tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Kawasaki ER-5 - wakacje na Bałkanach we dwoje
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 950
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Kawasaki ER-5 - wakacje na Bałkanach we dwoje

Autor: Michał „Niesiob” Niesiobędzki 2010.11.18, 15:16 3 Drukuj

„Tegoroczne wakacje z pewnością możemy zaliczyć do udanych. Przejechaliśmy ponad 6800 km, przekroczyliśmy granice 14 państw i kąpaliśmy się w 3 morzach.” - zapraszamy do przeczytania drugiej części relacji z wakacji na Bałkanach

Zapraszamy do drugiej części relacji Michała i Kasi z wakacji na Kawasaki ER-5. Na tym pozornie niezbyt turystycznym sprzęcie wybrali się oni na wycieczkę po Bałkanach.

NAS Analytics TAG

Dzień 10

Droga z Istambułu do Grecji bardzo się dłużyła. Było potwornie gorąco, podmuchy gorącego wiatru rzucały nami po całym pasie. Droga ciągnęła się po horyzont i wcale nie chciała się skończyć. W końcu Grecja. Granica, odetchnięcie z ulgą. Nie wiem czemu, ale łudziłem się, że będzie chłodniej. Naprawdę dosyć już miałem tego upału. Ciągle martwiłem się, czy motocykl wytrzyma, czy nie pękną opony.. Ludzie w sklepie na granicy mili. Temperatura bez zmian. Autostrada piękna, szeroka, równa… Zatrzymaliśmy się na przedmieściach miasta Aleksandropolis. Kwatera prywatna za 35 euro za noc. Klima, prysznic, coś wspaniałego. Szybko do sklepu. Sześciokilogramowy arbuz zniknął pochłonięty w większości przeze mnie. Popiłem piwem i poszedłem spać. Okazało się, że przez te upały bardzo się odwodniliśmy. Podkrążone oczy i brak (za przeproszeniem) odpowiedniej ilości oddanego moczu oznaczały, że trzeba się za siebie wziąć. W Aleksandropolis spędziliśmy dwie noce. Cały kolejny dzień odpoczywaliśmy na plaży i w klimatyzowanym pokoju. Plaża przyjemna, bo żwirowa. Woda czysta, nie tak ciepła jak w Bułgarii, ale przyjemna. Wracając do pokoju znaleźliśmy dzikiego żółwia. Biedak zaliczył sesję fotograficzną, pewnie prawie dostał zawału serca. Puściliśmy go w trawę. Wieczorem pakowanie i następnego dnia w drogę...

Dzień 11

Pobudka o 6:00, ale wyruszyć udało się dopiero koło 8:00. Po przejechaniu przez półwysep dojechaliśmy na zachodnie wybrzeże pod Saloniki, a dalej do Floreny. Tam długi odpoczynek i obiad w tawernie prowadzonej przez motocyklistę. Obiad pyszny, a na deser dostaliśmy lody w prezencie „od firmy”. Szef – właściciel Fazera, pokiwał z uznaniem głową i życzył powodzenia.

Nadszedł czas opuszczenia Grecji, obraliśmy kierunek na Fyrom - Macedonię. Jechało się bardzo przyjemnie, Macedonia bardzo przyjemne miejsce, czasem biednie, czasem bogato, jak u nas… Miły przejazd przez góry był przerwany odcinkami kocich łbów. Na górskich serpentynach nie było to zbyt komfortowe. Dojechaliśmy do Ohridu. Już blisko centrum na światłach złapał nas pan proponujący wynajęcie pokoju. Początkowo cena wynosiła 20 euro za pokój. Stanęło na 12. Szybko rozpakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i poszliśmy nad jezioro. Dużo turystów, chyba najwięcej Rosjan. Portowa część miasteczka jest bardzo przyjemna - deptaki, knajpy, sklepiki. Zwykłe turystyczne miasto, ale nie odstraszające zgiełkiem i hałasem. Spacer, zdjęcia, piwko i spać. Jutro czekała na nas „dzicz”. Przynajmniej tak nam się wydawało.

Dzień 12

Następny cel Albania i Tirana. Albania przywitała nas niesamowitymi górami, biedą i śmieciami. Pierwsze, co zobaczyłem to młodego chłopaka wywożącego taczką śmieci i wysypującego je do rowu melioracyjnego dzielącego dom od ulicy. Oprócz tego… duże bunkry, małe bunkry, średnie bunkry, bunkry kolorowe, bunkry zawalone… Główna droga przez Albanię jest w świetnym stanie. Dużo lepsza niż np. polska „siódemka”. Serpentyny wiją się kilometrami. Po drodze wszędzie porozkładani sprzedawcy – oferowali owoce i warzywa. Najczęściej widywanym znakiem-reklamą było „lawazah”. Okazało się, że słowo to oznacza najprawdopodobniej myjnię. Chyba w co drugim domu znajdował się człowiek z żyłką biznesmena – wystarczyło, że miał kompresor z myjką ciśnieniową, pompę żeby pociągnąć wodę z pobliskiej rzeki i biznes gotowy. Albańczycy chyba kochają myć samochody, bo takich myjni było naprawdę dużo. Albania jest pięknym krajem – jest sporo nowych, zadbanych barów, hoteli, knajp, ale rozwój turystyki jest mocno utrudniony przez mentalność Albańczyków. Niestety śmieci są wszędzie i chyba jest to dla nich normalne. Jadąc przez ten kraj, gdzieś za Elbasan wjeżdża się serpentynami na potężne góry, a potem zaczyna się niesamowita jazda szczytami. Miejscami okazuje się że tuż za niewielkim poboczem jest przepaść, zarówno z lewej, jak i z prawej strony drogi. Ten fragment trasy był dla mnie wybitnie stresujący – ostre zakręty bez bocznych barierek, a gdzie kończył się asfalt zaczynała się skarpa. Upał dawał się we znaki – obydwoje byliśmy bardzo zmęczeni. Na wjeździe do Tirany zatrzymaliśmy się w przydrożnym barze. Niestety była przerwa w dostawie prądu, więc klima nie działała. Dostaliśmy kartę dań. Młody kelner grzecznie spytał co podać. Na co my uśmiechnęliśmy się i powiedzieliśmy, że nie mamy pojęcia co tam jest napisane. Chłopak łamaną angielszczyzną wskazał 2 dania – jedno dla Pani, a drugie dla Pana i powiedział, że to „meat from cow”. Przy daniach wskazanych przez kelnera były napisane wagi posiłku – 300g i 500g. Pomyśleliśmy – ok. 200g frytek, kawałek mięsa i surówka – będzie dobrze. Po chwili oczekiwania kelner przyniósł przystawki – talerz grzanek zrobionych jakby z bułki paryskiej i smaczny biały ser z przyprawami i ogromnymi oliwkami, potem ogromną miskę sałatki z serem przypominającym ser feta, potem talerz frytek, a na koniec 2 talerze mięsa. Sporej wielkości stół był całkowicie zastawiony. Okazało się, że wagi zaznaczone w karcie tyczyły się nie całych posiłków, a jedynie mięsa! Zatem dostaliśmy, żona- 3, a ja 5 steków! Jedzenie było pyszne. Oczywiście nie byliśmy w stanie zjeść wszystkiego, choć mi nie wiele zabrakło do wyczyszczenia talerza. Rachunek – w przeliczeniu na naszą walutę - ok. 60 zł. Rewelacja! Na koniec jeszcze miła, ale krótka rozmowa z kelnerem, powiedział, że interesuje się motocyklami i marzy o własnym sprzęcie. Cóż, trzeba było jechać dalej. Motocykl w pełnym słońcu przyjemnie się nagrzał. Kelner przez okna patrzył, jak ruszamy. Machnięcie ręką i znikamy.

