tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Patagonia i Ameryka Po³udniowa na motocyklu. Jak to jest? Motul Tour 2023
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 950
NAS Analytics TAG
motul belka podroze 420
NAS Analytics TAG

Patagonia i Ameryka Po³udniowa na motocyklu. Jak to jest? Motul Tour 2023

Autor: Alonzo 2023.12.06, 12:24 1 Drukuj

Ponad 24 godziny w podróży, czego blisko 17 godzin w powietrzu. Dotarliśmy do Chile i zaczęła się nasza motocyklowa przygoda Motul Ameryka Południowa Tour. Jest z nami Czarek, Wojtek i Marcin, trzech motocyklistów z Polski, którzy stworzyli najlepsze filmy w tegorocznym konkursie Motul Tour i którzy mieli motywację, by spełniać swoje marzenia. Czy było warto? Oceńcie sami.

Nasz lot zaczął się w Warszawie. Po 2,5 godzinie wylądowaliśmy na lotnisku Charles de Gaula w Paryżu, przybiliśmy piątkę wieży Eiffla i po zjedzeniu sushi dostaliśmy się na pokład międzykontynentalnego samolotu, który miał nas zabrać do krainy spełniania motocyklowych marzeń. Lot z Paryża do Santiago w Chile trwał ponad 14 godzin, co uzmysławia, jak niecodzienną przygodę postanowiliśmy przeżyć w ramach tegorocznego Motul Ameryka Południowa Tour.

NAS Analytics TAG

Zanim koła samolotu dotknęły chilijskiej ziemi już opadły nam szczęki. Santiago to miejsce, którego nie spotkasz w Europie. Nie tylko chodzi o to, że na niewielkiej powierzchni mieszka w nim 5 milionów ludzi, ale wrażenie robi przede wszystkim położenie Santiago. Miasto to leży w niecce, otoczonej dokoła przepięknymi górami o ośnieżonych wierzchołkach. Ma to swoje złe strony, bo do Santiago opadają wszystkie okoliczne zanieczyszczenia, przez co powietrze w tym mieście jest fatalnej jakości. Niemniej z powietrza krajobraz Santiago robi piorunujące wrażenie.


 

Chile, Argentyna na motocyklu. Santiago, Puente , Porto Natales, el Calafate. Film z pierwszego etapu Motul Ameryka Południowa Tour 


 

Drugą rzeczą jest ogrom tego miasta. Są w Europie aglomeracje większe niż Santiago, na przykład, Londyn (a tak naprawdę tylko Londyn, bo Moskwa, czy Stambuł, nie kojarzą nam się z europejskością, chociaż leżą właśnie na tym kontynencie). Jednak Londyn osiągnął swój rozmiar, wchłaniając okoliczne miejscowości i tam naprawdę jest zlepkiem wielu społeczności, każda o indywidualnym charakterze. Santiago to ciągnące się w nieskończoność morze bloków. Z lotu ptaka trudno wyróżnić w nim jakieś dzielnice. Wygląda to jak jedno blokowisko na 5 milionów ludzi.

Kolejną ciekawostką Santiago w Chile jest to, że leży ono bardzo blisko lodowca. Dzięki temu rzeka, która przepływa przez to miasto, je w całości zasilana przez wody topiącego się lodu. Ponieważ przedpole lodowca jest kamieniste, więc woda w rzece wcale nie wygląda na czystą.

Chile to jeden z bogatszych krajów Ameryki Południowej. Bogactwo surowców sprawia, że w państwie tym, a szczególnie w Santiago, jest wielu majętnych ludzi. Przyciąga to niezliczone rzecz imigrantów, głównie z Kolumbii i Wenezueli. Jednocześnie czyni to miasto niezwykle barwnym i bogatym kulturowo. Warto odwiedzić Santiago, bo ma ono niepowtarzalny klimat, niezwykle egzotyczny dla nas, Europejczyków.

Jednak Santiago było tylko przystawką w naszej podróży. Już o 2:30 w nocy tutejszego czasu wyruszyliśmy na lotnisko, by ruszyć w kierunku prawdziwego celu naszej podróży, Patagonii. Nad ranem wylądowaliśmy w Punta Arenas, czyli w Piaszczystym Przylądku. Do niedawna było najbardziej wysunięte na południe miasto, z którego wyruszały wyprawy na Antarktydę i z którego marynarze wypływali, by pokonać Przylądek Horn. Teraz rozwinęły się inne miejscowości jeszcze bardziej na południe Patagonii i najbardziej wysuniętym na południe miastem jest Ushuaia.

Punta Arenas leży nad Cieśniną Magellana, która to cieśnina oddziela Patagonię od kontynentu Ameryki Południowej. Jest stąd w linii prostej niecałe 400 kilometrów do Przylądka Horn, najgorszego miejsca dla żeglarzy na świecie. W 1905 roku próbując opłynąć Przylądek Horn zatonęły tu 43 żaglowce, z czego z 15 z nich nie uratował się nikt. Tylko w jednym, 1905 roku! To chyba najlepiej uzmysławia, czym dla ludzi morza jest ten przylądek i dlaczego wzbudza on tak ogromne emocje. Trzeba przyznać, że krajobraz i klimat Punta Arenas jest wyjątkowy. Sama przejrzystość powietrza, połączona z kolorami, jakie wydobywa z przyrody operujące tutaj słońce sprawiają, iż czujemy się żywcem przeniesieni na karty powieści renesansu. Co więcej tereny te są położone zaledwie 1 metr n.p.m. Sprawia to, że woda drapieżnie wdziera się w ląd, tworząc prawdziwą orgię wody, ziemi i ognia (bo przecież z racji obecnych tu gór wulkanicznych jest to Ziemia Ognista). Ciężko opisać, co czuje się, trafiając nad Cieśninę Magellana. Jeżeli w dzieciństwie fascynowały Was takie powieści, jak Moby Dick czy Znaczy Kapitan, to nad Cieśniną Magellana macie te same wrażenia, co wracając pamięcią do tych powieści. Zapach wielorybiego tranu zdaje się wręcz unosić w powietrzu.

W Punta Arenas bierzemy motocykle. Wynajmujący mówi, byśmy jechali rozsądnie. To Ameryka Południowa, nie Europa. Nikt nam tu nie pospieszy z pomocą. Wynajmujący mówi, że jeżeli będziemy mieli wypadek, karetka może przyjechać dopiero na drugi dzień. Brzmi to jak żart, ale potem przekonamy się, że tak jest w istocie. Po pierwsze są tutaj gigantyczne odległości. Tak dziesięć razy większe, niż w Europie. Jeziora mają po 100 kilometrów długości, a dzięki niezwykłej przejrzystości powietrza wyglądają jak zwykłe jeziora. Widzimy miejscowości na drugim brzegu jeziora i wyruszamy do niej. Jednak nasza podróż trwa 3 godziny bo okazuje się, że to co widzimy jest 260 kilometrów od nas! Po drugie te ogromne odległości sprawiają, że beznadziejnie trudno się takim krajem rządzi. W efekcie poszczególne miejscowości tworzą osobne byty, kierujące się własnymi zasadami. Dlatego wprowadzenie jednolitego systemu opieki medycznej graniczy z cudem, bo każda społeczność ma własne podejście do kwestii zdrowia. Niektórzy wręcz uważają, że po to powstało coś takiego, jak śmierć, by ludzie czasem na nią zapadali. W efekcie służby ratunkowe i pogotowie działają trochę tak, jak procesje na Boże Ciało. Raz na jakiś czas organizowane są spontaniczne akcje, w których grupa lokalnych aktywistów stara się zrobić coś niecodziennego. Dodajmy, że zasięg telefonii komórkowej jest tylko w pobliżu miejscowości, więc pierwszą rzeczą, którą musisz zrobić po wypadku, jest dotarcie o własnych siłach do najbliższych zabudowań, by wezwać pomoc. Nawet są specjalnie oznaczone budynki w tych miejscowościach z wysoko zawieszonym napisem SOS. Już czuję się bezpieczniej.

Jedziemy. Pustaka i przestrzeń. Patagonia obejmuje teren ponad trzykrotnie większy od powierzchni Polski, zamieszkały przez jedynie 2 miliony ludzi. Czas się tutaj zatrzymał. Jadąc spodziewamy się tu odzianych w skóry tubylców, polujących dzidami na mamuty. Nic tu się nie zmieniło od czasu, gdy pod celnym ciosem dzidą padł tutaj ostatni mamut (jeżeli kiedykolwiek występowały one na tych terenach). Po około 100 kilometrach na horyzoncie zaczynają pojawiać się ośnieżone szczyty gór. Niesamowite wrażenie robią te strzelające ku niebu formacje Andów. Ponieważ wznoszą się one z praktycznie płaskiej powierzchni, więc nic nie ogranicza naszego pola widzenia. Widzimy szczyty odległe o kilkaset kilometrów od nas. Czujemy się jak liliputy, przemierzające ziemie olbrzymów. Widzimy przed sobą szczyt i widzimy go przez 2, 3 godziny. To trzeba poczuć i przeżyć samemu. Dojeżdżamy już prawie na miejsce, aż tu nagle na drodze pojawia się drogowskaz, informujący o odległości 60 kilometrów do celu. 60 kilometrów, gdy praktycznie widzisz już miejsce hotelu, w którym masz przenocować! Jak liliput w krainie olbrzymów.

Patagonia jest orgią ziemi, ognia i wody. Mieszkający tu ludzie jedzą lamy i ryby. Dlatego owoce morza są tutaj przyrządzane w sposób, niespotykany w innych częściach świata. Pierwszy nocleg na chilijskiej ziemi mamy w Puerto Natales. Tu właśnie jemy doskonałe potrawy z ryb. Spotykamy też Polaków, którzy podobniej jak my przemierzają bezkresne patagońskie przestrzenie.

Ameryka Południowa jest biedna, dlatego zabudowania są w większości wykonane z drewna. Duża część z tutejszych domów wygląda, jak naprędce zbita z odpadów przemysłowych. Mieszkańcy starają się obejść jakoś te ograniczenia budżetowe i malują swoje domy na różne kolory. Architektura przestrzenna tutaj nie istnieje, każdy dom jest autorskim projektem właściciela. Przez to miejscowości takie jak Puerto Natales wyglądają z daleka lub z powietrza jak wysypiska śmieci. Hotel jest bardzo przyzwoity i niczym nie odbiega od pensjonatu np. w polskich czy włoskich górach. To duży plus.

Drugiego dnia ruszamy ku parkowi narodowemu Torres del Paine. Nazwa parku pochodzi od charakterystycznych trzech szczytów, przypominających trzy wieże. Patagonia jest unikalną krainą, nietkniętą ludzką ręką. Dlatego też nie rozumiem, dlaczego ktoś postanowił z jej części uczynić park narodowy, jeszcze bardziej nietknięty ludzką ręką. Niemniej tak jest. Poza pięknymi górami z główną atrakcją, trzema szczytami Torres del Paine, park urzeka niesamowitymi jeziorami polodowcowymi z turkusową wodą. Przez parki podróżuje się szutrowymi drogami w tumanach kurzu. Kurzu jest tak dużo, że dociera on nawet do wnętrza portfeli w wewnętrznych kieszeniach kurtek motocyklowych. Z tego kurzu będziemy się otrzepywać już do końca wyjazdu. Jeżeli przyroda może być piękna, to właśnie w takich miejscach, jak Torre del Paine. Tak jak trudno niewidomemu wytłumaczyć, jak wygląda piękna kobieta, tak osobie, która nie była w tym parku, nie da się wytłumaczyć istoty jego piękna. Zapach, światło, cisza, majestatyczne szczyty gór, do których w promieniach słońca leniwie podążają turyści. To sprawia jakieś niesamowite wrażenie, jakby czytało się o tym na kartach jakieś dobrej, przygodowej powieści, a nie było tu osobiście.

Dzień biegnie ku końcowi, więc musimy pojechać do następnego hotelu na kolejny nocleg. Tym razem będzie to El Calafate już w Argentynie. Najpierw przekraczamy granicę. Zajmuje to nam 2 godziny. Klimat jak z filmów o "narcos". Droga zagrodzona szlabanami, krzątający się bezładnie turyści i służby graniczne, którym nikt nie wie o co chodzi. Mnóstwo pieczątek, dwie kontrole, wiele nieporozumień i w końcu przekraczamy granicę po stornie Chile. Jedziemy szutrową drogą przez kilka kilometrów i docieramy do jakieś rudery z argentyńską flagą. Tutaj podobnie, mnóstwo pieczątek, klimat rodzinny, pieczątki wbija dziecko celniczki, a gości bawi biegający pies pogranicznika. Wygląda na to, że punkt graniczny jest jednocześnie domem i gospodarstwem rolnym pracujących tu funkcjonariuszy. Okazuje się, że chociaż mamy segregatory dokumentów i jesteśmy wypieczętowani jak orientalni szamani, to mamy o jedną pieczątkę za mało i musimy się wrócić po nią do Chile. Tak też robimy, z nową ilością pieczątek już bez problemu wjeżdżamy do Argentyny, ale potem okaże się, że wciąż mieliśmy ich za mało i przez to nie będziemy mogli wymienić dolarów na argentyńskie pesos 😊

Okazuje się, że w Argentynie nie ma benzyny. Jedziemy na jedną stację, ale okazuje się, że zostało zlikwidowana kilka dni temu. Pracujący w pobliżu robotnicy drogowi polecają nam podjechać do najbliższej, większej miejscowości. Bliższej, to położonej 80 kilometrów dalej. W miejscowości tej kolejki do kasy na stacji paliw, ale … nie ma tam paliw! Tubylcom to nie przeszkadza i bez szemrania kupują na tej stacji to, co jest. My potrzebujemy paliwa do motocykli, właśnie straciliśmy zapasy na przejechanie tych dodatkowych 80 kilometrów do najbliższej miejscowości i ogólnie czujemy, jak na naszych karkach zaciskają się lodowane kleszcze beznadziejnego położenia. Jesteśmy tu sami, zdani na siebie i nie ma nikogo, kto mógłby nam pomóc. Tubylcy mają jedyną słuszną radę, abyśmy już tu zostali i zamieszkali na stałe. Ale nasz przewodnik ma genialny plan - zbiornik w aucie ma większą pojemność, niż w motocyklu, więc zostało nam do przejechania więcej kilometrów niż w motocyklach. Co ciekawe, kolejna większa miejscowość jest "jedynie" 160 kilometrów dalej, a nasz komputer pokładowy pokazuje, że możemy przejechać ich aż 168! Więc ruszamy po paliwo dalej, resztki tego co nam zostało w kanistrach wlewamy do motocykli i obiecujemy sobie, że kiedyś się spotkamy. Jedno auto jedzie z motocyklami i dotankowuje po parę kropel do tych, które się zatrzymają z powodu braku paliwa. W ten sposób "karawana" motocykli pełznie dalej do następnej stacji. W tym czasie drugie auto z pustymi kanistrami pruje przodem, by kupić paliwo i wrócić z ratunkiem dogorywającym motocyklom. Misja się udaje. Po zatankowaniu do kanistrów wracamy na spotkanie motocyklistów i odnajdujemy ich ponad 50 kilometrów przed tą drugą stacją, na której na szczęście było już paliwo i na której wypełniliśmy kanistry. Misja uratowana, nie zostaniemy Argentyńczykami. Noc kończymy w el Calafate, kolejnym wysypisku paździerzowych baraków, pomalowanych w fikuśne kolory. Zmęczeni tak bardzo, że kierowca niosącego pomoc i paliwo kierowcy samochodu zasypia w uruchomionym pojeździe na parkingu hotelowym, gdzie odnajduje go obsługa hotelu, zaniepokojona wciąż włączonymi światłami auta. Odtąd zaczyna się prawdziwa przygoda, o której już w następnej relacji.

