Wydali¶my pó³ miliarda na Izerê, której nie ma i nie bêdzie? Trzeba by³o wzorowaæ siê na Junaku lub Romecie
Jeszcze w czerwcu prezes spółki Electromobility Polska zapewniał, że na początku 2024 roku ruszy budowa fabryki Izery, a pierwszy polski elektryczny samochód wkrótce wyjedzie na polskie drogi. To już przeszłość.
Raport Najwyższej Izby Kontroli ujawnił szereg nieprawidłowości. Dostało się również instytucjom państwowym nadzorującym spółkę. O sprawie napisała "Rzeczpospolita". Okazuje się, że przekraczające limity pensje dla kierownictwa EMP to tylko szczyt góry lodowej.
Kiedy tuż przed wakacjami prezes Electromobility Polska informował opinię publiczną o tym, że już za kilka miesięcy ruszy budowa fabryki, w zasadzie opowiadał jedynie o swoich życzeniach. Warto przypomnieć, że Electromobility Polska to spółka powołana do życia w 2016 roku. W jej skład wchodzą Energa, Enea, Tauron oraz PGE. Polski samochód elektryczny mieliśmy zobaczyć już dwa lata później.
Tak się nie stało, natomiast do 2019 roku przedsięwzięciu zaczęły ciążyć długi, które w końcowej fazie przekroczyły 5 mln zł. Kiedy EMP zaczęło się chwiać w posadach, do gry włączyły się organy państwowe. W 2021 roku państwo, czyli de facto my wszyscy, kupiło blisko 91 proc. udziałów spółki. Zapłaciliśmy za to 250 mln zł, a w 2022 dołożyliśmy… kolejne 250 mln zł. Z tej kwoty 128 mln poszło na działkę o powierzchni 117 ha przeznaczoną na fabrykę.
Izera reklamowana była jako polski samochód elektryczny. W praktyce polski okazał się pomysł, firma zarządzająca oraz fabryka - o ile w ogóle powstanie. Samochód będzie po prostu chiński, chociaż w użyciu jest inne sformułowanie, które nie brzmi w tak oczywisty sposób. Mówimy zatem o "platformie" chińskiej firmy Geely.
Po blisko siedmiu lata działalności mamy wydatki na poziomie pół miliarda złotych i obietnicę chińskiego, pardon, polskiego samochodu. Te uciekające lata również mają swoje konsekwencje, o czym wspomina raport Najwyższej Izby Kontroli. Otóż "w ocenie NIK w sposób szczególny zważyć należy, że rynek motoryzacyjny, w tym zwłaszcza dynamicznie rozwijający się segment samochodów elektrycznych, cechuje się bardzo wysoką dynamiką rozwojową i silną konkurencją rynkową. Przedłużający się proces realizacji Projektu może spowodować, że potencjalna upatrywana szansa rynkowa ulegnie dezaktualizacji, a produkt nie znajdzie oczekiwanego przez Spółkę w planach popytu rynkowego. Wyzwanie stanowią również trudne do przewidzenia w przyszłości, a obecnie rosnące koszty eksploatacji pojazdów elektrycznych, jak również niezbędność infrastruktury eksploatacyjnej" - napisano w raporcie.
Mówiąc prościej, zanim fabryka, a może raczej montownia, zostanie w ogóle wybudowana, Izera będzie już przestarzała i niekonkurencyjna. Polski rynek e-samochodów jest mały, a to oznacza, że nie utrzyma producenta tego typu pojazdów. Na dodatek trzeba wziąć pod uwagę dominację liderów branży. Nieoficjalnie wiadomo, że projekt Izera zostanie schowany przez nowy rząd do szuflady. Zapłaciliśmy pół miliarda złotych za piękne obietnice.
Czy można to było zrobić inaczej? W branży motocyklowej mamy choćby przykład Junaka i Rometa. To są chińskie jednoślady i nikt tego nie ukrywa. Ale jednocześnie są to świetnie działające i rozwijające się firmy prywatne bez wielomilionowej pomocy państwa, więc muszą być zoptymalizowane i urealnione do zasad obowiązujących na rynku. Nikt nie pompuje w te marki milionów z publicznych pieniędzy.
Kiedy wszyscy płacimy za realizację pewnego mitu, celem nie staje się urzeczywistnienie tej wizji, tylko zarządzanie gigantycznymi środkami, najlepiej w taki sposób, abyśmy płacili dalej i jak najdłużej.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze