tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Wy¶cigi motocyklowe w Polsce - Kêdzior i Oskaldowicz - historii ci±g dalszy -all
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
motul belka 950
NAS Analytics TAG
motul belka 420
NAS Analytics TAG

O motocyklach, rywalach i starych dobrych czasach opowiadają Janusz Oskaldowicz oraz Tomek Kędzior

Zapraszamy do drugiej części wywiadu z Januszem Oskaldowiczem i Tomkiem Kędziorem.

NAS Analytics TAG

Ścigacz.pl: A później nastała nicość. MP padły jak pomniki przodowników pracy i nie było już komu się ścigać.

JO: Ja wtedy skończyłem karierę po wypadku w Moście, więc tak bardzo tego nie przeżywałem. Tomuś z nas dwóch wtedy został na posterunku i musiał sobie z tym radzić.

TK: Wtedy w MP zostało pięciu zawodników. Były zawody w Kielcach, na które nie pojechałem bo motocykl był w rozsypce, i były pomysły, żeby mnie zawiesić, bo na mistrzostwa kraju nie przyjeżdżam. Grono działaczy się zebrało i obradowali, jakie to wyścigi i rundy za rok zrobić i nie widzieli, że nie ma zawodników, żeby te zawody obsadzić chociażby jedną klasą. Wtedy wyścigi padły, i ja jako chyba pierwszy, później Henio Wróblewski ruszyliśmy zdobywać Europę. Więc tułałem się po mistrzostwach Europy, Czech, Węgier. Zaowocowało to tym, że gdy wyścigi w Polsce zaczęły się odradzać odstawałem poziomem od reszty, i to wszyscy próbowali mnie dogonić i mi dorównać. Aż wreszcie przyszedł taki czas, że trzeba było oddać pola młodszym.

JO: Ja dobrze pamiętam ten czas, przy namowach Tomka i Włodka Kwasa wróciłem do ścigania, i pamiętam, że Tomuś był takim wyrazem jakości naszych wyścigów. Był to człowiek, którego należało gonić i do niego równać. Mnie się wtedy wydawało, że tego się nie da zrobić, a już na pewno w tak podeszłym wieku, bo wtedy miałem już trzydzieści kilka lat i byłem starszym facetem. Ale dzięki właśnie takim ludziom jak Tomek coś się zaczęło w tym kraju dziać, grupka pasjonatów, którzy to rozhuśtali.

TK: Ale to też dzięki tobie. Bo gdy w 1992 roku wsiadłeś na „Kawasaka" z Niemiec kupionego, to pierwsze hasło było „jedziemy na mistrzostwa Niemiec". Poziom nas przerósł, dupy nam sprali strasznie, ale to był pierwszy mój wyścig na japońskim motocyklu i pokazał mi, że trzeba się mobilizować i ciągnąć do lepszych.

JO: No właśnie, ja myślę, że trzeba się mobilizować nawzajem. To jest budujące, że nie psioczymy, nie narzekamy na siebie tylko właśnie tworzymy jakiś zespół pomimo tego, że jesteśmy rywalami doskonalimy się nawzajem. Jeśli Tomek jest lepszy w jakiejś sytuacji, to ja nie psioczę, tylko staram się go dogonić.

Ścigacz.pl: Pod koniec lat dziewięćdziesiątych jeździliście w jednym zespole, ale innych klasach. Dopiero w 1999 roku, gdy Jasiu przeszedł do zespołu Yamaha spotkaliście się w Superbike. Fajnie było znów się spotkać na torze?

JO: Noo, musiałem wreszcie Tomkowi rzucić rękawicę (śmiech). Bo gdy wróciłem do ścigania jeździłem „sześćsetkami", z różnych powodów, w tym finansowych i łatwiej tam trochę było. Gdy okazało się, że mogę mieć fajny motocykl od Yamahy, to grzechem by było nie skorzystać i nie sprawdzić się z Tomkiem w Superbike. Stanęliśmy w jednej linii i zaczęły się prawdziwe wyścigi, prawdziwe jazdy. Oczywiście pierwszy start na mojej R7, pierwszy trening i złamałem miednicę, bo tak się napinałem, tak chciałem od początku Tomusiowi pokazać kto tu rządzi. Ale co najciekawsze, miesiąc po tej miednicy wsiadam na motocykl, o kulach jeszcze chodziłem, ale wsiadam na motocykl, bo Tomuś tam przecież zasuwa, gdy ja tu leżę połamany. Więc kulawy, ale zacząłem znów jeździć, znów się ścigaliśmy. Cały ten okres dobrze wspominam, bo ciągle kombinowałem, jak Tomcia w konia zrobić, gdzie by go tu wyprzedzić. Jak dziś pamiętam te wszystkie wyścigi gdzie pędzę za Tomkiem, wyprzedzić go nie mogę, bo jechał tak szybko, więc kombinuję, że może odpuszczę i pokażę mu, że się zmęczyłem, to też zwolni. A ten nic, i dalej w palnik, więc od nowa musiałem go gonić.

TK: Ja od zawsze wiedziałem, że Janusz jest takim cwanym zawodnikiem i, że zawsze będzie kombinował, żeby mnie przechytrzyć. Ale ja starałem się też coś kombinować i wtedy były takie fajne wyścigi w których po pierwsze trzeba było jechać szybko, a po drugie kombinować gdzie się nie dać. Akurat wtedy miałem więcej szczęścia, bo Jasiu się dużo wywracał, znaczy dalej się wywraca (śmiech), ale wtedy ja wygrywałem cały sezon, ale poszczególnych wyścigów miał chyba więcej Janusz.

JO: To jest tak, że ja zawsze byłem jako wariat postrzegany, ryzykant. Tomuś to człowiek ustabilizowany, bardziej rozsądny ode mnie. Był nawet taki moment, że zaczęli na mnie mówić „lotnik", bo dłużej leciałem, niż jechałem podobno.

TK: Dlatego wiedząc, że Janusz lubi ryzykować czasami go podpuszczałem.

Ścigacz.pl: Kto był lepszy, a kto miał lepszy motocykl?

JO: To było porównywalne. Raz Tomek wygrywał, raz ja. Ja miałem może lepszy motocykl, Yamaha R7, ale Tomek z Włodkiem Kwasem potrafili lepiej sobie ustawić tego Kawasaka. Ja nigdy nie miałem takiego instynktu do mechaniki.

TK: Ty byłeś sam nas było dwóch. (śmiech)

JO: Ty miałeś przewagę technologiczną, ja nadrabiałem wariactwem. (śmiech)

Ścigacz.pl: Obaj miewaliście przerwy w wyścigach. Co wtedy działo się w waszych głowach? Biznes i codzienne życie, czy tęsknota za adrenaliną?

JO: Gdy zrywałem ze sportem starałem się skoncentrować na biznesie. Mówiłem sobie, że nie mam czasu na pierdoły, że trzeba się z tego wygrzebać wreszcie. Nie trwało to jednak długo. Rok, dwa, maksimum cztery i wracałem. Gdy robiłem przerwy w startach starałem się w ogóle nie jeździć na wyścigi. Trzymałem się od tego z daleka, zarzekałem się, że motocykle w ogóle mnie nie interesują. Negatywnym tego zjawiskiem było to, że wsiadałem na uliczny motocykl i robiłem jakieś głupoty zamiast tę energię spalać na torze. Dlatego znów jestem tu gdzie jestem i polecam to wszystkim, którzy mają głupie pomysły ścigania się między tramwajami, bo to jest naprawdę niebezpieczne. Ale adrenalina jest mi potrzebna do życia, kiedy skończę się ścigać to może na jakimś spadochronie poskaczę, albo coś takiego? Ale teraz nie chcę z tym kończyć, w tym roku stuknie mi pięćdziesiąt jeden lat i ogłaszam wszem i wobec, że póki będę chodził, będę sprawny, to na pewno będę rywalizował.

TK: Ja przerwę miałem z dwóch powodów. Pierwszy to był biznes, gdy postanowiłem wreszcie coś na rodzinę zarobić, a nie tylko topić kasę w sport. A drugi powód to mój synek, Adaś, który urodził się z poważnymi wadami i trzeba było się zająć dzieckiem, a nie myśleć o ściganiu. Gdy wszystko się wyprostowało udało się wrócić na tor.

TOMEK Kedzior mistrz polski Superbike
Oskald Kedzior ZX7R R7
mokry wyscig janusz oskaldowicz poznan
Wyscig superbike tor poznan oskaldowicz
Kawasaki ZX7R tor Poznan Kedzior

Ścigacz.pl: Jeszcze parę lat temu wyścigi sprawiały wrażenie, że jest to wyrwanie się z domu, a sport jest takim miłym dopełnieniem weekendu.

JO: Oj ja się z tym nie zgodzę! To nie były wieczorki towarzyskie, gdzie jazda po torze była produktem ubocznym. Atmosfera była dużo lepsza, niż teraz i mogło to tak wyglądać, ale samo ściganie zawsze było najważniejsze.

NAS Analytics TAG

TK: Było grono znajomych, gdzie spotykaliśmy się, robiliśmy grilla i się śmialiśmy, ale to zabawa była produktem pochodnym od ścigania.

JO: Trzeba umieć żyć, a nie tylko szczekać na siebie, bo niestety tak to teraz wygląda w większości przypadków. Zupełnie niepotrzebnie. My jedziemy na zawody udowadniać sobie kto jest lepszy na torze, a w parku maszyn jesteśmy równi. Nie wszyscy potrafią to zrozumieć i to jest przykre, ale to już nie nasze zmartwienie.

TK: Teraz wielkie teamy powstały, duże pieniądze są zaangażowane i co poniektórym palma odbija i myśli, że jest najlepszy. Ale to tor służy do ścigania, a nie rozmiar namiotu czy ciężarówki. W klasach amatorskich to jeszcze fajnie wygląda. Kumple pomagają sobie nawzajem, wymieniają doświadczenia. Ale czym wyżej, tym robi się gęstsza atmosfera.

JO: Rywalizujemy wszyscy, napinamy się. Przecież nie po to biegam po śniegu przy minus pięciu w zimie, jeżdżę na crossie, żeby odmrozić sobie uszy. Przygotowuję się do rywalizacji, ale takiej zdrowej na torze, tam powinniśmy być kolegami i sobie pomagać, a nie się opluwać.  

Ścigacz.pl: Jak to jest z wami? „Stare dziadki", czasami traktowani z pobłażaniem i sentymentem, że gdy przychodzi do ścigania to lejecie młodych. Nie wstyd wam?

TK: Ale to ich problem chyba (śmiech),  im niech będzie wstyd.

JO: Dla nas w sumie, czy stary czy młody, wszystko jedno. Odrąbać głowę i na pal. (śmiech) Na torze nie ma żadnej litości, i to jest ta sportowa walka. Stojąc na pudle czasami rozglądam się na boki i widzę, że to takie wszystko młode, jeszcze nie ogolone, ale to jeszcze bardziej mobilizuje, dodaje skrzydeł.

TK: Jak wyjeżdżam na tor to nie patrzę z kim ja się ścigam tylko staram się jechać jak najszybciej. A że się dają staremu objechać, no to znaczy, że jeszcze trzeba poćwiczyć. Staram się nie skupiać na tym z kim się ścigam tylko na dobrej jeździe.

JO: Ja tu muszę Tomusia skorygować trochę. On się nie skupia z kim się ściga, bo jeździmy w innych klasach. (śmiech) Bo inaczej, to już na starcie by kombinował na którym zakręcie się spotkamy i będzie mi mógł z łokcia pociągnąć.

Ścigacz.pl: To długo jeszcze chcecie to robić?

TK: To się okaże.

JO: Wszystko zależy od czynników zewnętrznych. W moim przypadku czy zdrowie pozwoli, czy kasa się znajdzie.

TK: To warto robić i póki kasa będzie to i my będziemy na torze. Bo co innego robić? Jeździć po ulicach i rozbijać się między samochodami?

JO: No jest jeszcze taka alternatywa, że możemy pić wódkę i napadać na staruszki, ale nie wiem czy nam jeszcze wypada. (śmiech)

TK: Chyba już za starzy jesteśmy na takie rozrywki.

Ścigacz.pl: Co byście poradzili młodym, nowym zawodnikom? Jak wytłumaczyć człowiekowi, że w dobie kryzysu ma puścić tyle kasy w tak specyficzną zabawę?

JO: Tu bym znów skorygował, to nie jest zabawa. To jest szeroko rozumiany sport, to jest kształtowanie charakteru, to jest spełnianie marzeń. To jest pasja, spełnienie samego siebie. Przecież można powiedzieć, że jak idziesz do drogiej knajpy to jest rozrzutność. Przecież można zjeść w barze mlecznym. To samo tutaj. Nie musimy się ścigać, można iść na piwo bo jest taniej. Ale to chyba nie to samo.

