Wolno¶æ czy wandalizm? Dzikie jazdy oznaczaj± zdewastowane lasy
Leśne dukty i dzikie ostępy coraz częściej stają się areną dla miłośników adrenaliny. Niestety niektórzy właściciele quadów, motocykli enduro i crossów traktują naturę jak osobisty tor przeszkód.
Tyle że to nie Dakar, a cenne przyrodniczo tereny, których zniszczenia nie da się naprawić w weekend. W Nadleśnictwie Ośno Lubuskie doszło ostatnio do poważnej dewastacji. Potężne opony quadów rozjechały leśną ściółkę, wyryły głębokie kolejny i zniszczyło to, co natura budowała od dekad.
Leśnicy mówią wprost, że to barbarzyństwo. I niestety mają rację. Tamtejszy las, otaczający Jezioro Radachowskie, to nie tylko spacerowy szlak, ale teren objęty ochroną jako ekosystem referencyjny. To wyjątkowy obszar niemal nietknięty przez człowieka, dom dla rzadkich roślin, ptaków i owadów, a przy okazji naturalna gąbka zatrzymująca wodę w coraz bardziej wysuszonym klimacie. Po jednej nielegalnej wyprawie zostają koleiny, zniszczone runo leśne i cisza przerywana hukiem silników, a raczej jej brak.
Ten konkretny przypadek to tylko wierzchołek góry lodowej. Z podobnymi incydentami zmagają się leśnicy w całym kraju. W lutym media alarmowały o zdemolowanym rezerwacie w Puszczy Knyszyńskiej, gdzie crossowcy rozjechali szlak migracyjny łosi. Kilka tygodni później jacyś ludzie na quadach nielegalnie przemierzyli Bory Tucholskie, rozjeżdżając młode drzewostany i płosząc gniazdujące żurawie. Wciąż zbyt wiele osób traktuje lasy jako prywatne terytorium do "terenowych przygód", ignorując znaki, przepisy i zdrowy rozsądek.
Leśnicy i przyrodnicy nieustannie przypominają, że las to nie tor wyścigowy. To miejsce życia dzikich zwierząt, przestrzeń odpoczynku dla spacerowiczów, biegaczy, rodzin z dziećmi. Gdy przez środek takiej enklawy przejedzie kilkanaście maszyn, zostaje zniszczone coś, co natura odtwarza przez lata - jeśli w ogóle zdoła.
Ale trzeba też jasno powiedzieć, że winni są nie tylko kierowcy. Winny jest również brak infrastruktury dla pasjonatów. W Polsce brakuje legalnych, naturalnych tras do jazdy w terenie. Zamiast organizować wyznaczone strefy, zostawia się entuzjastów off-roadu samym sobie, a wtedy część z nich wybiera najłatwiejsze rozwiązanie, czyli nielegalny wjazd do lasu.
Motocykliści enduro i quadowcy często mówią o wolności. O pasji, która daje im poczucie życia. Ale ta wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się dewastacja przyrody. Tam, gdzie koleiny po oponach niszczą mrowiska, płoszą ptaki i zmieniają koryto leśnego strumyka. Las to nie miejsce na zabawę z gazem odkręconym do oporu.
Przyszedł czas, by przestać udawać, że problem nie istnieje. Potrzebne są zmiany w prawie, ale również idące w stronę unormowania sytuacji i wyznaczenia miejsc, w których pojazdy mogłyby się pojawiać, na przykład czasowo. Na razie takiej inicjatywy nie widać.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze