółów lepiej nie będę odpowiadał. Powiem tylko, że było wesoło! Zrobiliśmy w kilka dni niecałe 2000 km bardzo dobrymi drogami, w kraju który jest prawdziwym rajem dla motocyklistów. Tak, wiemy, w porównaniu z wieloma innymi motocyklowymi podróżnikami walczącymi o przetrwanie gdzieś na krańcach znanego człowiekowi świata, jesteśmy zwykłymi mięczakami, ale celem wyjazdu nie było odkrywanie zaginionych cywilizacji. Chcieliśmy jedynie miło spędzić zimowe ferie na motocyklu i to się udało.  Jeśli chodzi o zimowe jazdy, to Hiszpania jest najlepszym ku temu miejscem w Europie. Nie ma sensu szukać tutaj zabytków, zagłębiać się w imponującą historię tego zakątka Europy. Jeśli człowiek lubi ganiać na motocyklu, to znajdzie tutaj niesamowite miejsce do śmigania po winklach. Dlatego też zebraliśmy w uporządkowany sposób nieco przydatnych informacji.

Aha, na koniec warto wyartykułować podziękowania dla dwóch cichych bohaterów tej całej opowieści. Przede wszystkim dla Tigera, za to że przez cały wyjazd zachowywał się absolutnie wzorowo. Trochę skromniejsze podziękowania kierujemy pod adresem Suzuki. Michał przeprowadził już męską rozmowę z Gixxerem, w której ten wyraził skruchę i obiecał nie odstawiać żadnych numerów z regulatorem napięcia przy kolejnych wyjazdach!

Pogoda w Hiszpanii w czasie zimy

To sprawa zasadnicza. Właśnie dlatego jedzie się tam zimą, bo nawet o tej porze roku są warunki do jazdy. Styczeń to okres najniższych temperatur i potrafią być one zróżnicowane na terenie całego kraju. Najbardziej przyjazne dla motocyklistów wydaje się być południowe i wschodnie wybrzeże od Costa del Sol aż po Costa Brava. Na południu temperatury zimą nie spadają raczej poniżej 15-17°C, a potrafią przekraczać 20 stopni. W okolicach Barcelony temperatury nie powinny być niższe nić 10-12 stopni, najczęściej oscylują wokół 15 kresek. Bywają jednak takie przypadki, że przychodzi dziwny front atmosferyczny i temperatury spadają wszędzie poniżej 10 stopni, w górach zaczyna padać śnieg, a w dolinach deszcz. Aby jednak trafić na takie warunki trzeba mięć niemałego pecha – my właśnie takiego mieliśmy…

Trasy

Z uwagi na pogodę warto trzymać się wybrzeża. Po prostu tutaj jest najcieplej, wyżej w górach potrafi być zimno. Trasy można wybierać dowolne. Jeśli tylko jest to droga asfaltowa i ma nadany numer, nie ma obawy, że zabrniecie w jakąś dzicz. Drogi, nawet te lokalne, są bardzo dobrej jakości, a większość z nich jest po prostu znakomita. Do tego poza dużymi miastami jest tutaj dosłownie pusto.

Koszty

Paliwo jest praktycznie w takiej samej cenie jak w Polsce (1,25 euro za litr). Dobry hotel w opcji Bed&Breakfast to około 60 euro za dobę za dwuosobowy pokój. Czasem dopłaty wymaga Internet i zawsze dopłacić trzeba za hotelowy parking.

Ceny w sklepach podobne jak u nas, nieco drożej jest natomiast w restauracjach. Należy przyjąć, że za zjedzenie sensownej kolacji trzeba wyłożyć od 10 do 20 euro za osobę.

Ważny koszt to także autostrady. Jeśli chcecie przemieścić się szybko i bezproblemowo z jednej części kraju do innej, autovia jest najlepszym wyborem. Równoległe do nich drogi krajowe często prowadzą przez tereny zabudowane, sporo na nich fotoradarów oraz zdarzają się kontrole policyjne. Średnio koszt autostrad można oszacować na 10 euro za 100 km. Sporo, ale są one dobrze utrzymane i poza obwodnicami dużych miast jest na nich mały ruch.

Na miejsce trzeba jakoś dotrzeć. Z Polski do Hiszpanii lata kilku operatorów, w tym także tzw. tanie linie. Z Warszawy lub Poznania dostać się można do Katalonii (+plus powrót) za nawet mniej niż 400 zł, przy czym lot trzeba zaplanować z odpowiednim wyprzedzeniem. Tradycyjni operatorzy typu Iberia lub Lot są rzecz jasna odpowiednio drożsi.

Transport motocykla warto zlecić zaufanej firmie, a cena frachtu będzie mocno zależna od sposobu zapakowania motocykla (paleta), ilości maszyn i rzecz jasna dystansu do pokonania. My skorzystaliśmy z pomocy przyjaciół, zatem nie jesteśmy dobrym punktem odniesienia. Przyjąć jednak należy, że transport maszyny to główna część kosztów wyjazdu.

Jeśli coś pójdzie nie tak, jak zaplanowaliście, zajmą się wami miejscowi lekarze. Nikt nie zostawi tutaj człowieka na środku drogi. Ubezpieczenie warto jednak mieć, szczególnie, że wykupienie takiego, które obejmuje wszystko, łącznie z kosztami transportu ciała do Polski, to wydatek nie większy niż 100 zł, a ile oszczędzacie problemów rodzinie?

Na co zwracać uwagę

Hiszpania, pomimo że przeżywa w chwili obecnej recesję z bezrobociem powyżej 20%, jest krajem w ciągłej przebudowie. Warto zatem zadbać o najnowsze aktualizacje map GPS. Poza samymi drogami będzie to miało szczególne znaczenie, gdy zapuścicie się w słabo zaludnione rejony i nagle okaże się, że potrzebujecie jak najszybciej stacji benzynowej, noclegu, albo pomocy lekarza lub mechanika.

Hiszpania to cywilizowany kraj, gdzie liczyć można na życzliwość i zawsze wyciągniętą pomocną dłoń, ale w wielu wypadkach pomóc może tylko żywa gotówka. Wyraźnie pokazał to przypadek naszego, praktycznie nowego GSX-Ra, który popsuł się  w najmniej oczekiwanym momencie.

Spotkania z Policją nie są częste… ale gdy już do nich dochodzi, nie są przyjemne. Dla przykładu powiem tylko, że hiszpański taryfikator za rozmowę przez telefon komórkowy w czasie jazdy autem przewiduje mandat w wysokości 200 euro. Ze strachu nie dopytywaliśmy jakie są kary za np. dwukrotne przekroczenie dozwolonej prędkości. Zresztą, to właśnie dlatego lokalesi dziwili się widząc nasze ofensywne tempo… Należy też wiedzieć, że Policji, radarów, kontroli należy spodziewać się przede wszystkim w miastach i rejonach zabudowanych, tam gdzie natężenie ruchu jest bardzo duże. Z dala od ludzi, na górskich drogach, Policji nie ma.

W Hiszpanii nie mówi się po angielsku, za wyjątkiem personelu w hotelach i czasem w lepszych knajpach. Planując drogę lepiej zatem tak się przygotować, aby nie być zdanym na dopytywanie lokalesów, bo … będzie zabawnie;)

NAS Analytics TAG


NAS Analytics TAG
Zdjêcia
Zima na motocyklu w Hiszpanii pomarancze
NAS Analytics TAG
Motocyklem w Hiszpanii
Motocyklem w Hiszpanii przy urwisku
Na trasie Zima na motocyklu w Hiszpanii
Pocztowka z ferii Zima na motocyklu w Hiszpanii
Zima na motocyklu w Hiszpanii myslenie
Zima na motocyklu w Hiszpanii na luzie
Zima na motocyklu w Hiszpanii na trasie
FC Barca motocykle sa fajniejsze
Zima na motocyklu w Hiszpanii przyjaciele
Zima na motocyklu w Hiszpanii rejony Alicante
Zima na motocyklu w Hiszpanii Suzuki
Zima na motocyklu w Hiszpanii Triump Tiger
Agrafki okolice Alicante Zima na motocyklu w Hiszpanii
Costa Brava Zima na motocyklu w Hiszpanii
Gory Zima na motocyklu w Hiszpanii
jak na cartingu Zima na motocyklu w Hiszpanii
Logo FCBarcelona na kasku Lorenzo
Lorenzo to tez fan Barcy
Motocyklem w Hiszpanii Barcelona pelna motocykli
Motocyklem w Hiszpanii Calafat
Komentarze 14
Poka¿ wszystkie komentarze
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze s± prywatnymi opiniami u¿ytkowników portalu. ¦cigacz.pl nie ponosi odpowiedzialno¶ci za tre¶æ opinii. Je¿eli którykolwiek z komentarzy ³amie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usuniêty. Uwagi przesy³ane przez ten formularz s± moderowane. Komentarze po dodaniu s± widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadaj±cym tematowi komentowanego artyku³u. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu ¦cigacz.pl lub Regulaminu Forum ¦cigacz.pl komentarz zostanie usuniêty.

motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualno¶ci

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep ¦cigacz

    motul belka podroze 950
    NAS Analytics TAG
    na górê