Na motocyklowej mapie Europy pojawił się nowy punkt. Mowa o najnowszym ruchu marki Can-Am, która postanowiła zrobić odważny krok i otworzyć swój pierwszy flagowy salon na Starym Kontynencie.

I to nie byle gdzie, bo w samym sercu Paryża przy Boulevard du Montparnasse. To lokalizacja, która wyraźnie pokazuje, że kanadyjski gigant BRP, właściciel takich marek jak Sea-Doo czy Ski-Doo, nie zamierza stać w miejscu. Tym razem pełen reflektor skierowany jest na jednoślady i trzykołowe maszyny z napędem elektrycznym.

Nowy salon nie będzie sprzedawał skuterów wodnych czy skuterów śnieżnych, które raczej nie są pierwszym wyborem mieszkańców Paryża. Ten punkt to hołd dla przyszłości i nowoczesności. Co to oznacza? Przede wszystkim flagowe modele elektryczne takie jak Can-Am Pulse i Origin, które mają szansę zdobyć serca miłośników miejskiej mobilności. Nie zabraknie również nowości z segmentu trójkołowców, czyli modelu Canyon, który już teraz budzi niemałe emocje wśród fanów nietypowych konstrukcji na kołach.

Jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale duży punkt Cam-Am w Europie może stać się początkiem ekspansji tej marki. Ekspansji, która dotrze i do nas. Jak podkreślił Steve Pelletier, wiceprezes i dyrektor generalny ds. rynków międzynarodowych w BRP, inwestycja w Paryżu to sygnał, że marka celuje w pozycję lidera globalnego świata powersportu. To też bezpośredni ruch w stronę elektrycznej rewolucji, która może budzić mieszane uczucia, ale staje się coraz bardziej realna nie tylko w świecie samochodów, ale także w motocyklach i pojazdach rekreacyjnych.

Trzeba przyznać, że w czasach, gdy nawet tacy giganci jak Polaris zmagają się z niepewnością ekonomiczną i problemami celnymi, Can-Am potrafi zaskoczyć i działać odważnie. Oczywiście, Polaris ma w swoim arsenale Slingshota, ale czy ten trójkołowiec ma szansę rozbujać rynek europejski tak jak elektryczne Pulse, czy Origin? Na razie wygląda na to, że to Can-Am ma lepsze wyczucie trendów i potrafi wykorzystać moment.

Warto jeszcze przypomnieć, że marka Cam-Am narodziła się w Kanadzie w 1971 roku jako część większej wizji koncernu Bombardier Recreational Products. Początkowo skupiała się na motocyklach terenowych i już wtedy nie bała się rzucać rękawicy bardziej doświadczonym graczom. W erze, gdy dominowały japońskie maszyny, Can-Am potrafił wygrać legendarne wyścigi motocrossowe i zdobyć uznanie w najbardziej wymagających klasach. Ale to nie był koniec tej historii. To był tylko pit stop.

Powrót Can-Am na motocyklową scenę nastąpił z przytupem. W 2007 roku świat zobaczył Can-Am Spyder. Trójkołowy pojazd wyglądający jak połączenie motocykla z bolidem Formuły 1. W rzeczywistości klasyczni motocykliści patrzyli na niego z niechęcia i niedowierzaniem, ale Spyder szybko zyskał swoją publiczność. Chyba można nawet powiedzieć, że stał się symbolem wolności dla tych, którzy chcieli czuć wiatr we włosach, ale w nieco bardziej stabilnej formie.

Z biegiem lat marka rozbudowywała swoją ofertę o kolejne trzykołowce, takie jak Can-Am Ryker, oraz pojazdy terenowe z segmentu ATV i SSV, które szturmem zdobyły bezdroża Ameryki Północnej. Can-Am zyskał reputację producenta pojazdów dla ludzi z charakterem. Takich, którzy nie pytają, gdzie jest droga, tylko jadą tam, gdzie chcą ją stworzyć.

Teraz firma znów wraca do źródeł. Ale nie dosłownie. Bo choć znów pojawiają się motocykle, tym razem są to maszyny elektryczne. Modele Pulse i Origin to przyszłość ubrana w klasyczną formę. Do tego dochodzi najnowszy Canyon, który udowadnia, że Can-Am nie przestaje eksperymentować z formą i technologią. Czy Europa wreszcie w pełni doceni Can-Am? Zobaczymy.