Tirana – z jednej strony nowoczesne szklane biurowce, a naprzeciwko stare rozsypujące się rudery. Bardzo dużo żebrzących dzieci. I mnóstwo wiszących kabli. Po Tiranie pokręciliśmy się trochę. Jednak było za wcześnie, żeby zostać tam na noc, szkoda czasu. Lecimy dalej – na Czarnogórę. Albania pożegnała nas sporą kolejką przed granicą z Montenegro. Z pewną nieśmiałością minąłem wszystkich kierowców i dyskretnie ustawiłem się jako trzeci w kolejce przed celnikami.

Albania, owszem biedny kraj, ale widać, że wkracza w fazę przemian. Jeśli tylko spróbują posprzątać góry śmieci, jestem pewien, że turyści zaczną zostawiać tam pieniądze.

Wjeżdżamy do Czarnogóry. Zbliża się wybrzeże. Krajobraz piękny. Czuję się jak w Chorwacji. Chcieliśmy zostać kilka nocy w miejscowości Bar, ale nie udało się nam znaleźć taniego noclegu. Bardzo miły strażnik na parkingu w porcie pomógł nam znaleźć coś w Sutomore, zadzwonił, jak się później okazało do swojego teścia i umówił nas na spotkanie pod sklepem. Pokój był dość ascetyczny – mała łazienka z cieknącym kranem, w pokoju wielka szafa i 2 łóżka. Cóż, w miarę tanio, więc zostaniemy. Należy nam się odpoczynek. Okazało się, że właściciel to przemiły człowiek, który lubi Polaków, bo kilka razy był w Polsce w latach 70-tych i 80-tych. Pamiętał jeszcze kilka zdań po polsku. Mimo niezbyt komfortowych pokoi zostaliśmy w Sutomore 4 dni. Przez ten czas w końcu udało się poplażować i zwiedzić między innymi Bar i ruiny starego Baru, monastyr Ostrog, wybraliśmy się na całodniowy rejs statkiem do Petrovać i Budwy. Dni lenistwa szybko minęły i trzeba było się zbierać. W planach mieliśmy jeszcze przynajmniej 2 noclegi gdzieś w Chorwacji i powrót do domu. Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o Kotor, objechaliśmy ogromną i piękną zatokę kotorską. Zdecydowaliśmy, że w Chorwacji zatrzymamy się na naszym ulubionym campingu na półwyspie Plejesac. Nie ma to jak odwiedzić stare, dobrze znane miejsca.

Kolejne 2 dni to ostatni odpoczynek na przepięknej plaży w zatoce Divna. Niestety zbliżał się czas powrotu. W piątek rano spakowaliśmy się i spokojnie ruszyliśmy w kierunku autostrady. Planowaliśmy, że powrót zajmie nam 3 dni – czyli spokojnie, bezstresowo. Mijały kilometry, autostradą lecieliśmy cały czas przepisowo - 130km/h. Koło południa termometry pokazywały 34 stopnie. Późnym popołudniem dotarliśmy do Słowenii. Przywitała nas ciężkimi chmurami, zimnym wiatrem i deszczem. Szybkie wpięcie membran i dalej. Austria. Zaczęło mocno padać. W końcu zaczęło lać. Na stacji benzynowej spytałem o jakiś motel. Bardzo uprzejmy pracownik pokierował nas do Wildon, do pensjonatu z przystępnymi cenami. Okazało się, że ceny może i przystępne, ale nie dla przeciętnego Polaka. Jednak zbliżająca się burza i błyskawice tak mocne, że jadąc można było wyłączyć światła, sprawiły, że skorzystaliśmy z noclegu. Rano ciuchy wyschły i po śniadaniu spokojnie ruszyliśmy w kierunku Polski. Kolejne kilometry upływały spokojnie. No i w końcu wróciliśmy. Czeski Cieszyn, granica, polski Cieszyn. Obiad. W końcu zjadłem zwyczajnego schabowego, o którym marzyłem od tygodnia. Okazało się, że jest jeszcze wcześnie, więc ruszyliśmy dalej. Częstochowa. Zrobiło się ciemno, ale nadal dość wcześnie. Zapadłą decyzja – noc spędzamy już we własnym łóżku – jedziemy dalej. Następne godziny były najcięższymi w mojej dotychczasowej karierze motocyklowej. Jazda po dziurawych drogach, wiatr, mżawka i błoto lecące spod kół samochodów i potworne zimno. Termometry pokazywały około 8 stopni. Przyzwyczajeni do upałów, nie dawaliśmy sobie rady z polską pogodą. Ubraliśmy się we wszystko, co zmieściło się pod kurtki i niestety, co pół godziny musieliśmy ogrzewać się na stacjach benzynowych. Było naprawdę ciężko. Ale przecież nie będziemy szukać noclegu będąc pod Piotrkowem – tak blisko Warszawy. Dłonie sztywne od zimna i deszczu już nie prowadziły precyzyjnie motocykla, nogi i kolana odmawiały posłuszeństwa i na światłach ledwo utrzymywałem motocykl w pionie. Nadarzyn, Janki, w końcu Warszawa. W mieście zrobiło się nieco cieplej, ale i tak ledwo prowadziłem motocykl. Pisząc te słowa już nie pamiętam, którym mostem wracaliśmy na Tarchomin. Chyba to były już granice mojej wytrzymałości. W końcu nasze osiedle. Szybkie odpięcie tankbaga z dokumentami i do środka. Dotarliśmy do domu około 1:00 w nocy. Po prawie 1000 km i 15 godzinach na motocyklu rzuciliśmy się na swoje łóżko.

