Ścigacz.pl

Za dziewięć lat połowa aut w USA ma być zasilana prądem z gniazdka. To nie są pobożne życia partii Zielonych i organizacji ekologicznych, ale nieodwołalna decyzja Joe Bidena.

Już wcześniej było wiadomo, że aktualny przywódca USA ma wiele zbieżnych punktów swojego planu prezydentury z Europejskim Zielonym Ładem, co mocno odróżniało go od Donalda Trumpa.

Przypomnijmy, że wcześniej Joe Biden zadeklarował chęć zainwestowania 2 bilionów dolarów w czystą energię i infrastrukturę odporną na zmiany klimatyczne. Ma to być jednocześnie główny filar programu odbudowy gospodarczej i zatrudnienia w USA.

Biden uważa, że Stany Zjednoczone muszą mieć odważny plan osiągnięcia w 100 proc. czystej energii i zerowej emisji netto nie później niż w 2050 r. 5 sierpnia 2021 prezydent USA postawił pierwszy krok w tym kierunku, czyli podpisał dekret, który ma zagwarantować, że połowa nowych aut sprzedawanych w Stanach po 2030 roku będzie wyposażona w instalacje umożliwiającą jazdę bezemisyjną.

Co to oznacza w praktyce? Bez wątpienia poważne zmiany w segmencie motoryzacyjnym i konieczność przesunięcia wielu sił i środków gigantów branży na rozwój i produkcję e-pojazdów.

Dotychczasowe poczynania USA wyglądały, jakby globalne problemy związane z zanieczyszczeniem środowiska przez miliony pojazdów i spalanie paliw kopalnych, nie dotyczyły jednej z największych gospodarek świata. Za prezydentury Joe Bidena zaczyna się to zmieniać, a podejście administracji USA co raz bardziej przypomina głos, którym od lat mówi Europa.

Nie powinniśmy się łudzić, że branża motocyklowa pozostanie w nowych czasach na starych pozycjach. Nawet jeśli wciąż większość klientów będzie wolała od Harleya-Davidsona LiveWire klasycznego spalinowca, w końcu nadejdą czasy, że zakup i eksploatacja tradycyjnego pojazdu stanie się bardzo droga lub zgoła nieopłacalna.

Mam tylko nadzieje, że nam już to wtedy będzie, jako pensjonariuszom domów pogodnej starości, zupełnie obojętne.