TK: Można kupować kolejne gadżety i bawić się jak małe dziecko, albo rozwinąć w sobie pasję i w nią inwestować, my uważamy, że warto.

JO: Ściganie jest powołaniem i jak to ktoś kocha, to w tym utonie. Logicznie tego się nie da wytłumaczyć, ekonomicznie tym bardziej, ale to jest pasja. I wszystkim młodym możemy powiedzieć tylko tyle, żeby wkładali w to całe serce i duszę. 

Ścigacz.pl: Jakie plany na ten rok?

JO: Ja mam jeden, zawsze ten sam. Mistrzostwo Polski! Łoić wszystkich po kolei!

TK: Oczywiście, jak co roku. Alleluja i do przodu.

JO: Prosty i przejrzysty plan. Muszę być najlepszy. Ja w Superbike, Tomek w Superstock 600. I nie boimy się tych Francuzów co mają do nas przyjechać. Nie boję się nikogo. W moim ukochanym Poznaniu, gdzie się ścigam od trzydziestu lat, nie dam się łatwo. Wilcze doły wykopię, asfalt ponacinam na zakrętach, pompkę w szprychy wsadzę, ale i tak będę starał się wygrać !

TK: Chciałbym jeszcze wrócić do tysiaków, ale na razie zostanę tu gdzie jestem. Motocykl mam więc koszty jakieś wielkie nie będą, a budżet nie zapowiada się większy, niż dotychczas.

JO: Tomuś, pojedź w sześćsetkach, bo nie musisz tak wtedy kombinować.

TK: Ooo, Jasiu już kombinuje, żebym nie jeździł z nim.

JO: Ja tylko myślę o tobie, żebyś nie musiał tak kombinować. Później jest pół nocy nieprzespane, bo główkowałeś jak mnie tu wykolegować w wyścigu.

TK: Dlatego się podzieliliśmy łupami i będzie sprawiedliwie.  

Ścigacz.pl: To kiedy znów się spotkacie razem na torze?

JO: Na pewno do tego kiedyś dojdzie. Tomek ma teraz „600" ja litra, nie bardzo możemy zmienić. Ja się z nim lubię ścigać, bo jest przewidywalny. Przewidywalny w tym dobrym znaczeniu, że nie zrobi nic głupiego i niebezpiecznego. W zeszłym roku miałem wysiadkę, bo ktoś na torze wyprawiał takie rzeczy, których nikt by się nie spodziewał. Z Tomkiem możemy się ścigać spokojnie, nie raz mieliśmy jakiś kontakt, on mnie, ja jego. Był kontakt między motocyklami, ale to zawsze jest w granicach czystej, sportowej walki. Takie wyścigi mają sens, bo nie martwisz się, że ktoś cię zabije tylko koncentrujesz się na rywalizacji.

Ścigacz.pl: Czyli najbliższe wasze starcie to wyścig Hondy?

TK: Tak! Na secinkach będzie gorąco!

JO:  Ja nie mogę się już doczekać tego wyścigu. W zeszłym roku się wywaliłem, ale to było konieczne, żeby leżącego chłopaka nie przejechać. Uderzyłem w bandę, ale to była największa satysfakcja, jak wchodzę Tomusiowi pod łokieć na Dużej Patelni, a on mnie wali tym łokciem. Ja go nie chcę puścić, to on mnie wypycha. Wspaniała zabawa i mam nadzieję, że w tym roku dłużej potrwa.

Ścigacz.pl: Wraz z naszymi Czytelnikami życzymy Wam tego.

Foto: Agencja Świderek

Tomek Kedzior kawasaki ZX7R poznan
Kedzior Oskaldowicz Badziak piekne czasy
podium kedzior oskaldowicz piekne czasy
Janusz Oskaldowicz WMMP MOST na golasa
NAS Analytics TAG

Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze s± prywatnymi opiniami u¿ytkowników portalu. ¦cigacz.pl nie ponosi odpowiedzialno¶ci za tre¶æ opinii. Je¿eli którykolwiek z komentarzy ³amie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usuniêty. Uwagi przesy³ane przez ten formularz s± moderowane. Komentarze po dodaniu s± widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadaj±cym tematowi komentowanego artyku³u. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu ¦cigacz.pl lub Regulaminu Forum ¦cigacz.pl komentarz zostanie usuniêty.

motul belka 420
NAS Analytics TAG
Tagi

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualno¶ci

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep ¦cigacz

    na górê