Rorr EZ Sigma to cena jak za rower i możliwości motocykla
Indie znowu udowadniają, że w kwestii małych, sprytnych elektryków nikt im nie podskoczy. Tym razem to zasługa firmy Oben Electric z Bengaluru, która właśnie wypuściła na rynek swoją nową zabawkę - Rorr EZ Sigma.
Na rodzimym rynku ten sprzęt jest w cenie 127 tysięcy rupii, czyli około 5,5 tys. złotych. Brzmi tanio? To nawet nie oddaje skali, bo za te pieniądze dostajemy maszynę z pięciocalowym kolorowym wyświetlaczem TFT, w którym na stałe wbudowano nawigację, dane z podróży, sterowanie muzyką i powiadomienia z telefonu. Jest nawet tryb wsteczny, żeby łatwiej wyjechać z ciasnego miejsca parkingowego. Producent dorzucił też wygodniejsze siedzisko i nowe, ostrzejsze malowanie, w tym soczystą wersję Electric Red.
Pod względem techniki można wybierać między dwoma pakietami akumulatorów LFP: 3,4 kWh lub 4,4 kWh. Tego typu baterie są odporniejsze na wysokie temperatury i mają dłuższą żywotność niż klasyczne ogniwa litowo-jonowe. Zasięg większego pakietu to nawet 175 kilometrów, a szybka ładowarka dobija do 80 proc. w zaledwie półtorej godziny. Prędkość maksymalna wynosi 96 km/h, czyli w sam raz do miasta (porównywalnie z Hondą Grom), a sprint do 40 km/h zajmuje 3,3 sekundy. Do tego trzy tryby jazdy: Eco, City i Havoc, które można dopasować do nastroju lub warunków na drodze. I tak, Havoc wcale nie jest tak szalony, jak sugeruje nazwa.
Rezerwacja nowego modelu kosztuje równowartość 130 złotych, a po zakończeniu promocji ceny wzrosną do około 6,4 tys. zł (po przeliczeniu z rupii) za wersję 3,4 kWh i 6,8 tys. zł za 4,4 kWh. To wciąż śmiesznie mało, patrząc na to, co dostajemy w pakiecie.
Nie da się ukryć, że rynek elektrycznych pojazdów rośnie, a dzięki dynamice rozwoju, szczególnie w zakresie żywotności i trwałości akumulatorów, staje się coraz bardziej atrakcyjny dla odbiorców. Te jednoślady nie wyglądają już też jak jeszcze kilka lat temu. Mam na myśli te pudełkowe kształty i pseudofuturystyczny wygląd. Producenci elektrycznych jednośladów już jakiś czas temu doszli do słusznego wniosku, że kształt motocykla był cyzelowany przez całe dziesięciolecia i zamiast ponownie "wymyślać koło", trzeba korzystać z tych wzorców. Pytanie tylko, czyli wzięlibyście model Rorr EZ Sigma na weekendowe przejażdżki i zamienilibyście swój codzienny dojazd na elektryczny środek transportu? Bez żalu za spalinowcem?


Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze