Czy kierowca samochodu, który wymusił pierwszeństwo na motocykliście, zawsze jest winny? Sprawa z Oleśnicy
Tuż przed długim weekendem w dolnośląskiej Oleśnicy doszło do nieszczęśliwego wypadku, w wyniku którego śmierć poniósł motocyklista. Sprawa pozornie jest oczywista.
42-latek jechał prawidłowo, natomiast sprawcą wypadku okazał się 64-letni kierowca osobówki, który nadjeżdżając z naprzeciwka postanowił skręcić na parking i tym samym wymusił pierwszeństwo na motocykliście.
Ale kolejne ustalenia wskazują, że wina nie leży wyłącznie po stronie kierowcy auta. Po pierwsze kierujący motocyklem w ogóle nie powinien siedzieć za kierownicą, bo miał sądowy zakaz prowadzenia pojazdów oraz cofnięte uprawnienia do kierowania pojazdami na mocy decyzji administracyjnej.
42-latek stracił prawo jazdy rok wcześniej, po zakończonej wypadkiem ucieczce przed patrolem z grupy SPEED. Niestety nie tylko przekraczał dozwoloną prędkość nawet o 70 km/h i wielokrotnie łamał przepisy ruchu drogowego, ale naraził na niebezpieczeństwo innych uczestników ruchu drogowego. Dlatego przypadek mężczyzny potraktowano jako przestępstwo.
Oczywiście błędy przeszłości nie oznaczają automatycznie winy motocyklisty, natomiast kierowca samochodu zeznał, że zielony motocykli marki Kawasaki poruszał się bardzo szybko i dlatego 64-latek nawet go nie zauważył.
Być może wszystkie okoliczności zdarzenia uda się ustalić po przebadaniu materiału wideo zarejestrowanego przez okoliczne kamery monitoringu. Miejsce wypadku zostało też poddane dokładnym oględzinom przez biegłego sądowego z zakresu wypadków drogowych. Na jego opinię również trzeba jeszcze poczekać.
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarzeTa. Puszkarze zawsze twierdzą, że "motocykl wyskoczył znikąd i poruszał się bardzo szybko". Normalnie nie było i w ułamku sekundy się pojawił.
OdpowiedzNiestety nie masz racji. Sam jeżdżę i motocyklem, i samochodem. Pomijam inne pojazdy. I pomimo tego, że zdaję sobie sprawę z możliwości motocykli, nie raz po prostu nie jestem w stanie zauważyć kolegów/koleżanek zapieprzających bez refleksji po drogach ze skrzyżowaniami. Żeby ruszyć, skręcić, włączyć się do ruchu i zrównać prędkość z pozostałymi, potrzebuję trzech, czterech sekund. Minimum. W tym czasie ktoś lecący 150km/h pokonuje grubo ponad 100 metrów. I jak potencjalny kierowca ma taki pocisk zauważyć? W terenie zabudowanym z zakrętami. Jak? Trochę wyobraźni, a wszystkim nam będzie się żyć szczęśliwiej. I dłużej. A tak na zakończenie - jeździ się z taką prędkością, przy której jeszcze można panować nad pojazdem. W każdej sytuacji.
OdpowiedzJednak co twierdzenia puszkarzy i innych, że motocyklista jechał bardzo szybko ma rację, zawsze tak się bronią" "Nie było GO nigdzie i na mnie wjechał, jak skręcałem". Musiał jechać 150 Km/h.
OdpowiedzA nie jest przypadkiem tak, że "zawsze" kierowcy samochodów tłumaczą wypadki szybkością motocykli, bo niemal zawsze motocykliści jeżdżą grubo powyżej dopuszczalnych ograniczeń? Motocykle są zwrotnymi i lekkimi maszynami w porównaniu z samochodem, jadąc z dopuszczalną, bezpieczną szybkością nawet zajechanie drogi (jeśli tylko nie jest tuż przed motocyklem) powinno skończyć się awaryjnym hamowaniem/omijaniem oraz paroma ostrymi słowami, nie wypadkiem ze skutkiem śmiertelnym...
Odpowiedz