Kanada odcina kamery. Kierowcy ¶wiêtuj±, a eksperci ostrzegaj±
W Kanadzie zapowiada się ostra zmiana kierunku. Tamtejszy premier prowincji Ontario, Doug Ford, chce całkowicie usunąć fotoradary z dróg.
Według Forda te urządzenia nie mają już nic wspólnego z bezpieczeństwem, a stały się maszynkami do wyciągania pieniędzy z kieszeni kierowców. Premier twierdzi, że skończył się czas "drogowego haraczu", a kierowcy powinni znów "czuć się wolni".
Oczywiście deklaracja premiera Forda natychmiast wywołała ogromne emocje. W Ontario działa dziś ponad siedemset kamer, głównie w Toronto i okolicach, które mają zniknąć, jeśli parlament przegłosuje ustawę. W ich miejsce władze planują wprowadzić inne rozwiązania: progi zwalniające, ronda i lepsze oznakowanie przejść dla pieszych. Samorządowcy są jednak wściekli, bo tylko kamery przy szkołach przynoszą Toronto ponad 7 milionów dolarów rocznie. Do tego dochodzą też statystyki, bo rzeczywiście tam, gdzie pojawiały się urządzenia, prędkość kierowców spadła nawet o 40 procent.
Na dodatek nie wszyscy wierzą w dobre intencje premiera. Ford od dawna lubi prezentować się jako polityk bliski ludziom, przeciwnik biurokracji i nadmiernych podatków. Dla wielu obserwatorów jego decyzja to typowy ruch pod publiczkę, mający kupić sympatię kierowców przed wyborami. W kanadyjskiej prasie pojawiły się porównania, że usuwanie fotoradarów to jak "rozbicie termometru, żeby nie widzieć gorączki" albo "likwidacja straży pożarnej, bo komuś przeszkadza dźwięk syreny".
Mimo krytyki część społeczeństwa przyjęła pomysł z entuzjazmem. W sieci pojawiły się tysiące komentarzy kierowców, którzy dziękowali premierowi za odwagę i "zdrowy rozsądek". Tymczasem eksperci, głównie z zakresu bezpieczeństwa, są mocno sceptyczni. Dane jednoznacznie dowodzą, że automatyczne kamery naprawdę zmniejszają liczbę wykroczeń. Brak tych urządzeń oznacza większą odpowiedzialność policji, która i tak już boryka się z brakami kadrowymi. - Jeśli fotoradary znikną, liczba kolizji i ofiar może znowu wzrosnąć - ostrzegają kanadyjskie media.
Przypomnijmy jeszcze, ze również w naszym kraju ten temat ten wraca jak bumerang. Kierowcy od lat narzekają, że fotoradary ustawia się nie tam, gdzie dochodzi do wypadków, lecz w miejsach, gdzie najłatwiej złapać spóźnionych lub nieuważnych zmotoryzowanych. Cześć polityków od lat mówili o "łupieniu obywateli", a sądy nie raz podważały sposób pomiaru prędkości. Obecnie Inspekcja Transportu Drogowego ma pod kontrolą ponad 460 fotoradarów, które w pierwszej połowie 2025 roku zarejestrowały ponad 320 tysięcy wykroczeń. Choć dane wskazują na spadek liczby wypadków w miejscach objętych nadzorem, przeciwnicy uważają, że system wciąż bardziej służy do wyciągania pieniędzy z kieszeni kierowców, niż realnej ochronie bezpieczeństwa.
Doug Ford bez wątpienia rozpalił ogólnokrajową dyskusję, która może mieć znacznie szersze skutki. Jeśli jego pomysł się przyjmie, inne prowincje, a może i kraje, zaczną zastanawiać się nad podobnymi krokami. Będziemy przyglądać się tej sprawie.


Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze