S±d wyda³ wyrok w sprawie wypadku Marcina "Borkosia" Borkowskiego. Ratownik miesi±c by³ w ¶pi±czce
Marcin Borkowski, po godzinach regularnej, codziennej pracy, ratował ofiary wypadków. Wsiadał na Piaggio MP3 i jako ratownik medyczny ruszał na każde wezwanie o pomoc. Ale 13 października 2021 roku doszło do wypadku i Borkoś trafił do szpitala w bardzo poważnym stanie.
Miesiąc był w śpiączce. Pełnej sprawności nie odzyskał do dziś. Teraz sąd wydał wyrok w sprawie wypadku, do którego doszło feralnego dnia dwa lata temu.
Warto przypomnieć, że ratownik został przewieziony na oddział intensywnej terapii po kolizji swojego motoambulansu z samochodem na jednej z warszawskich ulic. Borkoś jechał na sygnale, a do zderzenia doszło, gdy kierująca samochodem osobowym kobieta włączała się do ruchu.
W szpitalu okazało się, że obrażenia ratownika są rozległe. Po operacji został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Ten niepewny stan trwał blisko miesiąc. Borkoś przeszedł kilka operacji, potem czekały go miesiące uciążliwej rehabilitacji, która zresztą trwa do dziś.
Kiedy ratownik stanął wreszcie na nogi, natychmiast zapowiedział, że wróci pomagać innym. Ponieważ jedne z ramion Borkosia nie jest w pełni sprawne, nie mógł wrócić jako motoratownik. Z tego powodu przesiadł się na samochód.
Nissan X Trail z automatyczną skrzynią biegów został przystosowany do wymagań pojazdu uprzywilejowanego, a Borkoś może znowu pełnić służbę na ulicach Warszawy. Jako ratownik medyczny ponownie rozpoczął służbę w czerwcu 2022 roku. Z typową dla siebie swadą skomentował oczywiście ten fakt. Teraz jest mu podobno nawet lepiej, bo może... zabrać więcej sprzętu ratowniczego.
Tymczasem w warszawskim sądzie powoli toczyła się sprawa wypadku drogowego. Finalnie sąd uznał, że całą winę za spowodowanie wypadku ponosi kobieta kierująca osobowym Oplem.
"Włączając się do ruchu z miejsca postoju pojazdów znajdującego się przy jezdni ul. Radzymińskiej z zamiarem jazdy w lewo na ul. Radzymińską, nie zachowała należytej ostrożności i nie ustąpiła pierwszeństwa przejazdu pojazdowi uprzywilejowanemu, przez to doprowadziła do zderzenia z jadącym na wprost motocyklem (…) kierowanym przez Marcina Borkowskiego, który uczestniczył w akcji związanej z ratowaniem życia" - podsumował sąd.
Prędkość motoambulansu wynosiła ok. 57 km/h, zatem nie można mówić o winie ratownika. Sędzia Marcin Krakowiak skazał kierującą samochodem osobowym kobietę na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Sprawczyni zdarzenia musi też zapłacić na rzecz ratownika 40 tys. zł, oraz ponieść koszty sądowe w wysokości 5200 zł.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze