tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Henryk Wróblewski - dziękuję, do widzenia, było fajnie
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
Advertisement
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG

Henryk Wróblewski - dziękuję, do widzenia, było fajnie

Autor: Łukasz Świderek 2010.03.29, 11:45 18 Drukuj

Trzeba sobie kiedyś powiedzieć dziękuję, do widzenia, było fajnie. Teraz moim wyzwaniem jest przygotowanie motocykla doskonałego

Henryk Wróblewski. Zna go pewnie każdy, kto choć raz posmakował paddocku WMMP. Specjalnie dla czytelników Ścigacz.pl wspomina stare czasy i przedstawia, czym zajmuje się teraz.

Ścigacz.pl: Jak trafiłeś do wyścigów motocyklowych? Kiedy to w ogóle było?

Henryk Wróblewski: Oj... Pierwszy raz to chyba w 1977-1978 roku. Najpierw był motocross, brat się tam ścigał i ja poszedłem za jego przykładem. Gdy zobaczyłem pierwszą wyścigówkę, nawet nie pamiętam u kogo, to właśnie ta dyscyplina mi się spodobała i taki motocykl zacząłem sobie budować. Oczywiście wtedy dostępne były tylko sprzęty z naszych krajów socjalistycznych, czyli klasa WSK 125, 175, no i taka już wyczynówka - 250 ccm. Ja zaczynałem od 125 ccm.

Ścigacz.pl: Czym różnił się tamten sport, od tego, który mamy dziś?

Henryk Wróblewski: To są lata przepaści... Wtedy trzeba było sobie najpierw motocykl zrobić i dopiero mogłeś startować. Teraz maszynę kupuje się w sklepie i się jeździ, więc różnica podstawowa jest taka, że wystarczy być dobrym zawodnikiem, a motocykl się znajdzie. Wtedy zanim zostałeś dobrym kierowcą, musiałeś być dobrym mechanikiem. Gdy to się połączyło, otrzymywało się wyniki. Nawet Ryszard Mańkiewicz wspominał, że trzeba było sobie zrobić motocykl i dopiero walczyć z najlepszymi. Dzisiejszy zawodnik może sobie przygotować maszynę, ale nie zbudować, a na samych zawodach potrzebuje obsługi.

Ścigacz.pl: Jeździłeś na zawody międzynarodowe, jak to wtedy wyglądało?

Henryk Wróblewski: Międzynarodowe? Międzynarodowe to były „KDL-e"! To były tylko motocykle z naszego rejonu, zawody nie stały na takim poziomie, jak te na Zachodzie. Później klasa 125 ccm, tzw. „metalexy" na bazie silnika czeskiego z CZety i motocrossowego podwozia a'la MDA. Czesi skopiowali pomysł z włoskiej firmy, która wtedy wygrywała. Dopiero na tym wynalazku można było już się „powolutku" ścigać.

Ścigacz.pl: Nie bałeś się jeździć po trasach ulicznych? Latarnie, krawężniki. Pewnie podnosiły poziom adrenaliny?

Henryk Wróblewski: Tak, ale wtedy o tym się nie myślało, bo przecież wszystkie wyścigi tak wyglądały. W całej Europie było kilka prawdziwych torów, a reszta po ulicach, więc wsiadało się i trzeba było się ścigać. Są krawężniki, latarnie, drzewa? Są! Walczyć trzeba, luksusem było, jak te latarnie były chociaż słomą zabezpieczone. Dziś to nie do pomyślenia, żeby drzewo stało przy torze, ale wtedy było to normalnym zjawiskiem. Teraz pewnie nikt by nie wystartował w wyścigu, bo widziałby tylko drzewa i krawężniki.

Ścigacz.pl: Czyli otwarcie Toru Poznań, trzydzieści lat temu było mega rewolucją?

Henryk Wróblewski: Wtedy, to dopiero było! Otwarcie toru, pierwszy wyjazd, równiutko, jest gdzie poszaleć, a jeśli się przesadziło... To było coś wielkiego! Oprócz naszego Poznania, nie było takich obiektów w okolicy za dużo. Później powstał Most, Brno, czy Budapeszt. Teraz wszystkie większe miasta mają tory, tylko nie w Polsce, u nas cięgle tylko Poznań. Kielce już się nie nadają, a każda wywrotka na tamtym obiekcie może skończyć się nieciekawie.

Ścigacz.pl: Rok temu Janusz Oskaldowicz oraz Tomek Kędzior opowiadali, że tamte czasy były dość partyzanckie. Też to tak wspominasz?

Henryk Wróblewski: Wszystkie lata wtedy były partyzanckie. Było tak, że dzisiaj się pakuję, a jutro jadę na wyścig, a teraz od października już myśli się o nowym sezonie. Przygotowanie sprzętu trwa dobre pół roku, a wtedy padało hasło „jedziemy na wyścigi"! Wrzucało się sprzęta na przyczepkę i w drogę. Raz miałem taki przypadek, że wsadziłem motocykl do pociągu i pojechałem do Warszawy na zawody, bo auta akurat nie miałem. Wyobrażasz sobie dziś powiedzieć komuś, żeby na wyścigi jechał pociągiem z motocyklem? Chyba padłby ze śmiechu. Takie były czasy, nastawienie, że „trzeba się ścigać", a w jaki sposób i w jakim stanie sprzętowym na zawody dotarłeś, to była już drugorzędna sprawa.

Ścigacz.pl: Jaki swój start wspominasz najlepiej, bo że najgorzej Modlin 1999 już wiemy z twojej wypowiedzi na temat tegorocznej pierwszej rundy.

Henryk Wróblewski: Pierwszy start pamiętam bardzo dobrze, bo byłem trzeci. Drugi też bardzo dobrze pamiętam, bo się wywaliłem, zresztą było to w Poznaniu. A taki wyścig, który najlepiej wspominam, to w Kielcach, kiedy jeździły już Hondy 125, a ja miałem swój wynalazek. Własnoręcznie zrobiony silnik, podwozie czeskie. Wtedy przyjechałem trzeci. Bez większego problemu przegoniłem gości na japońskich cudach, a gdyby wyścig potrwał jeszcze z dwa, trzy okrążenia, może byłbym drugi, tuż za Hulesem (sławny zawodnik czeski, który startował później w Mistrzostwach Świata i Europy, wygrywał tam z Valentino Rossim, tragicznie zmarł kilka lat temu - przyp. Ścigacz.pl). Był to wyścig międzynarodowy i startowało ponad trzydzieści motocykli, a ja swoim wynalazkiem, można powiedzieć przedpotopowym, stanąłem na podium.

Ścigacz.pl: Poznaliśmy się podczas Twojego startu w Mistrzostwach Europy w Brnie, konkurowałeś wtedy z nikomu nieznanym Valentino Rossim.

Henryk Wróblewski: To było moje prawie zakończenie kariery na dwusuwie, Mistrzostwa Europy startowały razem z Mistrzostwami Świata, a Rossi na liście startowej był tuż za mną. Ja miałem numer 3, a on 4. Tylko, że do wyścigu on startował z pierwszej, a ja ostatniej linii (Rossi przegrał wtedy z wcześniej wspomnianym Jaroslavem Hulesem, a sezon zakończył na trzecim miejscu w generalce, bez zwycięstwa - przyp. Ścigacz.pl). Mimo, że jechałem w ME to na Grand Prix wisiała polska flaga. Te zawody też wspominam dosyć fajnie, mimo tego, że przewód spadł z fajki i do mety nie dojechałem.

Ścigacz.pl: To było pożegnanie z „setką" dwusuwem, później już były tylko czterosuwy. Czym wolałeś jeździć?

Henryk Wróblewski: Dwusuwy były według mnie lepsze. Motocykl był lekki i mało kosztowny w naprawie, bo podczas wypadku pękała tam zwykle tylko szybka lub podnóżki. Siedziało się nisko i uważam, że lepiej się tym jechało, niż „sześćsetką".

Ścigacz.pl: Zmuszałeś swojego syna do startów w wyścigach, czy to był jego dobrowolny wybór?

Henryk Wróblewski: Kuba zawsze ze mną jeździł na wyścigi od małego i to zawsze mu się podobało, chciał się ścigać. Na początku próbował skuterkami, co mu dobrze szło, później Supermoto i teraz Mistrzostwa Polski Superstock 600. Myślę, że po wynikach z ubiegłego roku, teraz uda mu się „rozmienić" 1:38 w Poznaniu. Od początku to jest jego wybór. Chciał, to mu pomagam, jak by było inaczej to bez sensu, gdy ojciec zmusza syna. Niestety problemem jak zawsze jest kasa i brak sponsorów, bo można by robić więcej.

Ścigacz.pl: Nadal związany jesteś z wyścigami, czym się teraz zajmujesz?

Henryk Wróblewski: Tak, po zakończeniu kariery zajmuję się przygotowaniem motocykli, prowadzę serwis i pomagam tym, którzy chcą. Dziś nawet był Janek Oskaldowicz ze swoją „Beemką" na hamowni, sprawdzić ile tych legendarnych kucyków tam ma.

Ścigacz.pl: No to ile ma?

Henryk Wróblewski: No dwieście ma na kole.

Ścigacz.pl: Chciałbyś pojeździć takim motocyklem?

Henryk Wróblewski: Na wyścigach? Nie, nie ciągnie mnie już. Teraz moim wyzwaniem jest przygotowanie motocykla doskonałego, mocny, który będzie się wspaniale prowadził. Ale, żeby do samej walki się palić, to nie, kiedyś trzeba powiedzieć sobie STOP, przychodzą młodsi, napaleni na wyścigi. Trzeba powiedzieć dziękuję, do widzenia, było fajnie.

Advertisement
NAS Analytics TAG

NAS Analytics TAG
Zdjęcia

Partner działu:

zostan partnerem

Wsparcie działu:

Grandys duo
yam paw
logo rutmar
Komentarze 7
Pokaż wszystkie komentarze
Autor:Kuba 29/03/2010 13:21

No dwieście ma :D:D heh

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Ścigacz.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z komentarzy łamie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usunięty. Uwagi przesyłane przez ten formularz są moderowane. Komentarze po dodaniu są widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadającym tematowi komentowanego artykułu. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu Ścigacz.pl lub Regulaminu Forum Ścigacz.pl komentarz zostanie usunięty.

NAS Analytics TAG
Zobacz również

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualności

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep Ścigacz

    NAS Analytics TAG
    na górę