Wrażenia po podróży – było niesamowicie! Zobaczyliśmy tyle nowych miejsc, wspaniałych krajobrazów, miłych ludzi, dziwnych ludzi… Takich wakacji nigdy nie miałem. 22 dni, tysiące myśli, obaw, niepewności, nadziei… Czy było warto się męczyć? Oczywiście!

Straty – właściwie żadne. Motocykl poradził sobie bez problemów. Należała mu się tylko wymiana oleju. My cali i zdrowi wróciliśmy do domu. Serdecznie dziękuję firmie Modeka za zapewnienie porządnych ciuchów motocyklowych, oraz firmie Motobagaż.pl za udostępnienie szyby i tankbaga.

NAS Analytics TAG


NAS Analytics TAG
Zdjęcia
albania-w drodze do czarnogoryalbania3
NAS Analytics TAG
52 grecja-plaza w aleksandropolisalbania2
54 grecja-droga w kier macedonii55 grecja pod granica Macedonii
albania-gorychorwacja wybrzeze
albania50 kocie powitanie w Grecji
51 grecki zwierzalbania4
albania - cpnalbania tuz za przejsciem granicznym
Bar-zachod sloncachorwacja-camping
chorwacja-camping zatokachorwacja-dubrovnik
czarnogoa-zat.kotorskaczarnogora-Budwa
czarnogora-droga do Ostrogczarnogora-kotor
czarnogora-nocleg w Sutomoreczarnogora nad woda
czarnogora-Stary Bar goryczarnogora
Czarnogora - Bogomorkaczarnogora gory i woda
czarnogora przy brzeguczarnogora na wodzie
CZrnogora SutomoreKotor
lodki czarnogoratirana
macedoniamalowniczy krajobraz czarnogory
OstrogShkoder-most
czarnogora Kawasaki er-5czarnogora-ostrog
Czarnogora Stary Barczarnogora nurkowanie
chorwacja-mala reklama53 grecja przystanek
stary Bar-oliwka 2000latmacedonia-Ohrid
Komentarze 2
Pokaż wszystkie komentarze
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Ścigacz.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z komentarzy łamie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usunięty. Uwagi przesyłane przez ten formularz są moderowane. Komentarze po dodaniu są widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadającym tematowi komentowanego artykułu. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu Ścigacz.pl lub Regulaminu Forum Ścigacz.pl komentarz zostanie usunięty.

motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG
Zobacz również

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualności

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep Ścigacz

    motul belka podroze 950
    NAS Analytics TAG
    na górę