Jak wygl±da Patagonia, widziana z siod³a motocykla? Zobacz zdjêcia z pierwszych etapów Motul Ameryka Po³udniowa Tour

Santagio w Chile, Cie¶nina Magellana i klimatyczne Puento Arenas, nastêpnie niezwyk³e Puerto Natales po³o¿one nad kana³em Señoret oraz el Calafate nad jeziorem ogromnym jeziorem Lago Argentino, którego linia brzegowa mierzy 640 kilometrów. Do tego przepiêkne góry Andy, strzelaj±ce ku b³êkitnemu niebu bezpo¶rednio z ogromnych p³askowy¿ów. Zobacz jak wygl±da Motul Ameryka Po³udniowa Tour:

3 szczyty Torres del Paine
Chewbacca na ulicy w Santiago Chile
Czarek Laureat Motul Ameryka Poludniowa Tour i policyjne pojazdy Chile
Figura na gorze Santiago Chile
Marcin Czarek Wojtek laureaci Motul Ameryka Poludniowa Tour w Puerto Natales
Marcin Kornacki w Patagonii Motul Ameryka Poludniowa Tour 2023
Marcin i Torres del Paine w Patagonii
Marcin w Patagonii Motul Ameryka Poludniowa Tour
Motul Ameryka Poldniowa Tour 2023
Motul Ameryka Poludniowa Tour w Puerto Natale panorama
Motul Tour 2023 przez Patagonie
Motul Ameryka Poludniowa Tour Patagonia
Motul Ameryka Poludniowa Tour i panorama Santiago
Panorama Andow Motul Ameryka Poludniowa Tour
Panorama Perto Natale Motul Tour 2023
Panorama Torres del Paine Motul Tour 2023
Patagonia Motul Ameryka Poludniowa Tour
Przyroda Patagonii
Puerto Natale Wojtek Motul Ameryka Poludniowa Tour 2023
Punkt kontroli granicznej Argentyna
RR Moto Motul Tour 2023
Santiago Chile Panorama miasta
Santiago Chile Wystep artystow ulicznych
Tomek Boro w Patagonii Motul Ameryka Poludniowa Tour
Uczestnicy Motul Tour 2023 Patagonia
Uczestnicy Motul Tour 2023 Ameryka Poludniowa
Wojtek Fiecia i jezioro przy al Calafate
Wojtek Marcin i Czarek przy policyjnej wiezniarce w Santiago Chile
ekipa Motul Tour na tle jeziora Torres del Paine
ekipa Motul Tour Ameryka Poludniowa w Santiago
Patagonia na motocyklu. Jak wygl±da Motul Ameryka P³d Tour - FOTORELACJA
NAS Analytics TAG


NAS Analytics TAG
Zdjêcia
NAS Analytics TAG
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarze
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze s± prywatnymi opiniami u¿ytkowników portalu. ¦cigacz.pl nie ponosi odpowiedzialno¶ci za tre¶æ opinii. Je¿eli którykolwiek z komentarzy ³amie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usuniêty. Uwagi przesy³ane przez ten formularz s± moderowane. Komentarze po dodaniu s± widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadaj±cym tematowi komentowanego artyku³u. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu ¦cigacz.pl lub Regulaminu Forum ¦cigacz.pl komentarz zostanie usuniêty.

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualno¶ci

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep ¦cigacz

    motul belka podroze 950
    NAS Analytics TAG
    na górê